Dokładnie
rok temu za Tęczowy Most pobiegła Agrafka. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że
po tym czasie będę miała dwa koty, nie uwierzyłabym. A jednak tak się stało. ;)
Przede
wszystkim: gdy tylko potwierdziło się, że to dziewczynka, mała dostała imię Fruzia. Oficjalne, bo
chwilowo bardziej zasługuje na miano „Srajtka” bądź „Siksa”. :P Ale to przecież
minie... Kitka przecież jest jeszcze mała, i choć ogólnie ideę kuwety złapała,
to czasem działa jak dziecko: po prostu zapomina. Albo nie zdąży... Radzi
jednak sobie coraz lepiej i pod tym względem na pewno wyrośnie „na koty”.
Fantastyczna
jest jej relacja z Kociem. A tego obawiałam się najbardziej... Pierwsze
spotkanie za dużo mi nie powiedziało, tyle że się zobaczyli. Następnej doby
jednak, mimo wyraźnych przeciwskazań behawiorystów, którzy zalecają początkową
izolację nowego lokatora i powolne zapoznawanie przez wymianę zapachów,
postawiłam ich naprzeciwko siebie. Kocio po prostu wychodził z siebie, tak był
ciekaw małego gościa. A ten po dobie już wylazł zza foteli i sprawiał wrażenie
znacznie mniej oszołomionego niż w chwili przybycia. Dałam im więc pół godziny
w mojej asyście. Wzięłam patyczek z piórkami, jeden z ukochanych Kocia, ale
bawiła się tylko Fruzia. Kocio siedział nieopodal i... paczył. W pewnym
momencie jednak nie wytrzymał i skoczył na małą. Po krótkiej kotłowaninie udało
mi się złapać Kocia i wynieść z pokoju. Choć sama się trochę bałam go dotknąć,
bo kitę miał co najmniej dwa razy większą. Jednak pod dotykiem mojej ręki
spotulniał i wyszedł. Jeszcze tego samego wieczoru przylazł do łóżka się
pomiziać... ;)
Kolejne
dni upływały na zacieśnianiu kontaktów. Brałam już Fruzię do wspólnego pokoju,
gdzie stały i kocie miski (Fruźka natychmiast dorwała się do tej NIE DLA NIEJ –
podobnie jak Kocio), i leżały zabawki, no i ja mogłam coś robić, jednocześnie
obserwując koteły. A te szybko się dogadały. Już w czwartek mogłam zobaczyć
takie widoki:
Zaraz będziemy spać. |
Fruzia, tylko nie spadnij! – Oj dobrze, przecież uważam. |
(Nie wymaga komentarza J). |
Ja tam się najadłam. |
A
chwilę potem ułożyły się do snu:
Kocio: jestem wyczerpany. Fruzia: ale jak się obudzisz, to już wiem, gdzie będę się chować... |
Kolejne
dni mijają na zacieśnianiu więzi. Widać, że w tej parze ona będzie grała
pierwsze skrzypce. Na razie jest malutka, ale i tak widać, że próbuje rządzić.
A Kocio zasypuje za nią zawartość kuwety i pozwala pierwszej dobiec do piórka.
Z kolei, kiedy on się rzuca na drzemkę, a jej akurat się nie chce spać, to
podchodzi do niego i gryzie go w ogon. Co jest swoistym zaproszeniem do gonitwy
i zapasów. ;) Natomiast on jej snu nie przerywa. J
Wczoraj
natomiast była pierwsza noc, kiedy nie zamknęłam Fruzi w pokoju. Część nocy
spała ze mną, potem obudził mnie jakiś tupot małych stópek :D, a potem... do
łóżka na mizianki wtarabanił się Kocio (była piąta trzydzieści). Patrzę
zaspana, że coś w jego wyglądzie się zmieniło... Czyżby na grzbiecie wyrosły mu
uszy? – Tak, Fruzia już siedziała za nim. ;)
Polubiły
się dzieciaki. J A niżej jeszcze trochę
ich fotek. Zwraca uwagę, że Kocio uważnie obserwuje kotełka, natomiast ten nie ogląda się za siebie. J
Kurza twarz, tyle napisałam... i wcięło! No nic, na razie dam sobie spokój, za gorąco ;-)
OdpowiedzUsuń