środa, 16 kwietnia 2014

Kobiece słowotokowanie

Pytał mnie raz kolega, czemu kobiety tak długo rozmawiają przez telefon. Zresztą niekoniecznie tylko przez telefon. Trafił mnie w czuły punkt, bo nie ukrywam, że czasem boleję nad niemożnością ukrócenia swej potrzeby słowotokowania. Potrafię, owszem, być zwięzła, ale zawsze wtedy wydaje mi się, że umknęła mi jakaś istotna część wypowiedzi... Dzięki pytaniu Pawła rozważyłam jednak problem i doszłam do wniosku, że moja skłonność nie jest tak nietypowa, jak się martwiłam albo jak bym chciała.
Po zastanowieniu się nad sobą i swoimi koleżankami uważam, że można wyodrębnić następujące przyczyny:

1) Przede wszystkim: kobieta praktycznie nigdy nie odpowiada wprost na zadane pytanie. Zauważyłam, nawet u siebie, że zapytana przykładowo o to, czym się martwię, odpowiadam: „A, szkoda gadać”. 



KAŻDA kobieta wie, że to wcale nie jest zamknięcie tematu. Przeciwnie, to zdanie stanowi wstęp do rozległej opowieści o przyczynie zmartwienia. Oczywiście, nie jest to takie proste. Często bowiem chodzi o to, żeby rozmówca nalegał na wyjawienie problemu, o którym pozornie nie chce się mówić. Uwaga: tu można wpaść w dwie pułapki. Z jednej strony bowiem, pytający może być nadmiernie delikatny i nie dopytywać dalej. Tymczasem sama miałam koleżankę, która lubiła być pytana o to samo dwa razy. W ten sposób upewniała się, czy pytającego na pewno interesuje to, o co pyta. Ja natomiast bardzo obawiałam się być typem z drugiej strony – czyli kimś namolnym. Bo czasem nawet kobieta NAPRAWDĘ nie ma ochoty się zwierzać. I trzeba to uszanować. Bo za niewinnym podarciem rajstop może kryć się dramat, gdy wcześniej za limem pod okiem stał tylko poranny kac. Im lepiej zna się daną osobę, tym lepiej wiemy, czy można i trzeba pytać.
Ale panowie, spokojnie – nie bójcie się spytać swojej niuni przynajmniej ze dwa razy, czy na pewno wszystko w porządku. A jeśli nie odzywa się drugi tydzień, a Wielkanoc jest coraz bliżej – przestańcie pytać, bo to akurat łatwe: po prostu wreszcie wynieście tę choinkę na śmieci, tak jak prosiła. ;)

2) Drugim powodem gadulstwa jest po prostu dobry temat do rozmowy. I tu niestety największy mędrzec i filozof może nie zdzierżyć w swym stoicyzmie. Im osoby sprawniejsze językowo, im mają bogatszą leksykę – tym rozmowa będzie dłuższa. Tym bardziej że często kobiety mają tendencję do opowiadania sobie nie tylko o faktach, ale przy tym też: 
  • o ich przyczynach
  • i możliwych interpretacjach
  • oraz emocjach doznanych w związku z tymi faktami
  • a także emocjach osób powiązanych z tymi faktami
  • zastanawiania się, jak to wpłynie na przyszłość
  • zastanawiania się, jakie źródło miała dana sytuacja w przeszłości i czy można było ją przewidzieć
  • rozważania, komu można/trzeba o tym opowiedzieć, a komu nie
  • itepe.
Rozmowa właściwa może być często przerywana uwagami typu: „Zostaw to” (do kota/dziecka) albo „Poczekaj, zapomniałam wyjąć ciasto/wyłączyć zupę” ewentualnie pada bateria (jeśli rozmowa odbywa się przez telefon czy inne urządzenie mobilne) lub kończy się doładowanie na karcie. To często sygnał, że rozmowa się troszkę przedłużyła...

Tematem rozmowy może być właściwie wszystko. Czasem opowiadamy konkretne zdarzenie, które przywołuje wspomnienie innego, a to  jeszcze innego. Nieraz musimy sobie opowiedzieć, co nam się śniło, jak to rozumiemy, co z tego można wywróżyć (oczywiście zaklinając się, że w to absolutnie nie wierzymy, że tylko tak sobie dywagujemy). Ploteczki na czyjś temat też bywają fajne. Najważniejsze w rozmowie dwóch kobiet (przynajmniej dwóch) jest jednak przedstawianie i analizowanie emocji. Bez tego nie ma zabawy. Jeśli obie rozmówczynie odczuwają podobnie, rozmowa wcale nie jest krótsza  bo wtedy przywołuje się osoby, które myślą inaczej, i analizuje się przyczyny tych nieadekwatnych, naszym zdaniem, emocji. I tak to trwa, a czas upływa. Panowie tego zazwyczaj nie rozumieją: po co mówić o emocjach? Po nic. ;) A tak naprawdę, to chociaż czasem rozmowa niby nic nie zmienia, ale wylanie z siebie natłoku uczuć pozwala spokojnie wrócić do rzeczywistości codziennej i z uśmiechem na twarzy rozwieszać kolejne pranie, choć w perspektywie dnia jutrzejszego jest niedzielny obiad u teściowej. Świadomość, że ktoś nas rozumie, pozwala to z większą lub mniejszą godnością znieść.

Takie rozmowy mogą jednak trwać w nieskończoność. Po pierwsze, biorą w niej udział przynajmniej dwie osoby, więc obie dzielą się po równo (tak powinno być) tymi wszystkimi uczuciami i emocjami. A jeszcze zanim się przebiły przez formułki powitalne i grzecznościowe, i zanim wypowiedziały te wszystkie fałszywe zaprzeczenia, że nie nie, szkoda gadać o tym, to trochę mija... A jeszcze się coś przypomni w międzyczasie... albo tuż po zakończeniu rozmowy. Mnie w moich rozmowach niezmiennie bawi, że chwilę po odłożeniu słuchawki przypomina mi się, po co właściwie dzwoniłam do danej osoby, a o czym w natłoku słów zapomniałam powiedzieć… Albo po prostu przypomniało mi się jeszcze coś. I dzwonię znowu, jeszcze tylko na chwilkę… Jak w tym dowcipie:
Dwie kobiety spędziły razem 10-letni wyrok w jednej celi. Przychodzi dzień wolności, wychodzą z zakładu karnego, wielkie drzwi się za nimi zamykają, one popatrzyły na siebie... i poszły do kawiarni, pogadać jeszcze trochę.
Suchar, wiem (choć wciąż do końca nie rozumiem, co to znaczy :P). Nie ja jedna tak mam. I oczywiście nie tylko kobiety są gadułami, ale one częściej. Choć ja większość swojego talentu krasomówczego odziedziczyłam akurat po tacie…

4 komentarze:

  1. dobrze, że mamy darmowe połączenia, bo ja też mam po tacie ten dar :P
    świetne spostrzeżenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I sama do nich doszłam! ;) Czekam jeszcze na komentarz Pawła, czy wszystko już jest dla niego w tej materii jasne...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, na tyle, na ile może być, że tak niejasno się wyrażę :). To może tak, jest to dla mnie o wiele bardziej jasne.

    OdpowiedzUsuń
  4. A zatem cel, jeśli chodzi o Pawła, został spełniony! Niemożliwe jest bowiem mieć pełną jasność w tej materii. :)

    OdpowiedzUsuń