Któregoś dnia
– dawno temu, gdy byłam mała – przyszła
mi do głowy niesamowita myśl. Patrzyłam bowiem na moją mamę, która wykonywała
kolejną z miliona czynności domowych i w duchu zadałam sobie pytanie: skąd ona
wie, co powinna robić i w jakiej kolejności? Przecież nikt jej tego nie mówi,
sama podejmuje decyzje. Z poziomu dziecka w szkole podstawowej wydawało mi się
to czymś wręcz fascynującym. Potem, już starsza, ale wciąż niesamodzielna,
zastanawiałam się, jak ja sobie poradzę w życiu, skąd będę wiedziała na
przykład, co gotować na obiady. Przecież potencjalny mąż, którego wtedy nawet
nie umiałam sobie wyobrazić, mi tego nie powie. No bo skoro ja – kobieta, więc
stworzona do tego przez naturę – nie wiem, to skąd facet ma takie rzeczy
wiedzieć? Albo, co gorsze, będzie wiedział, zadysponuje potrawę, a ja nie będę
umiała jej przygotować. I co wtedy? Pomysł, że sam może sobie zrobić, albo że
można po prostu kupić, nie przyszedł mi do głowy. ;)
Od tamtego
czasu minęło już sporo lat, nabyłam trochę doświadczenia życiowego i nawet
umiem gotować. ;) Wciąż jednak zdarzają mi się takie rozkminki, które pokazują,
że sztuka prowadzenia domu, choć nie jest to szlachecki dworek ze służbą, a
zwykłe mieszkanie w mieście, wydaje mi się czymś znacznie bardziej
skomplikowanym i zasługującym na uznanie niż praca zawodowa. W końcu nie ma
obecnie szkół, które edukowałyby młode panienki pod kątem nie tylko gotowania
(od biedy można by za takie uznać szkoły kucharskie), ale właśnie ogólnie
prowadzenia domu. Nieraz „zawieszam się” podczas którejś z prac domowych, bo
nie wiem, jak to ogarnąć, i cichutko marzę, by ktoś przyszedł i mi to wszystko
po prostu zadysponował…
No, prawda
jest taka, że gdyby ktoś się ośmielił coś takiego zrobić, na pewno nie byłabym
szczęśliwa. :D Lubię dom, lubię o niego dbać, a najbardziej jednak chyba lubię
gotować. W dzisiejszych czasach nie trzeba mieć książki kucharskiej, bo pełno w
internecie wszelkiego rodzaju blogów kulinarnych, przepisów, można obejrzeć
zdjęcia czy wideo, jak wykonać po kolei potrawę. Kiedyś tego nie było i jeśli
mama nie nauczyła, to potem mogło być trudniej. ;) Na szczęście żyję tu i
teraz, więc mogę korzystać z wszelkich tego typu porad, kiedy tylko chcę i
mogę. A sprawia mi to olbrzymią frajdę i pomaga też odpocząć od nudnych godzin
przy komputerze.
Mam
niesamowitą radość, kiedy przyrządzę potrawę, której smak pamiętam jeszcze z
dzieciństwa, albo upiekę coś, co do tej pory jawiło mi się jako arcydzieło
sztuki cukierniczej. ;) Oczywiście, mam na to czas – pewnie byłoby z tym
wszystkim inaczej, gdybym pracowała na etacie, miała dziecko i jeszcze milion
innych obowiązków (niech każdy wstawi, jakie mu pasują). Ale ja mogę sobie
pozwolić na pół dnia w kuchni – to sobie nie żałuję. :D
Najnowszą
frajdą jest dla mnie odkrycie, że umiem upiec sernik. :D Taki prawdziwy, nie na
zimno z torebki. ;) Przepis wzięłam z tego bloga, choć muszę powiedzieć,
że mam lekką rękę do stosowania ilości składników, ale nie dlatego, że jestem
tak zadufana, tylko rzadko kiedy chce mi się tak wszystko idealnie odliczać.
Przepis jest dobry i ciasto smakowało wszystkim domownikom. Malutka foremka,
ale to prawdziwy, tradycyjny sernik. I jestem z niego dzisiaj bardziej dumna
niż ze znajomości InDesigna. ;)
(Nie zdążyłam
zrobić zdjęcia, bo sernik został zjedzony szybciej niż powstał ten wpis).
Wiele dobrego się dowiedziałem tutaj :)
OdpowiedzUsuńNapisane w fajnym języku polecam!
OdpowiedzUsuń