Od siedmiu lat mam dobrego kumpla, który
wielokrotnie utwierdzał mnie w przekonaniu, że nawet w pewnym wieku jest
możliwa czysta, platoniczna i nieskalana damsko-męska zażyłość. Mamy o czym
gadać, złożyło się też, że pracujemy w pokrewnych branżach – ale jednak nie
tych samych, więc możemy sobie pomagać, nie wchodząc sobie przy tym w drogę. Poznaliśmy
się na Gronie (kto jeszcze pamięta ten portal? Kto jeszcze ma tam konto? Ja swoje
zlikwidowałam), okazało się, że mieszkamy blisko siebie, więc przenieśliśmy
znajomość do świata realnego. Pod wieloma względami jesteśmy inni (w sensie
osobowości, nie mam na myśli oczywistych różnic), np. ja zawsze z zegarkiem w
ręku i nerwem, czy zdążę – on wie, że zdąży. Swoich talentów do napojów
słaboprocentowych i językowych zdolności nawet nie zestawiam, bo tu nie ma pola
do porównań. Za to niedawno odkryłam w nim kolejną fantastyczną cechę, w którą
do końca nie wierzę, choć fakty mówią same za siebie… J
Otóż kolega ma moc. Ta moc sprawia, że kilkakrotnie
pomógł mi w naprawie paru rzeczy – w zasadzie nic nie robiąc. Owszem, nie tylko
do niego czasem piszę, żeby spytać o jakąś poprawną formę czy weryfikację
tłumaczonego zdania (taka praca, że czasem słownik nie wystarcza, bo jeszcze
trzeba uwzględnić kontekst). Wysyłając takie pytanie, często sama znajduję
odpowiedź, szybciej niż odpowiedź nadejdzie. Można to wytłumaczyć. Kiedy proszę
kogoś o pomoc, mam uczucie, że ciężar wyjaśnienia nie spoczywa już tylko na
mnie, że zaraz otrzymam wsparcie. Wtedy umysł rozluźnia się i… wydłubuje
rozwiązanie, które we mnie było, ale zostało zagłuszone napięciem, zmęczeniem,
natłokiem innych dylematów, jakie przez ostatnie strony musiałam rozstrzygać.
Ale jak wyjaśnić fakt, że niedziałająca
klawiatura po telefonie do Pawła zaczyna działać? Było tak: na początku
miesiąca doszłam do wniosku, że już teraz to na pewno muszę kupić monitor. Dotychczas pracowałam na laptopie, a jakie są
wymiary jego ekranu, raczej wiadomo. A trudno zrobić dobrą redakcję na takiej
bździnce. Korektę jeszcze można, ale wybór jest taki: albo widzi się dobrze
tekst, albo poszczególne wyrazy. Z tym, że dobre widzenie tekstu na laptopie, a
na 24-calowym monitorze to jak porównywanie dnia do nocy. Udało mi się wreszcie
odłożyć kasę, bo decyzja była podjęta już wcześniej, tyle że z różnych powodów
finanse mi się nie spinały. W październiku znowu musiałam odłożyć decyzję, bo
Fruzia raczyła dostać rujki. Za tym poszła sterylizacja – i znowu oszczędności
się rozeszły. Oczywiście, gdyby płatności przychodziły w terminie, byłoby
inaczej… Ale ok. Monitor już jest. Kupiony i podłączony do laptopa, do tego
bezprzewodowe myszka i klawiatura (z możliwością wyłączenia jej – przed kotami
:D), wszystko pięknie zgrane dzięki pomocy Pawła, który fizycznie ze mną po
zakup poszedł i czynności zgrywające wykonał. Przy okazji wyszło, że jeden z
trzech portów w lapku nie działa. Zdecydowałam więc samodzielnie kupić
rozgałęziacz, który… wczoraj zniszczył mi port drugi. Klawiatura i myszka
przestały działać. W trzecim, ostatnim porcie, także. Zrobiłam, co mogłam. Sprawdziłam
informacje o sterownikach, podłączałam inne urządzenia (empetrójkę na
przykład). Wiedziałam dzięki temu, że port sprawny. Może więc ta antenka
umożliwiająca działanie myszy i klawy również została uszkodzona? Miałam drugą,
została wykryta, sterowniki w porządku… i dalej nic. Po piątym restarcie
komputera poddałam się i wyłączyłam wszystko. Ubrałam się i poszłam na zakupy. Dzisiaj
święto, więc kolejki do kas były większe niż zazwyczaj. Potem jeszcze spacer,
trochę czasu więc minęło, zanim wróciłam, i komputer miał czas odpocząć. Niestety,
wciąż nie widział sprzętu. Zadzwoniłam więc do Pawła, który właściwie na
odległość dużo nie mógł zrobić. Sprawdzałam jednak na menedżerze urządzeń
informacje, gdy – w trakcie tej rozmowy – strona się odświeżyła i… klawiatura i
myszka ruszyły! I tego się nie da wytłumaczyć. Ale mam nadzieję, że Paweł
nie zerwie ze mną znajomości. :D
Streszczenie wpisu: Po uszkodzeniu portu
w laptopie, którego przyczyną było podłączenie rozgałęziacza portów, komputer przestał
widzieć klawiaturę i myszkę. Telefoniczna rozmowa z Pawłem usunęła usterkę,
mimo że absolutnie nic nie zostało zrobione. Lubię Pawła. J
Ha! To ja dziękuję Tobie, że odkryłaś we mnie tę moc. Trudno mi w jej istnienie uwierzyć, chociaż są dowody. Jest, czy też jej nie ma, nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest, że udaje mi się Tobie pomagać, chociaż nie wiem, jak to się dzieje :).
OdpowiedzUsuńStreszczenie rządzi, hehe.
Hmmm.... chyba jest więcej taki "Pawłów" bo gdy mi komp siada to dzwonię do męża i proszę - samo się naprawia :) albo coś znajduję gdy tylko zadzwonię :) Tacy ludzie są nam baaaardzo potrzebni . NIECH MOC BĘDZIE WIĘC Z WAMI :)
OdpowiedzUsuńŻycie bez "Pawłów" byłoby dużo trudniejsze. :D
Usuń