czwartek, 20 listopada 2014

Ile to kosztuje?

Chodziłam ostatnimi czasy z kotami do weterynarza. Najpierw trzeba było Fruzię zaczipować, potem ją wysterylizować, a na końcu oba koty odrobaczyć (rutynowo) i zaszczepić Kocia. Cieszyłam się, że podjęłam decyzję o zmianie lecznicy, bo naprawdę jest odczuwalnie wygodniej tam chodzić. Tyle idę, co poprzednio musiałam dojść na przystanek. Na którym dopiero zaczynała się droga właściwa, a i autobus do przychodni nie zakręcał. A tu – raz dwa, i koty są na miejscu. W drugą stronę jest jeszcze szybciej. ;)
Jednak ponieważ te wizyty następowały dość szybko po sobie, rzuciła mi się w oczy sprawa, której wcześniej nie dostrzegałam. Nie tylko ja zresztą, bo zrobiłam małe rozpoznanie. Otóż w żadnym gabinecie weterynaryjnym nie spotkałam cennika. Ani na stronie, ani w przychodni. Jeśli przed wizytą chciałam wiedzieć, ile co kosztuje, trzeba było dzwonić i pytać. Oczywiście, informacji mi udzielano, ale zastanowiło mnie to, dlaczego te informacje nie są jawne.
Przed zmianą gabinetu – ba, wcześniej, gdy szukałam weta dla Agrafci – obeszłam osiedle i wstępowałam do mijanych lecznic, by zorientować się w cenach. Zawsze musiałam w tym celu wejść do gabinetu (akurat nie trafiłam na żadną przychodnię z recepcją) i zawsze odnosiłam wrażenie, że moje pytania są… jakby nie na miejscu. Z reguły pytano, co konkretnie dolega zwierzęciu. Tymczasem ja chciałam po prostu wiedzieć, jaki jest koszt wizyty ogólnej, no i czy np. zajmują się świnkami. Albo czy jest możliwa diagnostyka (no, to akurat na stronie lecznicy zazwyczaj można znaleźć). W jednej z lecznic pani dosyć wyczerpująco odpowiedziała mi na pytania, a ja się nie upierałam na dokładne kwoty, mogły być widełki. Tyle że idąc tam dwa miesiące później, już tego nie pamiętałam… Pani mówi, że zawsze można zapytać. Ale w takim razie czy nie prościej jest wywiesić cennik?
Rozumiem, że ceny pewnych zabiegów mogą się wahać, bo zależy to od ilości stosowanych leków, materiałów opatrunkowych, czasu przebywania zwierzęcia  w lecznicy itp. Ale pewne rutynowe zabiegi – właśnie jak szczepienie czy odrobaczenie – to zasadniczo koszt stały. Przy tym drugim ważna jest masa zwierzaka, wtedy podaje się odpowiednio większą lub mniejszą dawkę leku. Tyle że nie jest to indywidualny przelicznik – Kocio waży 4,2 kg, więc stosujemy algorytm, by wyliczyć mu dawkę. Nie, dostaje porcję dla zwierząt powyżej 4 kg. To co za problem to napisać w cenniku? Można również zaznaczyć, dla jakiego środka jest jaka cena.
W gabinecie, do którego teraz chodzę, na paragonie po sterylizacji były wyszczególnione nawet takie koszty, jak rękawiczki jednorazowe. To mi się podobało. Jednak w większości na takich paragonach (o ile się je otrzymuje, bo chyba nie jest to jeszcze obowiązkowe?) z reguły jest napisane: „Usługa weterynaryjna” i końcowa kwota. Idąc więc następnym razem, dalej nie wiem, co i ile kosztowało i za co w ogóle zapłaciłam – czy za samo szczepienie, czy doliczono również wizytę. I znowu nie wiem, ile pieniędzy na to przeznaczyć – mogę ew. ponieść dodatkowe koszty, dzwoniąc do lecznicy i pytając o ceny. Ale to nie jest taka ekonomia, jaką lubię. J
Wiadomo, że jak zwierzątko jest chore, to się je leczy. Aż prosi się dodać: bez oglądania na koszty. Nie do końca tak jest. Moja koleżanka miała kota z nerkowymi problemami. Nie pamiętam już dokładnie jej opowieści, ale wynikało z niej, że wet skasował ją na grube pieniądze. Może to tyle kosztowało?, zapyta ktoś. No właśnie nie wiadomo… Jestem przekonana, że Ula leczyłaby kocurka niezależnie od ceny – ale jeśli miałaby możliwość porównać koszty w różnych lecznicach, mogłaby wybrać opcję finansowo korzystniejszą, nie rezygnując przecież z leczenia. Zresztą przy oficjalnym cenniku nie byłaby zaskakiwana rachunkami wystawianymi po wizytach, mogłaby się na to przygotować. (Jeśli coś przekręciłam, proszę o sprostowanie. Zapamiętałam chorobę, ale i oburzenie Uli na zdziercę – z czym się zgadzałam).
Jak wspominałam na początku, przeprowadziłam rozpoznanie wśród znajomych i nieznajomych na ten temat. Odniosłam wrażenie, że nikt do tej pory nie zwrócił na to uwagi. Pytanie zamieściłam również na kocim forum, a stamtąd podlinkowała je i udostępniła inna kocia znajoma na innej kociej stronie. ;) (Nie mogę podlinkować, bo to grupa zamknięta).  Nie wywiązała się dyskusja, ale głos zabrała pani (podająca się za weterynarza), która napisała, że ujawnianie cennika np. na stronie lecznicy jest niezgodne z prawem ustalonym przez Izbę Lekarsko-Weterynaryjną. Ma to zapobiegać nieuczciwej konkurencji. Można za to w formie papierowej wywiesić np. na ścianie lecznicy. Pytałam, czy pacjent (a raczej jego opiekun) nie powinien mieć prawa wglądu do takich informacji. Nie otrzymałam już odpowiedzi.

I tak się zastanawiam. Serio, po prostu nie wiem: czy tak może być? Coraz więcej informacji musi być ujawnianych, sklepy są obligowane do wyraźnego metkowania towarów, ceny usług medycznych (zazwyczaj widełkowo, ale jednak) są na stronach lecznic coraz częściej. A u weterynarza tego nie wolno. Czy ktoś mi to wyjaśni? Bardzo jestem ciekawa opinii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz