W tym roku zaangażowałam się
społecznie i wystąpiłam z wnioskiem o dofinansowanie z budżetu partycypacyjnego
mojej ulubionej instytucji, czyli biblioteki. Znam w końcu ceny książek i zależy
mi, by w bibliotece było ich jaka najwięcej. I to niekoniecznie tylko
przedpotopowych egzemplarzy. Pisałam już kiedyś, jak pewna moja znajoma
zdziwiła się, że w bibliotece są również nowości.
Tak, ale na to potrzeba pieniędzy. A jak są finansowane instytucje publiczne,
tłumaczyć przecież nie trzeba. Więc jeśli można gdzieś podłapać trochę
dodatkowych środków, to czemu nie?
[Przypomina mi się w tym miejscu
taka anegdotka, opowiedziana kiedyś przez znajomego pracownika naukowego. Otóż pewien
zakład badawczy zebrał się, by ustalić podział środków na zgłoszone projekty
badawcze. Jeden z tematów wzbudził zastrzeżenia pewnego mocno już starszego
(ważne!) Pana Profesora, który skrytykował ideę owegoż projektu i w płomiennej
mowie wykazał jego niską wartość merytoryczną, a co za tym idzie – niewielką (jeśli
w ogóle) wartość naukową. Grono wysłuchało z szacunkiem, choć pewnie nie
wszystkim się to podobało, po czym przystąpiono do głosowania. I jakież było
zdumienie zebranych, kiedy nadeszła kolejność wspomnianego projektu. Przeciwny mu
Profesor głosował bowiem pozytywnie. Z uwagi na wiek Profesora obecni spytali z
szacunkiem, czy jest pewien swojej decyzji. Przecież głosuje za przyznaniem
pieniędzy na projekt, który tak mocno skrytykował. Na co Profesor odpowiedział
prostodusznie: „Ja protestowałem merytorycznie. Ale jak są pieniądze, to dać,
dać…”. :)].
W związku z tym projektem zbieram
nowe doświadczenia. Wizytuję co jakiś czas Urząd Dzielnicy (wniosek niestety
złożyłam na papierze, w związku z tym wszelkie poprawki muszą być nanoszone
odręcznie i osobiście przeze mnie, przez co muszę bywać w ratuszu). Byłam też
na spotkaniu dotyczącym przedstawienia projektów zgłoszonych do budżetu
partycypacyjnego w ramach konkretnej dzielnicy (w tym przypadku to Warszawa
Grochów Centrum). To było ciekawe, bo nigdy wcześniej nie brałam w czymś takim
udziału, nawet jako zwykły mieszkaniec – a tutaj od razu jako wnioskodawczyni.
:)
Zgłoszone projekty mieszkańców dotyczyły
różnych kwestii – zapamiętałam wnioski dotyczące poprawienia infrastruktury
rowerowej, namalowania pasów przy konkretnej ulicy, konieczność oświetlenia
pewnego odcinka drogi, świetny pomysł wycieczek historycznych (z przewodnikiem)
po Grochowie i Kamionku. Pojawiły się też podobne wnioski o dofinansowanie innych
bibliotek.
Najbardziej jednak utkwił mi w
głowie projekt pani, która wystąpiła o kosze na psie odchody – tyle że podobno
są dwa rodzaje zasobników. Takie zielone, do których podobno dołączone są
specjalne woreczki na owe nieczystości (piszę podobno, bo sama nie
korzystałam), i zwykłe murowańce, tańsze do postawienia, ale bez tych woreczków.
To znaczy, są, tyle że nie przy koszach, a do osobistego odbioru w ratuszu. No
przecież komu się będzie chciało po to jechać, padały głosy z sali, krytykujące
pomysł wnioskowania o tańsze kosze.
Tak sobie myślę, że ja po swoich
kotach też sprzątam do woreczków, które sama w tym celu nabywam. Ktoś powie, że
w domu? No i co z tego? Kot w domu jest tak samo mój, jak byłby mój pies, z
którym wyszłam na spacer. I tak samo czułabym się zobowiązana do sprzątnięcia
po nim. Jeśli ktoś tego nie robi, bo miasto nie funduje mu woreczków, to
znaczy, że nie sprzątnie również wtedy, gdy te woreczki dostanie (przecież w
domu mogą się przydać, no nie?).
Ale to tylko taka mała obserwacja. Ja
mam swój projekt i chyba nie muszę przekonywać, że warto wspierać biblioteki
dla naszego wspólnego pożytku. Przypomnę się jeszcze z tym tematem bliżej głosowania,
a tymczasem życzę wszystkim cudownej wiosny, która już oficjalnie zagościła w
kalendarzu. :)
O, podoba mi się ta inicjatywa. Moja biblioteka w zeszłym roku dostała zacny zastrzyk kasy, mamy nowe książki (tzn. ja nie korzystam, bo zamykają bibliotekę nim zdążę wrócić z pracy).
OdpowiedzUsuńMożna więc liczyć na Twój głos? :)
UsuńPewnie :)
Usuń