Budziłam się rano niechętnie i
powolnie, zanurzona jeszcze całą sobą w ciepłą kołderkę i kocie futro, gdy
usłyszałam zdanie, które postawiło mnie na nogi. Za budzik robi u mnie
telewizor, mam już ogarnięty program TV na tyle, że wiem, co mnie budzi, a co z
wyniosłą miną i godnością osobistą jestem w stanie bezproblemowo przespać.
Jeszcze fajnie by było, gdyby taki budzik nie popsuł humoru na cały dzień. Zdecydowałam
się więc na programy informacyjne, które przerywane są reklamami na tyle
często, by zmusić się do wstania i wyłączenia (a, właśnie – ważne: pilot NIE MOŻE
leżeć blisko ręki :D), a z drugiej strony – jednak przekazują treści, których
mogłam na przykład dzień wcześniej nie ogarnąć. (Wciąż jednak mam potrzebę
ogarniania polityki – „na wszelki wypadek”).
Więc tak dzisiaj się budzę, pomału i
niechętnie myślę o wstaniu, do czego demotywuje mnie leżący obok kot… gdy
usłyszałam zdanie z telewizora: „Mimo ostrej reakcji Zachodu Putin wczoraj na
Kremlu ogłosił…”. Wiadomo, co. Nie to mnie jednak ruszyło, ale ta „ostra
reakcja Zachodu”. Przegapiłam coś? A, chodzi o te słowa oburzenia, słowa
protestu i kolejne deklaracje sankcji. No to gdybym była Putinem, tobym chyba
też się nie przejęła…
Ktoś może powiedzieć: a co świat
może zrobić, czego ja od niego oczekuję, wypowiedzenia wojny? Nie, nie tego. Nie
wiem zresztą, nie jestem politykiem, nie biorę pieniędzy za to, by odpowiadać
na tego rodzaju pytania, by wiedzieć, jak reagować. Wczorajszy wieczór i
dzisiejszy poranek jednak zelektryzował mnie na tyle, że chociaż napiszę, co o
tym myślę. Bo dotychczas czułam
sytuację na Ukrainie, a nie myślałam na jej temat. Żal mi było tych, którzy
ucierpieli na kijowskim Majdanie, obawiałam się, że konflikt toczy się blisko naszej
granicy, a „w razie czego” zostaniemy z tym sami – bo jeśli chodzi o pomaganie
Polakom, to historia uczy, że Zachód ogranicza swoją pomoc do deklaracji. Czasem
nawet ostrych. ;)
Od wczoraj, słuchając naprawdę mimochodem,
co się dzieje po owym nieuznawanym przez świat referendum na Krymie, zaczęłam
bać się czegoś innego. Mianowicie tego, że Polacy, brzydko mówiąc, wygłupią się,
posuną deklaracje pomocy za daleko – a Zachód nas zdecydowanie i werbalnie poprze… Sąsiada zaś z drugiej
strony granic mamy też, rzekłabym, ryzykownego. Zachód mówi o sytuacji Ukrainy
i sankcjach wobec Rosji w kontekście interesu ekonomicznego. Słyszałam dzisiaj
analizy, w których udowadniano, że uderzą one w Rosję, bo ona też potrzebuje
dostaw, wymiany itp. Jasne, z pewnością. I na pewno będzie to miała zapewnione.
Może nie od Polski, bo my jesteśmy takim sarmackim krajem, który oczywiście
jest bohaterski i niesamolubny, ujmuje się za pokrzywdzonymi narodami… ale
zapomina o sobie i bezpieczeństwie własnych obywateli. A już zaczynają się
przypomnienia – niby taka analogia do Krymu – że Wrocław też nie od zawsze jest
w granicach Polski… Świadoma tego i pamiętna historii, nie będę nic więcej o
tym pisać. ;)
Za to napiszę, że także wczoraj przyuważyłam
w informacjach (nie wiem, kulturalnych… politycznych…?), że Maleńczuk nagrał
piosenkę, w której w dość niewybredny sposób zwraca się do Putina. Głębokie
może toto nie jest, artystycznie się nie znam, czy Putin się wkurzy – nie interesuje
mnie, to problem Maleńczuka. ;) Nie mam jednak nic przeciwko tej piosence.
