czwartek, 14 sierpnia 2014

Przy rowerach (10/10)

Wcześniejsze odcinki znajdziecie pod tymi adresami: pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, siódmy, ósmy, dziewiąty

Mijał już miesiąc od tamtego spotkania, a Gąska wciąż miała mętlik w głowie. W końcu jednak poczuła, że musi uporządkować ten chaos. Od czasu pamiętnej propozycji Daniela miała wciąż wrażenie, że życie zaczyna wymykać się jej spod kontroli, a tego nie chciała. Nie znosiła bałaganu w swoim życiu. Wolała mieć szufladki, półeczki, stały grunt pod nogami i pewność, co będzie jutro – nawet kosztem wyrzeczenia się chwil ekscytacji. Świetnie jednak zdawała sobie sprawę, że po każdym uniesieniu następuje upadek, a tych miała już dość. Zdecydowanie.

Kiedy Daniel zaproponował, by poznała jego Eksię i córkę, na moment zaniemówiła. Nie wiedziała, czy jest zła na niego – że wymyślił coś takiego, czy na siebie – że znów dała się wmanewrować w tak idiotyczną sytuację. Milczała więc, zdając sobie sprawę, że każde słowo, które teraz wypowie, będzie bardzo ważne dla ich dalszej relacji. Mężczyzna jednak również milczał, tylko patrzył wyczekująco i tak jakoś… ufnie?
– Ale po co mamy się poznawać? – spytała wreszcie.
Daniel się ożywił.
– Wiesz, tak naprawdę to był mój pomysł. Gosia musi przenieść się na trochę do mnie, bo Marianna wyjeżdża na zagraniczny kontrakt i nie może przecież wziąć małej ze sobą. Nie wiedziała, co zrobić z córką, ale przecież Gosia ma ojca! – podkreślił z dumą. – Więc powiedziałem, że wezmę ją do siebie. Marianna nie chciała się zgodzić, bo uważa, że nie dam sobie rady. No, to wtedy powiedziałem, że ty mi pomożesz… bo pomożesz, prawda? – popatrzył na nią ufnie. – I zaproponowałem, żeby przyjechały teraz do Warszawy, to się poznacie. Wtedy będzie pewna, że Gosia zostaje w dobrych rękach. Ja zresztą też – zaśmiał się.
Gąska siedziała oniemiała. Zastanawiała się, czy ten koleś jest naprawdę aż tak naiwny, czy przeciwnie – za taką uważa ją? Między nimi nie padły jeszcze żadne wiążące słowa, żadne wyznania, ustalenia. Ba, przecież miała zamiar powiedzieć mu o swoich wątpliwościach spowodowanych nadmierną obecnością w jego życiu Eksi. A ten z czymś takim teraz wyskakuje… Siedziała zaskoczona, ale wciąż z lekkim uśmiechem, jaki przywołała na twarz na samym początku rozmowy. Tymczasem Daniel odebrał widać ten uśmiech jako pozytywną reakcję na jego słowa, bo mówił dalej:
– Wiesz, nie masz się czego obawiać. Marianna na pewno cię polubi, tak samo jak Gosia…
– Daniel – przerwała mu. – Dlaczego ty się właściwie rozwiodłeś z Marianną?
– O co ci chodzi? – spytał zaskoczony.
– O to, czemu się rozwiedliście. Przecież ty cały czas o niej mówisz, jakbyście wciąż byli razem. Ja wiem, łączy was dziecko, ale na litość! Jesteś dorosły! A musisz jej się tłumaczyć ze swoich znajomości? Pokazywać mnie?! Bo bez tego nie zostawi u ciebie waszego dziecka?!  A jest w ogóle jakaś inna opcja, jeśli się na to nie zgodzi?
Zaskoczony mężczyzna próbował coś powiedzieć, ale Gąska nie dawała mu dojść do głosu. Niestety, wzburzenie ją poniosło i przestała kontrolować ilość wypowiadanych słów. Na szczęście jakość jeszcze ogarniała… Powiedziała mu, co sądzi o wysłuchiwaniu niemal od samego początku ich znajomości relacji rodzinnych. Dobitnie podkreśliła, że nie przeszkadza jej słuchanie o Gosi, lecz o wciąż obecnej w jego życiu byłej żonie. Dodała, że cierpią na tym ich relacje, a także, że nie wie wciąż, „jaki status związku ma opublikować na Facebooku”. Sądziła, że ironia jest wyraźna, ale myliła się, bo w tym momencie Daniel wreszcie jej przerwał:
– To ty chcesz publikować informacje o naszym związku na Facebooku? Jesteś aż tak dziecinna? – Niedowierzanie i rozczarowanie w jego głosie było aż nadto czytelne.
– No przecież nie o to chodzi!
– To o co? Przecież sama powiedziałaś…
Gąsce opadły ręce. No bo o czym tu jeszcze było rozmawiać. Otworzyła usta, by coś dodać, ale wreszcie powiedziała tylko, że musi iść. Mężczyzna patrzył na nią jakby urażony, jakby to ona zachowała się niestosownie. Cóż, możliwe. Wzruszyła w duchu ramionami i poszła.

* * *
Cały następny tydzień minął jak w złym śnie. Daniel nie dzwonił, czego początkowo nie zauważała, bo była wściekła. Na niego. Była to dla niej nowość, bo zazwyczaj siebie obarczała winą za wszelkie nieporozumienia i niezręczne sytuacje. Tymczasem teraz nawet nie była w stanie przeanalizować tamtego spotkania i rozważyć wszelkich „za” i „przeciw”. Po prostu wciąż była zła. W końcu zadzwoniła do Maćka. Potrzebowała męskiego oglądu tych zdarzeń, no i w końcu to Maciek radził jej po prostu powiedzieć, że coś się jej nie podoba. Tyle że do konfrontacji doszło szybciej i jednak pod przymusem…
Maciek jednak nie mógł się spotkać, wyjechał na tygodniowy urlop, a rozmowa zdecydowanie nie była na telefon. Krótko wspomniała mu tylko, że chyba nie wyszło najlepiej, na co kolega kazał jej się tym nie martwić i spokojnie poczekać na ewentualny rozwój wydarzeń. Tyle że cierpliwość nie była cnotą Gąski. Coraz bardziej miała ochotę zadzwonić do Daniela i powiedzieć, jak bardzo zezłościło ją jego zachowanie. Nie bardzo jednak wiedziała, co chce tą rozmową osiągnąć, więc odkładała telefon z dnia na dzień. W końcu jednak, któregoś ranka, zdecydowanie sięgnęła po słuchawkę i wybrała jego numer.
Nie odebrał. Zastopowana w swoim rozpędzie, po raz drugi w ciągu krótkiego czasu Gąska poczuła się oszukana. Przez Daniela, życie, świat. Chociaż akurat to, że nie odebrał, mogło nie być niczyją winą, ale mieć prozaiczną przyczynę. Samo jednak to, że dzwoniła, że on się o tym dowie, było irytujące. Cóż, trudno, nie cofnie tego. Zerkała jednak nerwowo na telefon i w końcu się doczekała. Oddzwonił.
Zanim odebrała, patrzyła chwilę na ekran telefonu. Ale się na początku cieszyła, gdy widziała, kto się wyświetla! A teraz… trochę się bała. W końcu jednak wcisnęła zieloną słuchawkę i powiedziała „cześć”.
– No cześć, dobrze że dzwonisz. Przepraszam, że nie odebrałem, ale akurat miałem zebranie w pracy.
Gąskę z lekka zamurowało. Te dwa tygodnie milczenia (no dobrze, może dziesięć dni) to nieważne? A gdyby nie zadzwoniła, to dalej by milczał? Nie wiedziała, co powiedzieć. Na szczęście on wciąż był w pracy i nie mógł rozmawiać. Obiecał skontaktować się wieczorem.
Dotrzymał słowa. Rozmawiali jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Ani tamto spotkanie przy stoliku i jego propozycja, ani jej słowa i przerwanie spotkania, ani to długie milczenie. Ale też nie było w jego głosie tej nutki czułości, którą jednak (jednak!) słyszała na początku znajomości. Był taki… koleżeński. Wyjaśniło się to pod koniec rozmowy. Okazało się, że Gosia mieszkała już u niego. Teraz była w kinie, więc mógł swobodnie rozmawiać. Przeprosił w końcu za milczenie, ale nie chciał dzwonić przy Gosi, by ta nie powtórzyła matce. Marianna bowiem, gdy dowiedziała się o przebiegu spotkania („Tak, opowiedziałem jej, że nie byłaś zadowolona, że macie się poznać, a czemu nie?”), uznała, że Gąska jest niepoważna i nieodpowiedzialna. Zostawiła więc córkę w Warszawie pod warunkiem, że Daniel nie będzie spotykał się z Gąską. Teoretycznie tylko podczas bytności Gosi u ojca…
Po tej rozmowie Gąska nie miała już złudzeń. W nocy napisała maila do Daniela, w którym wreszcie wypunktowała całe swoje rozczarowanie jego zachowaniem i sytuacją, do jakiej doszło. Zapisała kopię w roboczych i poszła spać. Uznała bowiem, że nie każdemu należy się wgląd w jej myśli i uczucia, zresztą obawiała się, że przeczyta to Marianna. Wolała więc w dzień przeczytać tekst jeszcze raz i nieco go „urzeczowić” w miejsce emocjonalnych wtrętów.

* * *
Maciek w końcu wrócił z urlopu. Trochę przedłużył wyjazd, ale ponieważ pracował w wolnym zawodzie, mógł sobie na to pozwolić. Od pamiętnej rozmowy telefonicznej minęło już trochę czasu, a Gąska wciąż nie wysłała swojego maila. Daniel próbował raz czy dwa skontaktować się z nią, przysłał też kilka sms-ów z pytaniem o to, czemu milczy, ale nie odpowiadała. Tylko mail się wydłużał. ;)
Siedząc z Maćkiem przy piwie, które piła naprawdę w wyjątkowych okolicznościach, wreszcie wyrzuciła z siebie wszystko. I żal do Daniela, i wkurzenie na niego, i rozgoryczenie, że tak jej się nie układa z facetami. Dobrze jej to zrobiło. Maciek specjalnie nie komentował wydarzeń, bo wiedział, że ona po prostu potrzebuje się wygadać. Kiedy jednak zorientował się, że skończyły się fakty, a zaczyna mantra: „I co ja mam zrobić?”, przerwał jej, mówiąc:
– Słuchaj, daj sobie spokój z tym facetem. Przecież widzisz, że nic z tego nie wyjdzie.
– Maciek, ale mi z żadnym facetem nie wychodzi! Czy ja zawsze muszę trafiać na takich idiotów?
– No widać masz pecha… A słuchaj… myślałaś kiedyś, by znaleźć sobie dziewczynę?
– Dziewczynę?
– No tak. Ja bym chętnie znalazł…
Maciek na moment się rozmarzył, co sprawiło, że Gąska wreszcie się zaśmiała.
– Dzięki, poprawiłeś mi nastrój. A co do dziewczyny dla mnie… wiem, że mówiłeś pół żartem, pół serio, ale obawiam się, że wychodziłoby mi to jeszcze gorzej. Przecież ja nawet żadnej przyjaciółki nie mam!
– Ale masz mnie.
– Ale ty nie jesteś dziewczyną. Czy o czymś nie wiem? – uśmiechnęła się, ocierając wzbierające w kącikach oczu łzy.
– Nie jestem – zaśmiał się i on. – Ale nie przejmuj się, a już na pewno nie tym palantem. Co ci się stało? – zaniepokoił się nagle, widząc, że szklanka wysuwa się jej z ręki. Złapał ją w ostatniej chwili, zanim zdążyła się stłuc.
– Daniel idzie. Chyba z Gosią. Zaraz mnie zobaczy…
Maciek nic nie powiedział. Obejrzał się dyskretnie, by wiedzieć, o kogo chodzi, po czym szybko przysunął krzesło bliżej niej. Objął Gąskę i przytulił tak, że ktoś patrzący z boku mógł pomyśleć, że się całują.
I tak pewnie pomyślał Daniel, ale tego Gąska już nie zobaczyła…

* * *
Fajnie było się do kogoś przytulić. Nawet „tylko” do kumpla. A może nawet lepiej, że do kumpla? Wierzyła w jego serdeczność i bezinteresowność, w końcu znali się już ładnych parę lat. Taka relacja przywraca wiarę w drugiego człowieka. A tej nie miała już zbyt wiele.
Kiedy Daniel z prawdopodobną Gosią poszedł (o czym powiedział Maciek, obserwujący kątem oka ulicę), usiedli z powrotem naprzeciw siebie. Zamówili po jeszcze jednym piwie. Gąsce było już dzisiaj wszystko jedno, mogła nawet się upić. Maciek wrócił do przerwanej rozmowy.
– Zaraz… powiedziałaś, że nie masz żadnej przyjaciółki? Jak to możliwe?
– No właśnie sama nie wiem do końca. Ale tak to wygląda… Jedna po prostu rozpłynęła się we mgle, wcześniej wyraźnie dając do zrozumienia, że nie jestem nikim ważnym w jej życiu. Kolejna zawiodła bardzo moje zaufanie, ale wybaczyłabym i zapomniała – tyle że jej na tym nie zależało. Nie miała czasu, no. A ja mimo to dalej wierzyłam ludziom. Jeszcze raz się nacięłam w podobny sposób jak z Alą, tyle że relacja trwała krócej – to i mniej bolało. Teraz, owszem, mam koleżanki, bardziej może: znajome…
– Czekaj, czekaj – przerwał Maciek. – Czyli chcesz mi powiedzieć, że twoje przyjaźnie wyglądały tak jak twoje związki z facetami?
– W sumie chyba tak. Po prostu w pewnym momencie buntowałam się, nie dawałam się wykorzystywać, więc przestawałam być potrzebna.
Gąska zamyśliła się na chwilę, ale drugie piwo nie pozwoliło jej za długo trwać w tym stanie. Maciek, którego niezmiennie bawiła jej nieodporność na ten trunek, przyglądał się jej z uśmiechem. Po chwili sięgnął po telefon i zamówił taksówkę. Wiedział, że dla niej wieczór się skończył, a sama nie da rady wrócić do domu.

Kolejny tydzień mijał spokojniej. Gąska w końcu uznała, że z całej sytuacji wyszła z tarczą. Nie dała się wplątać w relację z kimś, kto chyba sam nie wiedział, czego chce. Nie zdążyła się jeszcze zbyt mocno zaangażować, więc tylko trochę bolała urażona duma. Na takie drobiazgi Gąska jednak nie zwykła zwracać uwagi. Szkoda, że nie wyszło… ale przecież „cały w tym ambaras, żeby dwoje chciało naraz”. Tego samego. Postanowiła też nie wysyłać maila. Po co? Niczego to już nie zmieni.

„Wreszcie” – uśmiechnęła się do siebie w lustrze. „Wreszcie to zrozumiałam. Jacek będzie ze dumny”. Podśpiewując cichutko starą piosenkę Kasi Sobczyk, jeszcze raz zerknęła w lustro, po czym wzięła torebkę i poszła na spotkanie do swojego psychoteraputy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz