czwartek, 13 marca 2014

Personal assistant

Gdyby przyszli dziś do mnie przedstawiciele jakiejś organizacji broniącej praw zwierząt, to mogłabym mieć problem. :P Kocio wygląda bowiem ma mocno wykończonego. W zasadzie to już śpi, ale głębokim snem sprawiedliwie narobionego kota. Mogę jednak przysiąc, że krzywda mu się nie stała. ;)
Dzisiaj był tak piękny dzień, tak ciepły i wiosenny, że postanowiłam umyć okna przynajmniej w jednym pokoju. Byłam zmęczona ostatnimi dniami, bo za dużo siedziałam przy komputerze. Wychodziłam wieczorami na jakieś spacerki, żeby się rozruszać i choć troszkę krążenie poprawić, ale następnego dnia budziłam się i znów to samo. Wczoraj jednak dostawiłam ostatnią zleconą kropkę i kładłam się z uczuciem, że dzisiaj od rana nic nie muszę. I co robi kobieta, jak ma wolny dzień? Tak, zostaje w domu, żeby sprzątać! ;) Tak więc umyłam okna i parapety, przesegregowałam trochę bibelotów, powycierałam kurze, wymyłam podłogi i odkurzyłam dywany. Tylko w jednym pokoju, ale przyjemności też trzeba sobie dawkować. ;) Mimo to w całym mieszkaniu czuć wiosenną świeżość, bo okna w pewnym momencie były pootwierane na przestrzał. Zrobiłam sobie dwie przerwy, by napić się herbaty, zerknąć do poczty, policytować na rzecz Kociej Łapki (np. to), i oczywiście zadzwonić do dzisiejszych solenizantek – Krystyny i Bożeny. Kiedy uznałam, że mogę skończyć, ugotowałam szybki obiad, a na koniec zrobiłam herbatkę i pijąc ją, oglądałam jakiś nieskomplikowany film na dvd. Sesję wypoczynkową zakończyłam pedikiurem i manikiurem. I wreszcie poczułam, że mogę z powrotem usiąść do pracy intelektualnej. I że dzisiaj już nie muszę się dotleniać przed snem. ;)
No dobrze, ale co ma do tego wymęczony kot i ryzyko ewentualnej interwencji TOZ-u? Otóż Kocio jest moim osobistym asystentem każdej wykonywanej czynności. Przywykłam, że myjemy się razem, jemy razem, śpimy razem… ale porządki wolałabym robić sama. ;) Przed myciem okien wyniosłam na balkon będące obecnie na czasie zabaweczki – obecnie to myszka, która czymś szeleści w środku, pudełko po zabawkach oraz miarka do lekarstw – dodatkowo ułożyłam blisko balkonu parę dodatków, na siatce balkonowej doczepiłam brzękadełka, i uznałam, że kot powinien czuć się spełniony. 

Kocio said: Balkonowanie? Lubię to!

Oczywiście śmignął cały szczęśliwy, więc ja spokojnie udałam się do pokoju. Otworzyłam okno, sięgnęłam po szmatkę i… trafiłam na futro. Tak, to był Kocio. Już przyszedł i nieprzerwanie mi asystował. Pamiętając, jak asystował panu z Kociej Siatki, który zabezpieczał okna, pomyślałam, że pewnie zaraz położy się na biurku albo podłodze i będzie mnie obserwował. Nie, ależ skąd. Przecież taka ładna pogoda, a każde miejsce, które akurat potrzebowałam umyć, było dla Kocia akurat tym najbardziej upragnionym…
I tak przy każdej czynności wciąż przekładałam Kocia, a on na chwilę ustępował, by znów znaleźć się w centrum uwagi. Przytaił się tylko wtedy, gdy wyciągnęłam odkurzacz (boi się). Ale mopa to już przeskakiwał!
Tak, oczywiście mogłam złapać kota za futro i wynieść z pokoju, by następnie zamknąć drzwi i mieć warunki do pracy. Tylko że kocia obecność za drzwiami, milczący albo miauczący wyrzut, jest dla mnie bardzo przykry. I w sumie to niepotrzebny stres dla niego i dla mnie. Może i trochę uciążliwe było to sprzątanie, może musiałam bardziej uważać, czy myję parapet, czy kota, ale w gruncie rzeczy oboje mieliśmy fun. Skoro dla niego to atrakcja, to nie będę mu żałować. ;) A i dokładniej sprzątam, wolniej, uważniej – przy takiej kontroli nie ma innej opcji zresztą. I kiedy wreszcie skończyłam i usiadłam z tą herbatą, kot spojrzał na mnie uważnie, po czym odwrócił się i poszedł na balkon. Kontrolować otoczenie. A kiedy zaczęło się ściemniać, a więc i ochładzać, przyszedł – a w zasadzie przywlókł się ciężko – wskoczył na łóżko i zasnął snem sprawiedliwie utrudzonego. ;)


Przed nami jeszcze dwa pokoje i kuchnia. :D

2 komentarze: