niedziela, 15 marca 2015

Historia z jajem w tle

Niedawno usłyszałam o sobie, że jestem perfekcjonistką. Tak powiedziała osoba, której zwierzałam się z rozterek na tle damsko-męskim. To określenie było dla mnie zaskakujące właśnie w tym kontekście, chociaż w ogóle  za perfekcjonistkę się nie uważam. Chciałabym nią być, pewnie… ale to dążenie, którego pełna realizacja nie jest możliwa.;) Niemniej do tej pory uważałam, że perfekcyjnie to można co najwyżej wysprzątać mieszkanie czy przygotować prezentację na szkolenie. Bo już w perfekcyjnie wykonaną redakcję/korektę zwyczajnie nie wierzę – zawsze można coś poprawić, rzadko udaje się niczego nie przeoczyć. Ale być perfekcjonistką w kontekście relacji międzyludzkich? Jak to w ogóle możliwe i o co chodzi?
Myślę, że koleżanka użyła po prostu niewłaściwego określenia. Ja tylko mówiłam, że zależy mi zawsze na zrozumieniu, dlaczego urywa się znajomość, która zapowiadała się obiecująco. Niby nic sobie nie obiecywaliśmy, ale jeśli widujemy się z poznanym w sieci panem z miesiąc, a on nagle przestał dzwonić, to po prostu chciałabym wiedzieć czemu. Czy mu nie odpowiadam, czy go czymś uraziłam, a może on się rozmyślił? Jest mi to potrzebne w zasadzie w celach samokształceniowych, by na przyszłość wiedzieć, jakich sytuacji czy zachowań unikać. I ponieważ tego oczekuję od innych, to sama też wobec innych staram się zawsze wyjaśniać motywy swojego postępowania. Zgodnie z prostą zasadą: Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
Ale internety – a w zasadzie spotykani tam są ludzie są pełni niespodzianek. I najlepsze chęci mogą nie pomóc wyjaśnić spraw. Parę lat temu, za czasów akcji „Jajo”, miałam kilka sytuacji, że nie udało mi się umówić na pierwszą randkę. Z kimś, kto w swoim mailu deklarował zainteresowanie poważnym związkiem i przedstawiał się jako odpowiedzialny, dojrzały mężczyzna. Musiało być takich co najmniej dwóch, ale opowiem o jednej sytuacji. Może bym jej nie pamiętała, gdybym ostatnio nie znalazła maila do kumpla, któremu tę historię w skrócie opisałam. Dla jego fanu, ale również z nadzieją, że jako przedstawiciel płci odmiennej od mojej może wyjaśni mi, co właściwie się stało. Kumpel jednak nie potrafił – w sumie nic dziwnego. Bo było tak:

Dostałam maila, w którym pan zaprezentował się na tyle ciekawie, że napisałam do niego – wbrew wcześniejszym założeniom. (Akcja „Jajo” miała zasadniczo na celu przeprowadzenie eksperymentu – szczegóły w tym wpisie). Pan odpisał, podał nr telefonu i wyraził chęć spotkania. Więc odpisałam smsem, że owszem chętnie, i kiedy? To on – zaproponuj. To ja – że mogę tylko w sobotę. On – pewnie masz inne randki, ja w sobotę nie mogę, piątek lub niedziela wieczór. Odpisałam, że nie mogę, że niekoniecznie chodzi o randki, ale że bardzo chętnie spotkam się w przyszłym tygodniu. On na to, że skoro mam tyle ciekawych zajęć i randek, to on rezygnuje... Paranoja. Nie widział mnie koleś, a ja mam się tłumaczyć ze swojego życia? Można teraz zrozumieć, czemu – mimo pozytywnych walorów, wyłażących tłumnie z maila (nie tylko subiektywnych, ale pisał o pracy, o różnych rzeczach życiowych) – szuka w internecie. Albo o tych walorach kłamie, albo schizofrenik, albo jakiś zaborczy psychol. Więc nawet dobrze się stało. A może to była jakaś jego akcja? Ale wniosek z tej sytuacji mógł być tylko jeden: ludzie są bardzo różni… ;)

Wtedy to było „jajo”, dzisiaj wolałabym, żeby z tych randek w ciemno wyszło coś serio. Nie jest to proste i wcale nie zawsze – jak uważa koleżanka – załatwiam wszystko elegancko. Ot, parę dni temu po prostu przestałam odpisywać komuś, kogo – po przemyśleniu – skreśliłam z listy potencjalnych panów. Faktycznie, tak było łatwiej niż tłumaczyć się i przepraszać, choć mam prawo zmienić zdanie. ;)

Tymczasem siedzę nad książką, która jak zwykle jest prawie na przedwczoraj, a tłumaczenie baardzo surowe (ale dzięki temu powiększam zbiór perełek do „Wypisków korekcji” – już wkrótce przybędą świeżynki). I staram się wrócić do pełni sił. W końcu w następny weekend już wiosna! J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz