Jakoś
tak niedawno dowiedziałam się od sympatycznej Pani w zoologicznym sklepie, że
kastrowany kotek może wcześniej przejść na karmę dla dorosłych kotów. Przejęłam
się tą uwagą, ale z drugiej strony – nie byłam do końca pewna jej słuszności. Nie,
żebym Pani Emilce nie wierzyła, ale „weryfikowanie informacji” to moja
naturalna pasja. I jaki świetny temat, by sobie z kimś porozmawiać! No,
konsultacja z wetem w tej sprawie była, poza oczywistą przyjemnością (kolejna
cudowna pani z Wetmedic), także kosztowna, ale za to miałam pewność, że kot
będzie karmiony należycie. Zaraz też zresztą byłam z nim w przychodni na
profilaktycznych badaniach, więc został zważony i oceniony pod względem
prawidłowości wagi (jest idealny, jakżeby inaczej! :)).
Kocio dostał karmę z półki „Adult” i uznałam, że pod tym względem sumienie mogę
mieć spokojne.
A
nie, nie do końca. Bo oprócz rodzajów karmy dla kota jest też kwestia
częstotliwości jej podawania. Na samym początku, kiedy przyszłam z Kociem do
domu, postawiłam mu miskę z suchym żarełkiem „na stałe”, a mokrą karmę
porcjowałam. Chyba wyczytałam tę radę w internecie. Jeśli czytają to osoby,
który uczestniczyły w moim procesie dojrzewania do podjęcia decyzji o
przygarnięciu kota, to pewnie pamiętają, że najbardziej panikowałam właśnie pod
tym względem, czyli: jak toto karmić? Nie tylko „czym”, ale i „jak”. Nie wiem,
czy uzyskałam wtedy wyczerpującą odpowiedź, ale pewnie nie, skoro w momencie
nieoczekiwanej wprowadzki nowego lokatora guglowałam te tematy.
Potem
już było oczywiście spokojniej. Kot jadł to i tyle, co miał nasypane i
nałożone, i jakoś sobie z tym radził. Widać było, że jest ok. Znaczy, że metoda
dobra. Skonsultowałam to zresztą w przychodni, z której zabrałam Kocia, był
akcept, więc nie widziałam problemu. Pojawił się on – najpierw w mojej głowie –
trochę później. Zaczęłam się nagle, z różnych źródeł, dowiadywać, że niektórzy
karmią koty kilka razy dziennie. W sensie, że karmę suchą i/lub mokrą
wydzielają, a nie ustawiają w trybie całodobowej dostępności. Jeszcze się tym
tak bardzo nie przejmowałam, bo Kocio, jako młodziak, miał prawo jeść, ile
chcąc (tak uznałam), ale kiedy przeszliśmy na poziom „adult”, pomyślałam, że
czas i to zmienić. Z lekkim bólem serca pochowałam miski, bo i dla mnie w sumie
był to wygodny sposób obsługiwania kocurka. Skończy się spanie rankami,
pomyślałam. Miałam rację, ale stało się tak z innego powodu... ;)
Po
rozmowie z miłą panią wet przywróciłam dawne obyczaje. Miska z suchą
karmą, dobraną idealnie do jego zaburzonego nieco przewodu pokarmowego, stoi na
honorowym, niezmiennym miejscu, natomiast wędruje talerz z pokarmem mokrym. A to
się na balkonie pojawi, a to w kuchni, a to obok suchego – wszystko zależnie od
mojej (tak!) wygody. Kocio się nie kłóci i grzecznie zjada to, co dostanie
(chyba że nie) i w tym miejscu, gdzie akurat się obaj (on i posiłek) znajdują. I
to nie podlega dyskusji.
Natomiast
niesamowicie kontrowersyjna okazała się sprawa tej całodobowej miski. Ot, w
pewnym momencie kot mi zgłupiał i przestał spać w nocy. Bynajmniej nie z głodu,
po prostu – przypływ adrenaliny, energii i „gimbusiarstwa”. P Po tygodniu
takich bezsennych nocy uznałam, że chyba jest jakiś problem. Naprawdę,
wcześniej AŻ TAK nie głupiał. ;) Bawiłam go wieczorami, pewnie, ale on z kolei
często lekceważył moje starania o przyzwoitych porach. O tych nieprzyzwoitych
(druga, trzecia nad ranem) to z kolei ja nie chciałam. :P Wreszcie, wyzuta z
sił, wyżaliłam się na fejsbukowej kociej stronie. Niby pytałam o radę, ale sama
i tak już dużo wiedziałam (zresztą byłam już po dwóch spotkaniach warsztatów PetBonTon),
ale zawsze jest nadzieja, że ktoś… coś…
I
tam dowiedziałam się, że miska z jedzeniem, dostępna na okrągło, jest
paśnikiem. Co mnie zaskoczyło i bardzo mi się nie spodobało. Natomiast dzięki
tej sytuacji przypomniałam sobie, że do wiedzy z internetu należy podchodzić z
dużym dystansem. Bo czemu nie zgadzam się z tym poglądem? Otóż, po rozmowie ze
znawcami tematu „w realu”, a do nich zaliczam też poglądy przedstawiane przez
kociarzy na zajęciach PetBonTon, myślę, że kot, mający dostęp do miski z
żarciem na okrągło, wcale nie będzie szybciej tył. Przeciwnie, ponieważ wie, że
jedzenie jest stale dostępne, nie musi najadać się na zapas. Zje tyle, ile mu
trzeba. Owszem, zgadzam się, że kot to myśliwy i bardzo podobają mi się
koncepcje Julii z PetBonTon, by kotu czasem w jedzeniu „poprzeszkadzać”. A to
je rozsypać (i niech szuka), a to rzucić,
a to podać np. w kratce po jajkach. Ale nie zawsze jesteśmy przy kocie. Ja,
która spędzam w domu naprawdę dużo czasu ze względu na sytuację zawodową (a
raczej jej prawie brak), nie byłabym w stanie tak wydzielać mu jedzenia, by móc
kontrolować, ile on zjadł i kiedy. Za to jak nasypię określoną ilość „paszy” do
miski – to wiem, co i jak, nawet jeśli mnie dłużej nie ma.
