Kotki sprzątają przed świętami.
A w zasadzie pilnują, bym ja dobrze
wywiązała się z obowiązków. Ale ponieważ pilnowanie bywa nuuudne… i czaaas tak
się dłuuuży… to i oko się zamknie. Nie Kociowe oczywiście. On jest jak cerber.
:P
Mam do posprzątania kuchnię, łazienkę i dwa
pokoje, z czego jeden pełni funkcję salonu i nie wymaga wielu zabiegów.
Niemniej raz na jakiś czas odsuwam meble – kiedyś, by umyć podłogę, dzisiaj –
by umyć podłogę i znaleźć zaginione kocie skarby. Najnowsze plony to orzechy
włoskie i kasztany (tak świetnie się turlają, więc kotki dostają do zabawy)
oraz plastikowe nakrętki, na punkcie których Kocio szaleje. W związku z tym od
przedwczoraj już zdążyły się ponownie poukrywać… :D
Drugi pokój, choć metrażowo mniejszy,
jest większym wyzwaniem, bo to pokój wspólny – mój i kotków. Odsuwanie mebli
może przynieść dużo większe efekty. (Już robię w głowie inwentaryzację
zaginionych zabawek… Byłabym zadowolona, gdyby np. znalazła się biała
plastikowa kulka, docelowo przeznaczona do zabawkowego toru. Idea polegała na
tym, że kot turla, ale nie wydłubuje, bo kula jest ściśle wpasowana. Kocio
jednak nie przeczytał instrukcji i którejś nocy udało mu się ją wyjąć i
skutecznie zgubić. Szukam jej od pół roku, ale wciąż nie tracę nadziei… :D).
Jednak poza tym, co konieczne, nie zamierzam się męczyć. Po prostu nie ma się
co łudzić, że kotki przestaną gubić futro i drapać dywan. Ale może
wygospodaruję jakiś kącik na choinkę – i zastanowię się, czy to na pewno mądra
decyzja. ;) Poza tym obie z Fruzią czekamy na nowe firanki. Nie zawieszę ich
jednak wcześniej niż na początku przyszłego tygodnia – wtedy upiorę też
pozostałe i zawieszę w oknach. Uwielbiam zapach upranych firanek… J
Co do łazienki, to ponieważ stoją tam
kuwety, nie mam co marzyć o dywanikach przed wanną i błyszczącej wannie. Pilnuję
tylko, by nie chodzić po żwirowisku i płukać wannę przed używaniem i po niej, i
nie dziwić się śladom małych łapek, obecnym prawie wszędzie… :D
Dzisiaj za to, ponieważ miałam znienacka
wolne, poszłam sprzątać kuchnię. Wiadomo, że to nie ostatni raz w tym roku, ale
jednak okapu codziennie szorować nie zamierzam, a dzisiaj był na to dobry
dzień. Kotki nie zostawiły mnie samej z tym ciężkim obowiązkiem. Mimo że
otworzyłam na czas porządków balkon (przy plus czternastu stopniach na zewnątrz
można było zaszaleć), to i tak siedziały wciąż ze mną. Plątały się pod nogami,
łapały upuszczane papierowe ręczniki (a nienasycona Fruzia próbowała je również
zjadać) i generalnie przeszkadzały asystowały. Dzięki nim wiedziałam, że
na pewno wszystko zostanie doprowadzone do dawno niewidzianej świetności. :D Naturalnie
nie dały się wyprosić z pomieszczenia, a zamykanie drzwi lub na balkonie
skutkowało miaukaniem, skakaniem na drzwi i świeżo wymyte szyby… Poza tym,
wychodząc z balkonu, nie wycierały łap! Ale w końcu, ignorowane, zacichły i
chyba sobie poszły. Wolałam nie odwracać się i nie sprawdzać, by nie usłyszały
podejrzanych ruchów i nie przybiegły sprawdzić. :D Wreszcie jednak po coś się
odwróciłam i zobaczyłam taki rozczulający widok:
Kocio uczy się pozować (nasłuchał się, że do zdjęcia trzeba ładnie i szeroko otwierać oczy)... |
... a Fruzia paczy, czy szafka nie skrywa czegoś jadalnego. I pilnuje drugiego krzesła, żeby nie uciekło. |
I chociaż miałam mokre ręce i po uszy siedziałam w robocie, to pobiegłam na palcach po telefon, by uwiecznić te moje pociechy. Kotki po prostu czuwały i były duchem ze mną. Jednak kuchnia okazała się dla nich większym wyzwaniem niż wcześniejszy pokój skarbów i nie podołały. Zmęczenie
wzięło górę i gdy tylko umyłam podłogę, ciężkim krokiem wyszły z kuchni i udały się na pokoje, by tam zasłużenie odpocząć.
Ale przynajmniej kuchnia na błysk! Przynajmniej
dopóki nie wstaną. J
Kotałki pięknie asystują. A kulka nie znalazla się nieprzetrawiona w żwirku?>
OdpowiedzUsuńNo, gdyby to było za czasów Fruzi, to bym szukała. :D
Usuń