piątek, 29 sierpnia 2014

Kocia mama

Odkąd wzięłam Fruzię – a minął już miesiąc – bardzo trudno skupić mi się na innym niż kot temacie. Wiem, że wygląda to dosyć niezdrowo, ale to niestety siła wyższa. J Fruzia jest tak absorbującą koteczką, że wybija się na plan pierwszy, niezależnie od mojej chęci. ;)
Pamiętam, że jak Kocio przybył do domu, również byłam nim bardzo zaabsorbowana. Wynikało to jednak – jak widzę to teraz – z oszołomienia nowością. Wtedy wreszcie spełniło się jedno z moich życiowych marzeń, czyli kot w domu. Ten początkowy okres zatarł mi się jednak w pamięci. Zostały nieliczne zdjęcia i wspomnienia. Najwyraźniejszym jest – uczucie zawodu, że kot jest niedotykalski. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie kocie zachowanie. No nie mówię, że chciałam się miziać dwadzieścia cztery na dobę, ale nie spodziewałam się, że Kocio – początkowo mruczek i przytulak nocny – zacznie się tak dystansować. Czasem myślałam, że to efekt mojego błędu, innym razem po prostu się z tym godziłam. Wydawało mi się wtedy, że jest mi trudno. ;)
Fruzia wywróciła do góry nogami te przekonania. Okazuje się, że biorąc Kocia, trafiłam na super ułożonego i wychowanego kotka. Po prostu jest to „sir” Kocio, który zawsze wie, jak się zachować. Wygląda też na to, że szanuje wpajane mu przeze mnie zasady – oczywiście wskakuje na szafki i stoły, choć niektóre miejsca są mu zabraniane, ale napomniany – często schodzi. Naprawdę. Nigdy nie było między nami takiej wymiany zdań:


Dżentelmenem jest Kocio w prawie każdej sytuacji. Nawet w momentach bardzo osobistych, typu czynności kuwetowe. Naturalnie, przychodził do mnie i paczył, ale w pewnym momencie chyba uznał, że sobie radzę i zaprzestał kontroli. J Co jednak ciekawe, sam też wymusił osobność w tych szczególnych chwilach. Nie żałowałam mu tego. J


Skoro już o kuwecie mowa… Na szczególne podkreślenie zasługuje Kociowa zgodność na wszelkie eksperymenty. Niedoświadczona kociara, jaką byłam niespełna rok temu, fundowała mu nieoczekiwane zmiany. A to zakrytą kuwetę, z którą dość szybko się pogodził (wystarczyło wyjąć drzwiczki), a to innowacje żwirkowe… Brał na klatę wszystko, co proponowałam, aczkolwiek przy silikonie zdecydował, że nie. Dał jednak to do zrozumienia szybko i wyraźnie. Można? Można. J
Największą próbę charakteru przechodzi jednak Kocio teraz. Fruzia zresztą oboje nas ćwiczy, ale Kocio chyba radzi sobie lepiej. Początkowo ustępował małej w wielu sprawach, co ona perfidnie wykorzystywała. Przykładowo – wyżerając mu mokre jedzenie (Kocio je niespiesznie, delektując się każdym kęsem. Czasem mam wrażenie, że brakuje mu tej serwetki pod szyją i sztućców… J ). Odsuwał się wtedy i tylko tak na mnie paczył… Teraz jakoś temat się unormował.
A ja dopiero teraz widzę, że Kocio jest idealny, choć powściągliwy w okazywaniu uczuć. J Fruzia mi pokazała, jak wiele kłopotów można mieć z kotem. J
Jej bezsprzeczną zaletą jest niesamowita przylepność. Pod tym względem śmiało może zaspokoić wszelkie oczekiwania. Sama potrafi władować się na człowieka, mruczy prawie przy każdym dotknięciu, ugniata, wylizuje nosy i palce. Słodziak. I dlatego pewnie tak wiele jej się wybacza. J
Bo poza tym osobistym urokiem ma do zaoferowania ogromną niefrasobliwość. Nie przejmuje się kwestiami typu „czy można?” – tylko zajmuje Kociowe miejscówki, pcha się do jego miski i „zaklepała” sobie do spania mój biurkowy fotel. Zabawki, drapaki – wszystko jest Fruzi! Nie, nie tak, że nie użyczy. Ale po prostu jest szybsza. Kocio, z prawdziwie angielską flegmą (są podejrzenia, że mu się w rodzinie jakiś brytyjczyk plącze – albo mamusia się zapaczyła, albo sama była brytyjką, tyle że poszła na ląfry :P), zanim podbiegnie do „ofiary”, musi się skupić, zastanowić, czy warto, przyjąć pozycję – i wtedy ewentualnie próbuje zdobyć. Niestety, Fruzia w tym czasie zdążyła skoczyć trzy razy. Co z tego, że niecelnie? Ale Kocio został rozproszony i cała procedura rusza ponownie… ;) (Przestaje dotyczyć rzucanych smakołyków :P).
Poza tym Fruzia jest gadułą. Miauczy (pierwsze sugerowane imię było „Piszczałka”), mruczy, syczy, warczy, szczeka – full pakiet. Kocio musi być pod dużym ciśnieniem, żeby dźwięk z siebie wydobyć. J
Tematu kuwety już nie będę obszernie omawiać. Krótko streszczę: ile ja się nasprzątałam, zanim się okazało, że po prostu kuweta musi być odkryta, a żwirek – bentonitowy. Nie mogła powiedzieć od razu, tak jak Kocio przy silikonie? Co gorsza, temat nawraca. Ostatnio znów była „wpadka” – cudzysłów dlatego, że tak naprawdę to było działanie zamierzone (widziałam, jak wyszła z kuwety, by nasikać obok). I teraz zgaduj, człowieku, co było nie tak.
Tłumaczę jednak sobie (a mam wsparcie w tej tezie), że Fruzia po prostu jest jeszcze mała. Co z tego, że Kocio był w podobnych „miesiącach”, kiedy go wzięłam? Kocio był prawdopodobnie od małego „mieszkaniowy”, a na pewno kuwetował. Tymczasem Fruzia została wzięta z podwórka, gdzie nawet górki piaseczku dla kotów nie było. Poza tym trafiła do mnie tydzień po rozłące z mamą i rodzeństwem (tamta dwójka poszła w dwupaku do ludzi). I nagle z podwórka, bez bliskich (nawet swoich człowieków), trafiła do mieszkania, w obce miejsce, z nową pańcią i wielkim kocurem. Sporo dla takiego malucha. Przez ten miesiąc widzę, że sporo zmian na lepsze zaszło. Pewnie z kuwetą też tak będzie i nauczy się jej tak, że stanie się to oczywiste i naturalne – jak dla Kocia. J A cała ta żywiołowość i roztrzepanie – albo miną, albo po prostu taki jej urok. Nie przeszkadza mi to, oby tylko ta przylepność jej nie przeszła. J
Tak naprawdę oba te koty są kochane. Różnią się od siebie charakterem, temperamentem – ale to przecież piękne. Inaczej byłoby nudno. Przylepność Fruzi zaspokaja moje pragnienie kontaktu z kotem, dzięki czemu nie molestuję już tak Kocia. ;) On z kolei zaczął troszkę więcej do mnie przychodzić. Na krótko, ale miźnie się wieczorem, pomruczy, ugniecie… i pójdzie. Może patrzy na Fruzię i widzi, że to jednak nic strasznego? ;) Może walczy o swój zasób? :P Ciekawe też, że kiedy Fruzia przyjdzie wieczorem na mizianki, gdy już gaszę światło, jak spod ziemi wyrasta Kocio – i niby jej nie wygania, ale jednak sprawia, że ona sobie idzie. Jej z kolei nie przeszkadza, gdy Kocio kładzie się obok mnie. Paczy na to obojętnie i z daleka. J


Następny wpis będzie o człowiekach, obiecuję. J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz