Chodziłam ostatnimi czasy z kotami do
weterynarza. Najpierw trzeba było Fruzię zaczipować, potem ją wysterylizować, a
na końcu oba koty odrobaczyć (rutynowo) i zaszczepić Kocia. Cieszyłam się, że
podjęłam decyzję o zmianie lecznicy, bo naprawdę jest odczuwalnie wygodniej tam chodzić. Tyle idę, co poprzednio
musiałam dojść na przystanek. Na którym dopiero zaczynała się droga właściwa, a
i autobus do przychodni nie zakręcał. A tu – raz dwa, i koty są na miejscu. W drugą
stronę jest jeszcze szybciej. ;)
Jednak ponieważ te wizyty następowały
dość szybko po sobie, rzuciła mi się w oczy sprawa, której wcześniej nie
dostrzegałam. Nie tylko ja zresztą, bo zrobiłam małe rozpoznanie. Otóż w żadnym
gabinecie weterynaryjnym nie spotkałam cennika. Ani na stronie, ani w
przychodni. Jeśli przed wizytą chciałam wiedzieć, ile co kosztuje, trzeba było
dzwonić i pytać. Oczywiście, informacji mi udzielano, ale zastanowiło mnie to,
dlaczego te informacje nie są jawne.
Przed zmianą gabinetu – ba, wcześniej,
gdy szukałam weta dla Agrafci – obeszłam osiedle i wstępowałam do mijanych
lecznic, by zorientować się w cenach. Zawsze musiałam w tym celu wejść do
gabinetu (akurat nie trafiłam na żadną przychodnię z recepcją) i zawsze odnosiłam
wrażenie, że moje pytania są… jakby nie na miejscu. Z reguły pytano, co
konkretnie dolega zwierzęciu. Tymczasem ja chciałam po prostu wiedzieć, jaki
jest koszt wizyty ogólnej, no i czy np. zajmują się świnkami. Albo czy jest
możliwa diagnostyka (no, to akurat na stronie lecznicy zazwyczaj można
znaleźć). W jednej z lecznic pani dosyć wyczerpująco odpowiedziała mi na
pytania, a ja się nie upierałam na dokładne kwoty, mogły być widełki. Tyle że
idąc tam dwa miesiące później, już tego nie pamiętałam… Pani mówi, że zawsze
można zapytać. Ale w takim razie czy nie prościej jest wywiesić cennik?
Rozumiem, że ceny pewnych zabiegów mogą się
wahać, bo zależy to od ilości stosowanych leków, materiałów opatrunkowych,
czasu przebywania zwierzęcia w lecznicy itp.
Ale pewne rutynowe zabiegi – właśnie jak szczepienie czy odrobaczenie – to zasadniczo
koszt stały. Przy tym drugim ważna jest masa zwierzaka, wtedy podaje się
odpowiednio większą lub mniejszą dawkę leku. Tyle że nie jest to indywidualny
przelicznik – Kocio waży 4,2 kg, więc stosujemy algorytm, by wyliczyć mu dawkę.
Nie, dostaje porcję dla zwierząt powyżej 4 kg. To co za problem to napisać w
cenniku? Można również zaznaczyć, dla jakiego środka jest jaka cena.
W gabinecie, do którego teraz chodzę, na
paragonie po sterylizacji były wyszczególnione nawet takie koszty, jak rękawiczki
jednorazowe. To mi się podobało. Jednak w większości na takich paragonach (o
ile się je otrzymuje, bo chyba nie jest to jeszcze obowiązkowe?) z reguły jest
napisane: „Usługa weterynaryjna” i końcowa kwota. Idąc więc następnym razem,
dalej nie wiem, co i ile kosztowało i za co w ogóle zapłaciłam – czy za samo szczepienie,
czy doliczono również wizytę. I znowu nie wiem, ile pieniędzy na to przeznaczyć
– mogę ew. ponieść dodatkowe koszty, dzwoniąc do lecznicy i pytając o ceny. Ale
to nie jest taka ekonomia, jaką lubię. J
Wiadomo, że jak zwierzątko jest chore,
to się je leczy. Aż prosi się dodać: bez oglądania na koszty. Nie do końca tak
jest. Moja koleżanka miała kota z nerkowymi problemami. Nie pamiętam już
dokładnie jej opowieści, ale wynikało z niej, że wet skasował ją na grube
pieniądze. Może to tyle kosztowało?, zapyta ktoś. No właśnie nie wiadomo…
Jestem przekonana, że Ula leczyłaby kocurka niezależnie od ceny – ale jeśli
miałaby możliwość porównać koszty w różnych lecznicach, mogłaby wybrać opcję
finansowo korzystniejszą, nie rezygnując przecież z leczenia. Zresztą przy oficjalnym
cenniku nie byłaby zaskakiwana rachunkami wystawianymi po wizytach, mogłaby się
na to przygotować. (Jeśli coś przekręciłam, proszę o sprostowanie. Zapamiętałam
chorobę, ale i oburzenie Uli na zdziercę – z czym się zgadzałam).
Jak wspominałam na początku,
przeprowadziłam rozpoznanie wśród znajomych i nieznajomych na ten temat. Odniosłam
wrażenie, że nikt do tej pory nie zwrócił na to uwagi. Pytanie zamieściłam
również na kocim forum, a stamtąd podlinkowała je i udostępniła inna kocia znajoma na innej kociej
stronie. ;) (Nie mogę podlinkować, bo to grupa zamknięta). Nie wywiązała się dyskusja, ale głos zabrała
pani (podająca się za weterynarza), która napisała, że ujawnianie cennika np.
na stronie lecznicy jest niezgodne z prawem ustalonym przez Izbę
Lekarsko-Weterynaryjną. Ma to zapobiegać nieuczciwej konkurencji. Można za to w
formie papierowej wywiesić np. na ścianie lecznicy. Pytałam, czy pacjent (a
raczej jego opiekun) nie powinien mieć prawa wglądu do takich informacji. Nie otrzymałam
już odpowiedzi.
I tak się zastanawiam. Serio, po prostu
nie wiem: czy tak może być? Coraz więcej informacji musi być ujawnianych,
sklepy są obligowane do wyraźnego metkowania towarów, ceny usług medycznych (zazwyczaj
widełkowo, ale jednak) są na stronach lecznic coraz częściej. A u weterynarza
tego nie wolno. Czy ktoś mi to wyjaśni? Bardzo jestem ciekawa opinii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz