poniedziałek, 17 lutego 2014

Pestka do zgryzienia

Od kiedy w moim życiu pojawił się Kocio, zaroiło się wokół mnie od innych mruczków. Na razie wirtualnie… :) Odkryłam istnienie organizacji, o których nie miałam wcześniej pojęcia, zajmujących się kotami. Jedną z nich jest DT Kocia Łapka, powiązanego z Fundacją Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt – Viva!. Oglądałam te strony nie po to, by znaleźć jakiegoś mruczka – w końcu mam swojego kochanego i na razie on mi wystarcza (momentami nawet aż nadto absorbuje), ale żeby dowiedzieć się więcej o kotach, poznać ich zwyczaje, ludzi, którzy się nimi opiekują. Nie wiem, jak trafiłam na Kocią Łapkę, ale to był szczęśliwy traf. :) Na stronie pojawiają się wprawdzie tylko informacje związane z kwestiami adopcyjnymi i prezentowane są właśnie takie szukające domu pociechy – ale niespodziewanie zaczęłam się zakochiwać w tych kotach. :) Śliczne (ale dla mnie każdy kot z definicji jest śliczny:)), choć niektóre baaardzo zabiedzone. Na szczęście dzięki świetnym dziewczynom, które o nie dbają, większość odzyskuje formę.
Oglądałam tak te pociechy i oglądałam… Stopniowo zaczęłam kupować na aukcjach charytatywnych, mających na celu wspomóc DT. Wystawiane tam gadżety – magnesy na lodówkę, kubki, kolczyki, podstawki, torby ekologiczne i inne – były bardzo fajne, a przy okazji stwarzały okazję, by zrobić dobry uczynek. Więc kupowałam (i nadal kupuję.. :)).
Coraz uważniej śledziłam wpisy na Kociołapkowej stronie. Koty na zdjęciach zaczynały być coraz bardziej znajome i bliskie, a nad ich losem – niestety – coraz trudniej było przejść do porządku dziennego. Kiedy na początku stycznia tego roku Kocia Łapka poinformowała, że potrzebny jest kolejny DT, bo one chwilowo nie dają rady (później się okazało, z jakiego – smutnego – powodu), pomyślałam, że może powinnam… Ale szczerze, to się też bałam. Chyba najbardziej tego, że nie wiem, czy będę dobrą kocią mamą – choćby tymczasową. Oczywiście też kwestii praktycznych, np. czy mój Kocio zaakceptuje nowego lokatora, czy będzie to kot z podobnym adhd jak mój – i czy w związku z tym mieszkanie wytrzyma…, czy też później oboje przeżyjemy rozstanie, gdy tymczasik znajdzie stały dom. Albo – czy jeśli się zadomowi i zostanie, czy sobie poradzę, także finansowo. Wątpliwości i lęków było dużo, a determinacji, by machnąć na nie ręką – za mało. Odpuściłam temat.
Ale mruczki ze strony Kociej Łapki patrzyły na mnie każdego dnia. Wtedy pomyślałam, że może uda się je jakoś zobaczyć, może wtedy coś postanowię… Napisałam do Kociej Łapki, czy można by do nich przyjechać i wymiziać te cuda cudeńka. :) Zostałam zaproszona! I jakoś tak na początku lutego pojechałam z  wizytą. Miałam pełną świadomość, że w domu Fundacji nie dadzą mi kota ot tak, po prostu, jak dostałam w lecznicy mojego Kocia. Miałam też nadzieję, że na żywo koty okażą się męczące i w ogóle się zniechęcę. Niestety. Koty Kociej Łapki są fantastyczne. :) I jeden zajrzał mi do serca. A w zasadzie jedna – Pestka.



Pestka, poza tym, że to piękna kota, ma zasadniczą cechę – jest kotem trudnym. Więc dla mnie, n’est ce pas? ;) Z tego, co powiedziała mi o niej Kamila, i co jest też na stronie Fundacji, Pesteczka jest po przejściach i wymaga pracy, by zaufała człowiekowi.
Mam teraz twardy orzech (twardą pestkę?) do zgryzienia. Chyba się jednak nie odważę na wzięcie kolejnego kota w ogóle. Z powodów, dla których nie zdecydowałam się na bycie dt. Po prostu się boję, że nie podołam, a przecież nie oddam kotów z powrotem. To byłoby po prostu niepoważne. Zresztą Kocio na razie absorbuje mnie całkowicie (tak, wiem, z drugim kotem mógłby się bawić, a ja bym miała spokój - pytanie, czy by się dogadali i czy na pewno miałabym spokój... w każdym razie sprzątania na pewno więcej ;)). Czekam, aż chłopaki z Kociej Siatki zaczną wprowadzać w życie swoje pomysły na drapaczki balkonowe - wtedy dopiero będzie szaleństwo! :)
A oczy Pestki wwiercają mi się w serducho...

7 komentarzy:

  1. Ostatnio słuchałam radia i wypowiadała się Dorota Sumińska, że kot powinien mieć drugiego kotas, bo inaczej oszaleje. To tak, jakby być człowiekiem wychowanym przez słonie - ani słoń, ani człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio słuchałam radia i wypowiadała się Dorota Sumińska, że kot powinien mieć drugiego kotas, bo inaczej oszaleje. To tak, jakby być człowiekiem wychowanym przez słonie - ani słoń, ani człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie masz rację, Limesiku. Ale wiedzieć coś a zrobić to - to insza inszość...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej, kot-wariat - chcesz testować taka opcję? ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No bez przesady. Dorota Sumińska nie ma monopolu na posiadanie wiedzy ws. kotów. A ja znałam kocie jedynactwa i wiesz, wydawały mi się całkiem, całkiem ogarnięte...

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja zostawiłam kota w domu rodzicow (nie chcial sie ze mna wyprowadzić, wiec mozna powiedzieć, ze niejako sam dokonal wyboru ;). Od początku wychowuje się bez towarzystwa innych kotów i wygląda na szczęśliwego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję za ten komentarz. :) Presja na dokocenie mnie jest zadziwiająco silna, prawie jakby ktoś się założył... ;)

    OdpowiedzUsuń