wtorek, 11 listopada 2014

Dobry kolega

Od siedmiu lat mam dobrego kumpla, który wielokrotnie utwierdzał mnie w przekonaniu, że nawet w pewnym wieku jest możliwa czysta, platoniczna i nieskalana damsko-męska zażyłość. Mamy o czym gadać, złożyło się też, że pracujemy w pokrewnych branżach – ale jednak nie tych samych, więc możemy sobie pomagać, nie wchodząc sobie przy tym w drogę. Poznaliśmy się na Gronie (kto jeszcze pamięta ten portal? Kto jeszcze ma tam konto? Ja swoje zlikwidowałam), okazało się, że mieszkamy blisko siebie, więc przenieśliśmy znajomość do świata realnego. Pod wieloma względami jesteśmy inni (w sensie osobowości, nie mam na myśli oczywistych różnic), np. ja zawsze z zegarkiem w ręku i nerwem, czy zdążę – on wie, że zdąży. Swoich talentów do napojów słaboprocentowych i językowych zdolności nawet nie zestawiam, bo tu nie ma pola do porównań. Za to niedawno odkryłam w nim kolejną fantastyczną cechę, w którą do końca nie wierzę, choć fakty mówią same za siebie… J
Otóż kolega ma moc. Ta moc sprawia, że kilkakrotnie pomógł mi w naprawie paru rzeczy – w zasadzie nic nie robiąc. Owszem, nie tylko do niego czasem piszę, żeby spytać o jakąś poprawną formę czy weryfikację tłumaczonego zdania (taka praca, że czasem słownik nie wystarcza, bo jeszcze trzeba uwzględnić kontekst). Wysyłając takie pytanie, często sama znajduję odpowiedź, szybciej niż odpowiedź nadejdzie. Można to wytłumaczyć. Kiedy proszę kogoś o pomoc, mam uczucie, że ciężar wyjaśnienia nie spoczywa już tylko na mnie, że zaraz otrzymam wsparcie. Wtedy umysł rozluźnia się i… wydłubuje rozwiązanie, które we mnie było, ale zostało zagłuszone napięciem, zmęczeniem, natłokiem innych dylematów, jakie przez ostatnie strony musiałam rozstrzygać.
Ale jak wyjaśnić fakt, że niedziałająca klawiatura po telefonie do Pawła zaczyna działać? Było tak: na początku miesiąca doszłam do wniosku, że już teraz to na pewno muszę kupić monitor. Dotychczas pracowałam na laptopie, a jakie są wymiary jego ekranu, raczej wiadomo. A trudno zrobić dobrą redakcję na takiej bździnce. Korektę jeszcze można, ale wybór jest taki: albo widzi się dobrze tekst, albo poszczególne wyrazy. Z tym, że dobre widzenie tekstu na laptopie, a na 24-calowym monitorze to jak porównywanie dnia do nocy. Udało mi się wreszcie odłożyć kasę, bo decyzja była podjęta już wcześniej, tyle że z różnych powodów finanse mi się nie spinały. W październiku znowu musiałam odłożyć decyzję, bo Fruzia raczyła dostać rujki. Za tym poszła sterylizacja – i znowu oszczędności się rozeszły. Oczywiście, gdyby płatności przychodziły w terminie, byłoby inaczej… Ale ok. Monitor już jest. Kupiony i podłączony do laptopa, do tego bezprzewodowe myszka i klawiatura (z możliwością wyłączenia jej – przed kotami :D), wszystko pięknie zgrane dzięki pomocy Pawła, który fizycznie ze mną po zakup poszedł i czynności zgrywające wykonał. Przy okazji wyszło, że jeden z trzech portów w lapku nie działa. Zdecydowałam więc samodzielnie kupić rozgałęziacz, który… wczoraj zniszczył mi port drugi. Klawiatura i myszka przestały działać. W trzecim, ostatnim porcie, także. Zrobiłam, co mogłam. Sprawdziłam informacje o sterownikach, podłączałam inne urządzenia (empetrójkę na przykład). Wiedziałam dzięki temu, że port sprawny. Może więc ta antenka umożliwiająca działanie myszy i klawy również została uszkodzona? Miałam drugą, została wykryta, sterowniki w porządku… i dalej nic. Po piątym restarcie komputera poddałam się i wyłączyłam wszystko. Ubrałam się i poszłam na zakupy. Dzisiaj święto, więc kolejki do kas były większe niż zazwyczaj. Potem jeszcze spacer, trochę czasu więc minęło, zanim wróciłam, i komputer miał czas odpocząć. Niestety, wciąż nie widział sprzętu. Zadzwoniłam więc do Pawła, który właściwie na odległość dużo nie mógł zrobić. Sprawdzałam jednak na menedżerze urządzeń informacje, gdy – w trakcie tej rozmowy – strona się odświeżyła i… klawiatura i myszka ruszyły! I tego się nie da wytłumaczyć. Ale mam nadzieję, że Paweł nie zerwie ze mną znajomości. :D


Streszczenie wpisu: Po uszkodzeniu portu w laptopie, którego przyczyną było podłączenie rozgałęziacza portów, komputer przestał widzieć klawiaturę i myszkę. Telefoniczna rozmowa z Pawłem usunęła usterkę, mimo że absolutnie nic nie zostało zrobione. Lubię Pawła. J

3 komentarze:

  1. Ha! To ja dziękuję Tobie, że odkryłaś we mnie tę moc. Trudno mi w jej istnienie uwierzyć, chociaż są dowody. Jest, czy też jej nie ma, nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest, że udaje mi się Tobie pomagać, chociaż nie wiem, jak to się dzieje :).
    Streszczenie rządzi, hehe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm.... chyba jest więcej taki "Pawłów" bo gdy mi komp siada to dzwonię do męża i proszę - samo się naprawia :) albo coś znajduję gdy tylko zadzwonię :) Tacy ludzie są nam baaaardzo potrzebni . NIECH MOC BĘDZIE WIĘC Z WAMI :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie bez "Pawłów" byłoby dużo trudniejsze. :D

      Usuń