piątek, 10 lipca 2015

Z pamiętników młodej mężatki, czyli podziękujmy feministkom

Podczas moich studiów polonistycznych całkiem przypadkiem natrafiłam na jedną z mniej chyba znanych książek Gabrieli Zapolskiej Z pamiętników młodej mężatki. W jaki sposób ją wypatrzyłam, według jakiego klucza szukałam w katalogach czy na półkach – nie pamiętam. Był to jeden z dwóch ciekawych przypadków (drugim była książka Mileny Moser Księga samotnic), który tak mocno zatrzymał się w mojej pamięci. Do tego stopnia, że w ostatnich dniach musiałam tę książkę znaleźć i ponownie przeczytać.
Zastanawiam się trochę, jak o tej książce napisać, by jej nie streścić, a jednak opowiedzieć o tym, co zwróciło moją uwagę. Uważam, że ten utwór Zapolskiej (naprawdę nie wiem, na ile ważny w jej dorobku, bo to nigdy nie była moja epoka – i wciąż nie czuję potrzeby, by to zmienić ;)) jest interesujący choćby dlatego, by zrozumieć, jak dobrze jest jednak nam, współczesnym kobietom. Bohaterka, młoda mężatka Lunia, opisuje swoje małżeństwo bardzo szczerze, a obraz, jaki wyłania się z tej historii, jest dla mnie osobiście z lekka przerażający. Nie pamiętam, co myślałam, czytając tę książkę po raz pierwszy – było to w końcu dobrych kilka lat temu. Teraz jednak nie mogłam uwierzyć, że kobiety naprawdę kiedyś godziły się na taki los. I bynajmniej nie chodzi mi tylko o to, że musiały przeżyć życie u boku obcego człowieka, wybranego przez rodziców, w którym to związku z rzadka gościła choćby sympatia, o głębszym uczuciu nie mówiąc. To w sumie też może zdarzyć się i w dzisiejszych czasach. Ludzie i obecnie wchodzą w związki z wyrachowania, kalkulacji – nie tylko finansowej. Progresem jest fakt, że tych relacji nie kojarzą osoby z zewnątrz (okej, mówię o zwykłych ludziach, nie elitach, nie wiem, jak jest u nich), choć jest to dla mnie tym bardziej abstrakcyjne. Nigdy nie umiałabym z własnej woli zdecydować się na coś takiego. Po prostu. I wiem, co mówię. Co nie oznacza, że potępiam tych, co potrafią. Tylko wolałabym uniknąć takiego losu.
Ale wracając do Luni, która żyła na początku XX wieku (a może pod koniec XIX?) i której nikt nie pytał o zdanie. Nikt nie dał jej możliwości wyboru męża, za to musiała podołać obowiązkom, do których nikt jej nie przygotował – bycia gospodynią na przykład. Jak prowadzić dom, gdy na jego utrzymanie dostaje się wyliczoną kwotę, ale nie zna się kompletnie cen? Jak powiedzieć o tym mężowi, który nie ma ochoty w ogóle rozmawiać? I to nie tylko o sprawach, które w sumie dotyczą i jego (bo jednak obiady w domu jadał), ale w ogóle nie ma zamiaru zniżać się do poziomu w jego ocenie głupiej żony, wziętej przecież tylko dla posagu.
Pamiętnik Luni jest świetny. Oczywiście włosy stają dęba na głowie, gdy czyta się o takim losie kobiety. Ciekawe jednak są obserwacje Luni, na przykład na temat edukacji jej sióstr. Ona, już jako mężatka, widzi, na jak niepotrzebne w życiu umiejętności kładą nacisk (i wydają pieniądze) ich rodzice. Nauka gry na pianinie, gdy panienki nie mają głosu i słuchu (co potwierdzają sąsiedzi :D). Sam jednak główny temat – małżeństwa – dostarcza wielu materiałów do refleksji.

Mam nadzieję, że nie zdradziłam za wiele, a jednocześnie choć trochę zachęciłam do lektury. Książkę (niezbyt obszerną) na pewno można znaleźć w BUW-ie (no dobrze, była tam te parę lat temu, ale może jeszcze nie została zaczytana na śmierć), podobno jest też wydana jako audiobook. Może znajdzie się też na stronie Polskiej Biblioteki Internetowej, aczkolwiek dzisiaj, jak tam zaglądałam, strona była niedostępna z powodów technicznych. W każdym razie ja po tej lekturze mogę powiedzieć, że feministki zrobiły naprawdę kawał dobrej roboty. :D

środa, 8 lipca 2015

Sukces!


 Biblioteka dla Dzieci i Młodzieży nr 47
Wypożyczalnia dla Dorosłych nr 40

Warszawa, ul. Paca 46



Hurra! Udało się! Dzisiaj ogłoszono wyniki głosowania na budżet partycypacyjny (można zobaczyć  je TUTAJ), no i zgłoszony przeze mnie projekt przeszedł! Biblioteki przy ulicy Paca – i ta dla dzieci, i dla dorosłych – dostaną pieniądze na zakup nowości książkowych. To naprawdę fajna wiadomość. Dziękuję więc tym wszystkim, w imieniu swoim i bibliotek, którzy oddali głos na ten projekt. Bo to przecież dzięki temu poparciu projekt przeszedł. I cieszę się, że też miałam swój wkład w ten sukces. :) 

Teraz panie w bibliotece będą musiały się zastanowić, na jakie tytuły przeznaczyć te pieniądze. To oczywiście budżet na przyszły rok, więc jest na to sporo czasu. Ale miła perspektywa jest. :)