wtorek, 16 września 2014

Bez nagrody

Pisałam na początku lipca o tym, że niektóre wydawnictwa nie odpowiadają na ogłoszenia (Puste losy). Motywacją do podzielenia się tamtymi przemyśleniami była oczywiście konkretna sytuacja: rekrutacja w wydawnictwie, w której wzięłam udział, zostałam wybrana do drugiego etapu – próbnej korekty (choć nie wiem, czy było doprecyzowane, czy ma być to redakcja, czy korekta. Zrobiłam na pewno to, co uznałam za stosowne) – i wtedy zapadła cisza. Musiałam się bardzo postarać, żeby uzyskać jakąś informację. Na szczęście maila wysyłałam na konkretne nazwisko, więc – chyba dzięki zaskoczeniu po tamtej stronie – dodzwoniłam się i dowiedziałam, że tak, zostałam zweryfikowana (a raczej jakość mojej pracy) pozytywnie. Super, więc podałam proponowaną przeze mnie stawkę, z wyraźnym dopiskiem, że jestem otwarta na negocjacje. I zapadła cisza.

Był okres wakacyjny, więc wiadomo, urlopy itede – ale w takim razie czemu prowadzono rekrutację w takim momencie? Poza tym, niezależnie od pory roku, prace redakcyjne powinny iść normalnym trybem. Może nieco wolniejszym, co dla większości jest zrozumiałe (sama to odczułam, gdy redagowałam pracę zbiorową. Ciężko było połapać autorów, by zaakceptowali poprawki. Na szczęście zleceniodawca rozumiał), ale jednak trwają. To może być dobry moment, by dać komuś szansę i coś zlecić potencjalnej nowej osobie. (Na normalną umowę, oczywiście). Prace dzięki temu aż tak bardzo się nie opóźniają, a kandydat na stałego współpracownika (bo nie bądźmy śmieszni, nie mówmy o etatach) może wykazać się swoimi kompetencjami. Tak więc sobie tłumaczyłam, czemu robią rekrutację w połowie czerwca.

A może inaczej było? Może ogłoszenie musiało się ukazać, ale było już wiadomym, że odpowiednia osoba na to stanowisko już dawno jest? No to robimy formalnie rekrutację, ALE: w momencie, gdy wiele osób robi sobie przerwę wakacyjną (tak, freelancerzy też czasem urlopują) i wtedy, gdy można przeciągać czas wysłania odpowiedzi. Jedni się zniechęcą tym czekaniem i machną ręką, a nadgorliwcom w moim typie powie się, że ojej, nie ma kogoś tam, są urlopy i dlatego tyle to trwa. W końcu i taka osoba się połapie, o co chodzi.

Niedawno zajrzałam na forum wydawnicze, gdzie wypowiada się wiele osób z branży, znających rynek lepiej niż ja. Tam dowiedziałam się, że nie mam już co czekać, bo nie tylko ja jestem w takiej sytuacji: pozytywnie oceniona próbka – podanie stawki – cisza. Przypuszczam jednak, że nawet gdyby się odezwali, zawarłabym umowę i wykonała pracę, to na pieniądze czekałabym długo. Wierzę, że bym je dostała, ale nie sądzę, że w terminie. I nie jest to pomówienie, bo ja tylko tak uważam, ale jak mało kiedy jestem tych mniemań pewna. Na tyle, by nie żałować.

Co oczywiście w żaden sposób nie poprawia mojej sytuacji zawodowej. Na co dzień jakoś jest, ale znów zaczynam mieć uczucie, że walę głową w ścianę. Z rozpędu, bo co jakiś czas zapominam, że to nie ma sensu. I wysyłam CV, i molestuję znajomych, i sama się ogłaszam… I co miesiąc zastanawiam się, czy to się kiedyś zmieni na lepsze.

2 komentarze:

  1. U mnie wypaliło po kilku latach, pokrewna branża, więc... wal dalej w ścianę, kiedyś padnie :).

    OdpowiedzUsuń