wtorek, 19 sierpnia 2014

Szkodliwe paczenie

Poszłam dzisiaj z Fruzią do wet. Sama nie wiem, na co liczyłam, w końcu „na oko” lekarz nie oceni, czy problem pozakuwetowania ma przyczynę w zapaleniu pęcherza, a nie miałam w domu głupiej strzykawki, by zebrać ostatnie siuśki z podłogi i zawieźć do analizy. Czekanie na następne było jednak trochę ponad moje siły… Pani doktor, po obejrzeniu małej i zrobieniu porządnego wywiadu, stwierdziła, że jednak przyczyna jest behawioralna. Po opowiedzeniu jej niektórych szczegółów z zachowania Kocia tylko się w tym upewniła. Zaleciła feromony, ewentualnie jakieś KalmAidy czy inne bajery (kto miał problem, wie, o co chodzi). No i mimo wszystko, gdyby się udało, powiedziała, by jednak zebrać siuśki do analizy, aczkolwiek zapalenie pęcherza jest praktycznie niemożliwe u kici.
Wracałam przygnębiona. Głównie tym, że upewniłam się, gdzie leży przyczyna stresu Fruzi. Niby sama mówiłam (i pisałam), że Kocio jest stalkerem, ale tak naprawdę rozważałam to w kategoriach żartu. No jak taki Kocio słodki, kastracik, pierdołka – i agresor? A jednak.


Kocio nie robi niby nic takiego strasznego. On „tylko” paczy na Fruzię. Dowiedziałam się jednak, że to trzeci – przedostatni – poziom kociej agresji. Pierwszą informacją dla intruza jest znaczenie terenu. Drugim – wokalizacja swojego niezadowolenia, połączona ze stroszeniem futra, taką wizualną demonstracją. Ostatnim aktem agresji są łapoczyny, mające na celu przepędzenie intruza. Chyba że ten wcześniej nie wytrzyma presji kociego wzroku.
Raz wyraźnie dostrzegłam te Kociowe paczałki. Naprawdę, gdybym była kotem, udałabym, że szłam akurat gdzie indziej. Od tamtego czasu (kilka dni) coraz bardziej widziałam, jak Kocio łazi za małą, niemal dyszy jej w kark, cokolwiek by ona nie robiła. Myślałam wciąż jednak, że to po prostu takie zainteresowanie drugim kotem… Tymczasem to agresja. Może obronna? Bo Fruzia na zastraszoną nie wygląda, a to siusianie poza (i nie tylko siusianie…) to może właśnie też jakaś forma zagarniania terytorium? I Kocio na ten pierwszy etap odpowiada trzecim?
Jak by jednak Fruzia nie była dzielna, rozumiem jej stres. Pani wet też mi to w rozmowie dosadnie dosyć przybliżyła. Słuchając bowiem jej wywodów, ogromnie ciężko było mi przyznać, że mam w domu takiego agresora. Nie Kocio! I jakoś niemrawo próbując go tłumaczyć, mówię, że przecież on nie zawsze na nią tak paczy. To czemu ona ma się denerwować…? A pani wet na to: „A jakby pani mieszkała z mężem, który bije tylko czasem, a pani nie wie nigdy, kiedy?”. Przemówiło do mnie.


Bo w sumie nie trzeba bić… Wyobraźmy sobie, że jest w naszym życiu osoba, która nas nieustannie obserwuje. Nie krytykuje. Nie chwali. Po prostu patrzy. I teraz taki dzień (dla uproszczenia wersja relacji damsko-męskiej): Wstaję rano i idę do kuchni robić śniadanie. On idzie za mną i siada przy stole. Nie czyta gazety, nie włącza radia, nie wyciąga talerzy. Patrzy na mnie, jak ja kroję chleb, gotuję wodę, nalewam herbatę czy kawę do szklanek. Stawiam to na stół. To wszystko w milczeniu, wciąż obserwowana. Cud, że tym razem nic nie upuściłam ani nie wylałam. Innym razem przyszywam guzik. On siedzi obok i patrzy. Myję podłogę. On patrzy (i wcale nie ma zakusów erotycznych, po prostu ocenia płynność ruchów). Wieszam pranie, a on patrzy. Nic nie mówi, ale sama nerwowo sprawdzam, czy nie ma załamań i czy wszystko się doprało. Rozpakowuję zakupy, a on patrzy. Z przykładów pozadomowych natomiast. Jadę samochodem (w sensie: kieruję), a on siedzi obok. Oczywiście mało który facet by tylko patrzył krytycznie, ale kiedy wreszcie zamilknie, większość kobiet czuje się chyba gorzej.
Szczerze? Też bym chyba zaczęła sikać po kątach, gdyby to leżało w ludzkiej naturze. Taka ciągła obserwacja, kontrola bez słów sprawia, że ręce zaczynają się trząść, a w środku wszystko dygocze jeszcze mocniej. Im teren mniejszy, im osoby bliższe – tym jest to bardziej odczuwane. W końcu nie przypadkiem pojawiają się w założeniu dowcipne karteczki z cenami usług, gdzie za obserwowanie fachowca podczas pracy klient dopłaca procent od całej sumy. ;) A on przecież tylko paczy… ;)




7 komentarzy:

  1. Super! Świetne obserwacje zarówno kociej jak i ludzkiej rzeczywistości :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Doczytałam ten post po poprzednim i w sumie nie wiem czy tak bardzo obawiam się o stan psychiczny swojego futra-jedynaka...
    choć z Twoich opisów wynika, że ma charakter zupełnie inny niż Kocio.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojtam, to tylko tak brzmi. Zresztą, jak sie zdecydujesz, to mam swietne patenty na osiągnięcie sukcesu (niestety, ja otrzymałam je poniewczasie...) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziel się, przyda się na zaś!
    Chyba nie mamy wyjścia, ale odkładamy sprawę na "po urlopie" jesiennym. Jesienią i zimą więcej czasu w domu będziemy to i łatwiej będzie się zająć futrami.

    OdpowiedzUsuń
  5. No dobra, dokacamy się ;) prawdopodobnie nie kociakiem, tylko kotką-rówieśniczką naszego. Czekamy na odpowiedź od domku tymczasowego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fantastycznie! Trzymam w takim razie kciuki i liczę na wieści. ;) A jakby coś, to możesz też do mnie napisać ws. konsultacji (jest formularz na stronie albo przez fanpejdża). Powodzenia!!! :)

      Usuń
  6. O nie wiedziałam że jest fanpejdż. Bede paczeć, haha :)

    OdpowiedzUsuń