Oczywiście
znów pada argument przeciwników „paśnika”: że karma wietrzeje. Cóż. Ustalmy, że
w misce znajduje się np. dobowa lub dwunastogodzinna porcja żywności. Rzeczywiście,
straty odżywcze będą niezmierzone. (Ironia, jeśli ktoś nie zauważył). A jak
podaję uparowane mięso, to też jest bez pewnych elementów (nie tylko tych
złych). Mówi się trudno. I tak wiem, że w przypadku Kocia jego karma jest
dobrej jakości. Na tyle, że ewentualne straty podczas „wietrzenia” nie pozbawią
jej całkiem wartości odżywczej.
A
traktować Kocia jak krówki przy paśniku nie mam zamiaru i nie pozwolę nikomu
nawet sugerować, że nią jest! O.
Koty to jednak mądre bestie są :)
OdpowiedzUsuńZ naciskiem na "bestie" :P
UsuńNie no! Napisałam taki dłuuuuugi komentarz, wybrałam "komentarz jako" i wszystko mi zniknęło!!!!! Ehh...
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis - widać, że umiesz zadbać i zależy Ci na Twoim pieszczochu - podobnie jak mnie na moim. Maximus (mój kotek) też jest młodzianem, który dopiero 12 września będzie miał roczek ;-) Wykastrowany został w wieku ok. 6 miesięcy i od tego czasu (około) zaczęło się moje poszukiwanie najlepszej drogi żywienia dla mojego <3 Co ja się nie naczytałam w necie ;-) Mogłabym spokojnie zostać ekspertem w zakresie żywienia kotków. Może nie częstotliwości podawania, ale jakości ;-) Ponieważ na fb obserwuję hodowlę kotów brytyjskich krótkowłosych i scotish fold i widzę, że właścicielka prawdziwie kocha swoje kotki, zwróciłam się do niej o pomoc w doborze karmy. Uznałam, że praktyk pewno będzie miał lepszą wiedzę niż teoretyk - weterynarz ;-) (choć mam świetną panią wetkę). Pani z hodowli potwierdziła mój wybór karmy, a ja namówiłam do zakupu koleżankę z pracy - właścicielkę kotka o rok starszego od Maxia. Bo Taste of the Wild w najmniejszym opakowaniu to wciąż 2,27 kg, czyli za dużo, jeśli kotkowi "nie podejdzie". Podeszło obu kotkom. Do tego zdecydowałam się na poidełko - bo przy suchej, kot powinien sporo pić (ok. 50ml na każdy kg kota) Ha ;) przygotowałam się do tematu, co nie? ;-) Oprócz tego wyczytałam, że warto kupować i mrozić poporcjowaną wołowinę pokrojoną w kawałeczki, dawać kawałki kurczaka (ja daję jak na razie tylko z piersi), o tuńczyku powiedziała mi pani od której mam kotka, że łyżeczkę i że przechowywać resztę w szklanym pojemniczku ;-) O żółtu też gdzieś wyczytałam - ale też od dawna słyszałam, że jajko dobrze wpływa na sierść - tyle, ze doczytałam, że białko może uczulać. Ponadto mój gagatek ma sporo wydzielanych smaokołyczków: a to kiełbaski z Aldika, na kłaczki Whiskas, Smile, na ząbki też ze Smile, coś tam z Rossmana z kwasami omega3 no i jego hity: Miamor - 2 pasty - na kłaczki i witaminkowa. Wydzielam po 3 sztuki,nie zawsze wszystko, a te pasty po pół opakowanka. Podoba mi się sposób z chowaniem smakołyków do pudełeczek po zapałkach - ale jeszcze go nie wdrożyłam. A propos stałego dostępu do suchej karmy znam 4 koty, które dożyły sędziwego wieku (18 lat i więcej) mając stały dostęp do suchej - ale i karmione mokrą karmą. Mojego wagę staram się kontrolować - choć nie je więcej niż przewidziana dawka (wiem, bo dziennie oddzielam taką dawkę do osobnej zamkniętej szklaneczki, a stamtąd dosypuję do miseczki) Kuweta pokazuje, że jedzonko jest ładnie trawione ;-) hehe - choć jak na niewielkie spożycie to efekty są baaardzo ok-azałe :D Ależ się rozpisałam :-) Pozdrawiam serdecznie - Agata
OdpowiedzUsuń