Kolega miał parę dni temu urodziny. Oczywiście
pospieszyłam (forma pośpieszyłam też
jest poprawna) z życzeniami. Zadzwoniłam i chwilę pogadaliśmy, między innymi właśnie
o tym, co sądzimy o obchodzeniu różnych świąt własnych. Ja osobiście bardzo lubię celebrować wszelkiego rodzaju okazje, swoje i nie swoje (nawet jeśli czasami
niektórzy uważają je za naciągane. No to co?). Nie sprawia mi szczególnej trudności pamiętanie o datach – w końcu od czego
kalendarze i przypomnienia? ;)
Ten sam kolega (od urodzin) kiedyś
pisał, że nie lubi wymuszonego okazywania uczuć – tylko dlatego, że
okoliczności tego wymagają.
Oczywiście, że ma rację, twierdząc, że nie powinno się z tym czekać do konkretnego
dnia i traktować tego zadaniowo. Ale z drugiej strony, jak bez powodu dostajemy
od drugiej połówki prezent, to zamiast się cieszyć, patrzymy podejrzliwie i
zastanawiamy się, co takiego próbuje nam zrekompensować. Nie jest tak? J A
wśród znajomych? Jeśli bez powodu, znienacka, powiem koleżance, że dzisiaj spełniam
jej życzenia, płacę za rachunek lub wręczam spontaniczny prezent, ot tak, to
zamiast radości robię jej kłopot. Bo pewnie czegoś chcę, bo może oczekuję rewanżu,
bo widać próbuję zacieśnić relację, bo nie wiadomo co… A im relacja dalsza, tym
dla wszystkich kłopotliwsza.
Toteż uważam, że należy korzystać z
okazji, jak tylko się da. Prawdę mówiąc, urodziny uważam za święto bardzo
osobiste i nie zawsze oczekuję życzeń ani sama nie mam pewności, czy komuś je
składać. Jeszcze dawniej, w prehistorycznych czasach, gdy nie było serwisów
społecznościowych, ba – internetu nie było (mam na myśli powszechny dostęp) –
takie daty faktycznie znali (albo i nie, ale mówię o założeniu) najbliżsi. Teraz
wystarczy sobie ustawić odpowiednią opcję, a będzie o tym wiedzieć każdy.
Ale nieważne, jaka okazja, ważne, że jest.
Wtedy jest dobry moment, by zadzwonić z miłym słowem, kupić miły drobiazg… A już tak naprawdę w tym wszystkim
najważniejsze jest to, by o tym kimś nie tylko pamiętać, ale mu to okazać. I właśnie
dlatego o tym dzisiaj piszę. Bo dzisiaj i jutro wspominamy i odwiedzamy na
cmentarzach tych, którzy odeszli od nas na zawsze. Możemy im zapalić znicze,
położyć kwiaty na grobie, pomodlić się za nich, westchnąć… ale już nie pójdziemy
z nimi na zakupy, piwo czy do kina. Nie przeprosimy za zaniedbania, nie
przytulimy, nie wywołamy uśmiechu na twarzy i łez szczęścia w oczach. To są truizmy,
ale warto je sobie czasem przypomnieć. I coś zmienić. Również po to są święta:
by przystanąć na moment i zastanowić się nad tym, co akurat dla nas ważne. A może
nie tylko dla nas?
...A jeśli ktoś nie zapalił dzisiaj światełka na cmentarzu, może symbolicznie uczynić to TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz