Mój kochany Kocio |
Obecność drugiego kota w domu sprawiła, że inaczej widzę tego
pierwszego. Obserwacje i wnioski są bardzo fajne. J
Przede wszystkim Kocio bardzo w moich oczach wydoroślał. Ma
zaledwie roczek, ale w porównaniu z prawie trzymiesięczną Fruzią zdaje się po
prostu poważnym kocurem. No… trochę tej powagi traci wieczorem, gdy rusza
gonitwa. Ach, ile jest wtedy zapału, emocji i niespożytej, wydawałoby się,
energii. J Ale tak w ciągu dnia to zachowuje dużo więcej godności. Fakt, jest to typ
kota-filozofa, który się nie spieszy, nie miauczy na widok wyciąganej z szafy
puszki (po prostu wskakuje na stół, gdzie czeka naszykowana już miseczka ;)).
Niemniej udawało mi się go często wybić z tego marazmu w ciągu dnia: a to
piórkiem mu pomachałam przed nosem, a to laserek zaświeciłam… Teraz jednak jest
inaczej. Kocio przyjął rolę obserwatora. Trochę jest to jego wybór, a trochę
konieczność – Fruzia po prostu szybciej reaguje na bodźce. I zanim się Kocio
zdecyduje łapą machnąć, to piórko zostało już kilka razy „zabite”. Chyba więc
uznał, że lepiej okazać brak zainteresowania niż rywalizować w takiej
prostackiej zabawie. ;) Albo po prostu jest dżentelmenem. ;)
Upewniam się też co do Kociowej aspołeczności. Nie w stosunku do
Fruzi, skąd! Stworzą z pewnością przemiłe stadko (tak, wiem, że koty nie tworzą
stada sensu stricte, ale nie o definicje teraz chodzi), bo już teraz widać, że
się lubią. Ale Fruzia od samego początku naszej znajomości ;) jest równie
chętna do innych kotów, jak i ludzi. Szybko nabrała do mnie zaufania, ale
równie smacznie posapywała w kolejnych objęciach. Kocio zaś był dzikuskiem.
Teraz się nieco zsocjalizował, ale dalej woli być „obok”. Dotyk jest rzadko
mile widziany i zazwyczaj musi być to jego inicjatywa. Dawno przestałam z tym
walczyć, ale co jakiś czas było mi po prostu przykro, że mam takiego
niedotykalskiego kota. Martwiłam się, że jakoś go do siebie zraziłam, że nie
czuje się przy mnie bezpieczny…
A teraz, jak pojawiła się Fruzia, zobaczyłam, że jednak więź
między nami jest całkiem konkretna. Cóż, że mało fizyczna. J Czasem mam wrażenie, że patrzymy na siebie ze zrozumieniem, jak Fruźka szaleje,
albo jak nie mogłam poradzić sobie z jej kuwetowaniem – a wtedy Kocio wziął
sprawę w swoje „łapy”. ;) Ostatnio wręcz zareagował na konkretne zdanie.
Wycisnęłam mu bowiem na futerko trochę pasty odkłaczającej, którą zresztą
bardzo lubi. Na talerzyku jednak z reguły coś zostawia, więc wolę dawać na
futerko. A gapulek nie zauważył chyba i wyskoczył w tej paście na balkon.
Usiadł na stoliku i zapatrzył się smętnie w dal. Więc wołam: „Kociu! Futerko
sobie wyliż!”. Odwrócił się, spojrzał na mnie rozumnie, po czym zaczął się wylizywać
z pasty…
Cudna jest w ogóle ta jego reakcja na imię. Oczywiście, jak na
prawdziwego – więc dumnego i niezależnego kota przystało – zdarza się, że
wołam, a on nie reaguje.
Jest jednak na to sposób i przyznam, że nieraz
nadużywam Kociowej dobrej woli... ;) Otóż, odkąd zrobiło się ciepło, balkon w
mieszkaniu (a często i okna) jest otwarty bez przerwy. W związku z tym zaczęła się
inwazja różnego rodzaju owadów. Nie lubię ich. Nie życzę sobie, by wlatywały do
pokoju, gryzły czy nawet tylko brzęczały. Za to Kocio uwielbia na nie polować. Najpierw
musiał je usłyszeć czy zobaczyć, by ruszyć do ataku. Teraz jednak wystarczy, że
zawołam: „Kociu, mucha!” (czy ćma, wszystko jedno), a on pędzi z drugiego końca
mieszkania. Naprawdę. Sama czasem nie wierzę. Oczywiście nie wołam go słodkim
głosikiem, a tonem, w którym ewidentnie czuć panikę.
I na tym się właśnie zasadza moje oszustwo… Czasem właśnie takim
spanikowanym tonem wołam go, bo po prostu chcę go zobaczyć. I on przychodzi. Rozgląda
się czujnie, po czym, widząc, że alarm był fałszywy, dostojnie wraca na
miejsce, z którego przybiegł. Czasu jednak wystarczy, by go pogłaskać. J
Nie nadużywam tego patentu, bo jednak często wołam go do
prawdziwej zwierzyny, lepiej więc, by nie przestał reagować. A on wiernie
przybiega i broni przed tymi paskudami. Nawet teraz potrafi przerwać gonitwę z
Fruzią, by spełnić swój koci obowiązek. Jaki sam na siebie włożył, żeby nie
było. U mnie koty nie muszą zarabiać na jedzenie. J
O Fruzi będzie innym razem, a tymczasem parę jej zdjęć:
Mała królewna J |
Pełne skupienie... |
Fruzia akrobatka |
Tygrysia łapeczka |
Piękne opisy! Ja tam czuję, i po zdjęciach widzę, że jesteście bardzo zżyci - mówię o Kociu ;-) A i Fruzia jest obfotografowywana - świetna jest ta mała, wcale się nie boi, chociaż ma pyszczek pełen zdziwienia. Piękne to :-)
OdpowiedzUsuńTygrysia łapka mnie rozbraja :))) Pięknie :)
OdpowiedzUsuń