Program: Tomasz Lis na żywo. Dyskusja na temat
sytuacji Romana Polańskiego i kwestii, czy wydać go Amerykanom. Znowu jestem
zdziwiona. Jeden z gości podważał w ogóle fakt gwałtu. A przepraszam, czym innym
jest wykorzystanie trzynastolatki? Przede wszystkim jednak dziwi mnie w ogóle
roztrząsanie tego tematu. Według mnie sprawa jest oczywista. Dokonał czynu
zabronionego, uciekł w czasie zwolnienia za kaucją, co według prawa
amerykańskiego skutkuje dożywotnim ściganiem i brakiem przedawnienia. Nad czym
tu debatować?
A jednak rozmowa trwała. Zaproszeni
goście przedstawili różne aspekty i wyciągali różne oblicza tego tematu. Ewa Wanat
mówiła o tym, jak ważną informacją społeczną jest wyciąganie konsekwencji wobec
sprawcy gwałtu. Nieukaranie sprawcy jest wyraźnym sygnałem dla przyszłych
ofiar, że ich krzywdziciele nie poniosę za to żadnej kary. Na uwagę innego
gościa, że ten konkretny Polański poniósł już karę., bo jest napiętnowany, bo
cierpiał, bo przeszedł piekło, zripostowała bardzo celnie: sam był tego przyczyną.
Aleksander Pociej i Janusz Głowacki
prezentowali natomiast poglądy, rzekłabym, niepokojące. Pierwszy z wymienionych
panów, chociaż mecenas, bardzo chętnie przychylał się do poglądu, by jednak nie
robić z tego wielkiej sprawy. Podpierał się oczywiście przepisami prawa, ale
widać było, jak blisko mu do zdania, by zostawić Polańskiego w spokoju, a już
na pewno nie wydawać go Amerykanom. Zdecydowanie wypowiadał się w ten sposób
Janusz Głowacki. Nie podobało mi się u obu panów to, że w swoich wypowiedziach
nawiązywali do chrześcijańskiej (to słowo padło) wartości – wybaczania. Świetnie,
ale co z ofiarą? Skoro sprawcy sumienie pozwoliło na czyn łamiący przecież
Dekalog, to ona powinna i tak wybaczyć? Może jeszcze przeprosić? (Niestety, są
kultury, gdzie tak się dzieje…). Ale przede wszystkim: nie mieszajmy prawa z poglądami religijnymi, bo to się dobrze nie skończy.
W tej dyskusji najbardziej odpowiadało
mi stanowisko Romana Giertycha. Przedstawił on po prostu sytuację prawną zdarzenia,
odnosząc się również do porozumień polsko-amerykańskich (w końcu do gwałtu
doszło w Ameryce). Nic więcej, niż mniej. I tak, moim zdaniem, ta sprawa winna
być oceniana. Bo gdyby to nie był znany człowiek, światowej sławy reżyser,
milioner? To co wtedy? Prawo powinno być równe wobec wszystkich. Giertych wypowiadał
się spokojnie, choć nieco się uniósł, gdy Głowacki zakwestionował termin „gwałt”.
Jego zdaniem to za mocne określenie dla tego zdarzenia. Nie wiem, czy
rzeczywiście ten pan ma takie poglądy, ale wyglądało mi to na chwyt retoryczny,
bo oburzenie mecenasa natychmiast próbował wyeksponować. Spięcie między panami
było krótkie i za chwilę nie pozostał po nim ślad.
Ogólnie dyskusja była niemrawa i – moim zdaniem
– trochę bezprzedmiotowa. Bo i co z tego gadania? Zresztą, większość tego typu
programów (nie tylko ten konkretny) prezentują ten sam poziom. Czasem, dla
podkręcenia atmosfery, zestawia się sprawdzonych oponentów (jak Kazimiera Szczuka
i Tomasz Terlikowski czy Beata Kempa i jakikolwiek mężczyzna), ale to też się
powoli opatrzyło. Tematy ledwo muskają meritum problemu. Kilka tygodni temu w
studiu Lisa była rozmowa o wielodzietności. Dlaczego Polki nie chcą rodzić
dzieci. Zaproszone do studia mamy, mające dwoje lub więcej dzieci, były pytane,
jak sobie radzą. „To przecież ogromne logistyczne wyzwanie”, unosił się z
zachwytu Lis, kierując te słowa do Małgorzaty Terlikowskiej, mamy piątki
dzieci. Czekałam na pytanie: czy panie dają radę finansowo? Nie padło. Jedna Ania
Mucha wspomniała o pieniądzach, ale nie zostało to podjęte. A przecież, jak się
ma pieniądze, to i przedszkole się ogarnie.
Innym razem słuchałam dyskusji czterech
prawników. Po dwudziestu minutach zrozumiałam, że nie dowiem się niczego na
temat mającej właśnie wejść nowelizacji danej ustawy (czy czegoś tam), a to mnie
właśnie ciekawiło, bo chciałam wiedzieć, o co w zasadzie chodzi. Nic z tego. Panowie
rozkoszowali się własnymi głosami i kunsztownie budowanymi zdaniami… pardon. Prawniczym
bełkotem. Wtedy wyłączyłam telewizor i pogrążyłam się w zadumie. Efektem było
odkrycie na miarę Kolumba: z takich programów niczego człowiek się nie dowie. Szkoda
czasu na ich oglądanie.
Więc nie oglądam. Słucham wieczorami,
jednocześnie bawiąc koty, ogarniając wieczorem mieszkanie, odpisując na smsy
czy po prostu relaksując się przy kompie. A w tle leci dyskusja, za którą
gościom i – przede wszystkim – prowadzącemu płaci się z pewnością niemałe
pieniądze. I niczemu innemu to nie służy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz