Niedawno usłyszałam o sobie, że jestem
perfekcjonistką. Tak powiedziała osoba, której zwierzałam się z rozterek na tle
damsko-męskim. To określenie było dla mnie zaskakujące właśnie w tym
kontekście, chociaż w ogóle za
perfekcjonistkę się nie uważam. Chciałabym nią być, pewnie… ale to dążenie,
którego pełna realizacja nie jest możliwa.;) Niemniej do tej pory uważałam, że
perfekcyjnie to można co najwyżej wysprzątać mieszkanie czy przygotować
prezentację na szkolenie. Bo już w perfekcyjnie wykonaną redakcję/korektę
zwyczajnie nie wierzę – zawsze można coś poprawić, rzadko udaje się niczego nie
przeoczyć. Ale być perfekcjonistką w kontekście relacji międzyludzkich? Jak to
w ogóle możliwe i o co chodzi?
Myślę, że koleżanka użyła po prostu niewłaściwego
określenia. Ja tylko mówiłam, że zależy mi zawsze na zrozumieniu, dlaczego
urywa się znajomość, która zapowiadała się obiecująco. Niby nic sobie nie
obiecywaliśmy, ale jeśli widujemy się z poznanym w sieci panem z miesiąc, a on
nagle przestał dzwonić, to po prostu chciałabym wiedzieć czemu. Czy mu nie
odpowiadam, czy go czymś uraziłam, a może on się rozmyślił? Jest mi to
potrzebne w zasadzie w celach samokształceniowych, by na przyszłość wiedzieć,
jakich sytuacji czy zachowań unikać. I ponieważ tego oczekuję od innych, to
sama też wobec innych staram się zawsze wyjaśniać motywy swojego postępowania. Zgodnie
z prostą zasadą: Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
Ale internety – a w zasadzie spotykani
tam są ludzie są pełni niespodzianek. I najlepsze chęci mogą nie pomóc wyjaśnić
spraw. Parę lat temu, za czasów akcji „Jajo”, miałam kilka sytuacji, że nie
udało mi się umówić na pierwszą randkę. Z kimś, kto w swoim mailu deklarował
zainteresowanie poważnym związkiem i przedstawiał się jako odpowiedzialny,
dojrzały mężczyzna. Musiało być takich co najmniej dwóch, ale opowiem o jednej
sytuacji. Może bym jej nie pamiętała, gdybym ostatnio nie znalazła maila do
kumpla, któremu tę historię w skrócie opisałam. Dla jego fanu, ale również z
nadzieją, że jako przedstawiciel płci odmiennej od mojej może wyjaśni mi, co
właściwie się stało. Kumpel jednak nie potrafił – w sumie nic dziwnego. Bo było
tak:
Dostałam maila, w którym pan
zaprezentował się na tyle ciekawie, że napisałam do niego – wbrew wcześniejszym
założeniom. (Akcja „Jajo” miała zasadniczo na celu przeprowadzenie eksperymentu
– szczegóły w tym wpisie). Pan odpisał, podał nr telefonu i wyraził chęć
spotkania. Więc odpisałam smsem, że owszem chętnie, i kiedy? To on –
zaproponuj. To ja – że mogę tylko w sobotę. On – pewnie masz inne randki, ja w
sobotę nie mogę, piątek lub niedziela wieczór. Odpisałam, że nie mogę, że
niekoniecznie chodzi o randki, ale że bardzo chętnie spotkam się w przyszłym
tygodniu. On na to, że skoro mam tyle ciekawych zajęć i randek, to on
rezygnuje... Paranoja. Nie widział mnie koleś, a ja mam się tłumaczyć ze
swojego życia? Można teraz zrozumieć, czemu – mimo pozytywnych walorów,
wyłażących tłumnie z maila (nie tylko subiektywnych, ale pisał o pracy, o
różnych rzeczach życiowych) – szuka w internecie. Albo o tych walorach kłamie,
albo schizofrenik, albo jakiś zaborczy psychol. Więc nawet dobrze się stało. A
może to była jakaś jego akcja? Ale wniosek z tej sytuacji mógł być tylko jeden:
ludzie są bardzo różni… ;)
Wtedy to było „jajo”, dzisiaj wolałabym,
żeby z tych randek w ciemno wyszło coś serio. Nie jest to proste i wcale nie
zawsze – jak uważa koleżanka – załatwiam wszystko elegancko. Ot, parę dni temu
po prostu przestałam odpisywać komuś, kogo – po przemyśleniu – skreśliłam z listy
potencjalnych panów. Faktycznie, tak było łatwiej niż tłumaczyć się i przepraszać,
choć mam prawo zmienić zdanie. ;)
Tymczasem siedzę nad książką, która jak
zwykle jest prawie na przedwczoraj, a tłumaczenie baardzo surowe (ale dzięki
temu powiększam zbiór perełek do „Wypisków korekcji” – już wkrótce przybędą
świeżynki). I staram się wrócić do pełni sił. W końcu w następny weekend już
wiosna! J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz