niedziela, 22 marca 2015

Jestem społeczna

W tym roku zaangażowałam się społecznie i wystąpiłam z wnioskiem o dofinansowanie z budżetu partycypacyjnego mojej ulubionej instytucji, czyli biblioteki. Znam w końcu ceny książek i zależy mi, by w bibliotece było ich jaka najwięcej. I to niekoniecznie tylko przedpotopowych egzemplarzy. Pisałam już kiedyś, jak pewna moja znajoma zdziwiła się, że w bibliotece są również nowości. Tak, ale na to potrzeba pieniędzy. A jak są finansowane instytucje publiczne, tłumaczyć przecież nie trzeba. Więc jeśli można gdzieś podłapać trochę dodatkowych środków, to czemu nie?

[Przypomina mi się w tym miejscu taka anegdotka, opowiedziana kiedyś przez znajomego pracownika naukowego. Otóż pewien zakład badawczy zebrał się, by ustalić podział środków na zgłoszone projekty badawcze. Jeden z tematów wzbudził zastrzeżenia pewnego mocno już starszego (ważne!) Pana Profesora, który skrytykował ideę owegoż projektu i w płomiennej mowie wykazał jego niską wartość merytoryczną, a co za tym idzie – niewielką (jeśli w ogóle) wartość naukową. Grono wysłuchało z szacunkiem, choć pewnie nie wszystkim się to podobało, po czym przystąpiono do głosowania. I jakież było zdumienie zebranych, kiedy nadeszła kolejność wspomnianego projektu. Przeciwny mu Profesor głosował bowiem pozytywnie. Z uwagi na wiek Profesora obecni spytali z szacunkiem, czy jest pewien swojej decyzji. Przecież głosuje za przyznaniem pieniędzy na projekt, który tak mocno skrytykował. Na co Profesor odpowiedział prostodusznie: „Ja protestowałem merytorycznie. Ale jak są pieniądze, to dać, dać…”. :)].

W związku z tym projektem zbieram nowe doświadczenia. Wizytuję co jakiś czas Urząd Dzielnicy (wniosek niestety złożyłam na papierze, w związku z tym wszelkie poprawki muszą być nanoszone odręcznie i osobiście przeze mnie, przez co muszę bywać w ratuszu). Byłam też na spotkaniu dotyczącym przedstawienia projektów zgłoszonych do budżetu partycypacyjnego w ramach konkretnej dzielnicy (w tym przypadku to Warszawa Grochów Centrum). To było ciekawe, bo nigdy wcześniej nie brałam w czymś takim udziału, nawet jako zwykły mieszkaniec – a tutaj od razu jako wnioskodawczyni. :)
Zgłoszone projekty mieszkańców dotyczyły różnych kwestii – zapamiętałam wnioski dotyczące poprawienia infrastruktury rowerowej, namalowania pasów przy konkretnej ulicy, konieczność oświetlenia pewnego odcinka drogi, świetny pomysł wycieczek historycznych (z przewodnikiem) po Grochowie i Kamionku. Pojawiły się też podobne wnioski o dofinansowanie innych bibliotek.
Najbardziej jednak utkwił mi w głowie projekt pani, która wystąpiła o kosze na psie odchody – tyle że podobno są dwa rodzaje zasobników. Takie zielone, do których podobno dołączone są specjalne woreczki na owe nieczystości (piszę podobno, bo sama nie korzystałam), i zwykłe murowańce, tańsze do postawienia, ale bez tych woreczków. To znaczy, są, tyle że nie przy koszach, a do osobistego odbioru w ratuszu. No przecież komu się będzie chciało po to jechać, padały głosy z sali, krytykujące pomysł wnioskowania o tańsze kosze.
Tak sobie myślę, że ja po swoich kotach też sprzątam do woreczków, które sama w tym celu nabywam. Ktoś powie, że w domu? No i co z tego? Kot w domu jest tak samo mój, jak byłby mój pies, z którym wyszłam na spacer. I tak samo czułabym się zobowiązana do sprzątnięcia po nim. Jeśli ktoś tego nie robi, bo miasto nie funduje mu woreczków, to znaczy, że nie sprzątnie również wtedy, gdy te woreczki dostanie (przecież w domu mogą się przydać, no nie?).


Ale to tylko taka mała obserwacja. Ja mam swój projekt i chyba nie muszę przekonywać, że warto wspierać biblioteki dla naszego wspólnego pożytku. Przypomnę się jeszcze z tym tematem bliżej głosowania, a tymczasem życzę wszystkim cudownej wiosny, która już oficjalnie zagościła w kalendarzu. :)

3 komentarze:

  1. O, podoba mi się ta inicjatywa. Moja biblioteka w zeszłym roku dostała zacny zastrzyk kasy, mamy nowe książki (tzn. ja nie korzystam, bo zamykają bibliotekę nim zdążę wrócić z pracy).

    OdpowiedzUsuń