Myślę, że wielu polityków powinno śpiewać w chórku. Bo przynajmniej byłoby
jasno pokazane, że na nic więcej ich nie stać. A od nich, w przeciwieństwie do
artysty, czegoś jednak się oczekuje.
Zastanawiałam się też nad inną
kwestią. Politycy i inni dyskutanci w swoich wypowiedziach krytykujących
przyłączenie Krymu używają świetnego ich zdaniem argumentu udowadniającego nieszczerość
intencji Putina: to czemu nie zgodzi się na referendum w Czeczenii czy Gruzji? Nawet
dla mnie jest to oczywiste, że czym innym dla Putina jest przyłączyć ziemię,
czym innym – je oddać.
Chcąc nie chcąc, zaczęłam o tym
myśleć. Miałam bowiem w swoim życiu styczność z historią i historykami nie
tylko na poziomie szkolnego obowiązku, chętnie rozważałam różne kwestie i z
wyjątkową uwagą słuchałam wypowiedzi innych. (Może dlatego, że nikt z rozmówców
nie oczekiwał i nie wymagał ode mnie poziomu eksperta…). Kiedy tylko rozmowa
schodziła na Rosję, prędzej czy później pojawiało się określenie „innej
mentalności” ludzi tego kraju. Nie bardzo już o tym pamiętałam, bo w życiu, na
co dzień, nie było to przydatne. Teraz jednak wróciło to do mnie, ale nie
mogłam na początku przypomnieć sobie, na czym ta inność polega. Chyba już wiem.
Bo dla mnie niezrozumiałe jest takie dążenie do posiadania ziem. Polska też
sporo utraciła, granice się przesuwały, sojusze i unie – a za tym terytoria –
zmieniały się jak w kalejdoskopie niekiedy, a jakoś trwamy. I szczerze, nie
bardzo sobie wyobrażam nasz kraj większym. Nie wyszłoby to na dobre. Nie przy
tych władzach.
A Rosja dąży wciąż do utworzenia
dominium. Dla Putina liczy się władza, a im większe terytorium, tym dalej ona
się szerzy. Szeregowi obywatele to uznają, a sprzeciwiają się jedynie uciskane
mniejszości. Tak na marginesie, ciekawe jest to wymienne stosowanie – Rosja przyłączyła,
Putin przyłączył – i nie wiedzieć czemu, brzmi to dla mnie tak, jakby zamiast „Putin”
mówiono „car”…
I tak na podsumowanie, wracając
jeszcze do tych sankcji. Nie wiem, co mogłoby sprawić, że Putin poczułby się
mniej bezpieczny i odstąpił od uznania Krymu za rosyjski. Trzeba na to na pewno
mądrzejszej głowy niż moja. Wiem jednak, że groźby i napomnienia, za którymi
nie idą czyny, w pewnym momencie przestają mieć znaczenie. I żeby nie skończyło
się tak, że tylko Polska potraktuje to poważnie, pójdzie krok dalej w obronie
biednej Ukrainy, a Zachód wtedy… wyśle swoich obserwatorów. Albo wszyscy – wraz
z Putinem – jeszcze raz spotkają się na Krymie.
To wszystko jest skomplikowane.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, Krym nigdy tak naprawdę ukraiński nie był, bo Tatarzy to nie Ukraińcy. Tereny te podarowane zostały Ukrainie pod niepisanym warunkiem, że będzie prorosyjska. Jak się zrywa narzeczeństwo, to pierścionek też się oddaje, tak jakby trochę mało ładne porównanie, ale.. trochę jest tak, że przyszli po swoje.
Po drugie, wkurza mnie też postawa Polski, to ciągłe wymachiwanie szabelką .. Śmiem twierdzić, że prawdziwej komuny Polska nie doświadczyła nigdy. I niech siedzi cicho, bo jeszcze tego doświadczyć może.
A jak było z Zachodem, to już historia pokazała..
Mocny temat zapodałaś :)
Nie mam doświadczenia z pierścionkami, więc się nie wypowiem. ;) No, Krym może i nigdy nie był ukraiński, ale Tatarzy też chyba nie są rdzennymi potomkami Iwana Groźnego? Czy nawet jakiegoś tam wcześniejszego Ruryka? Bo w takim razie jakie podstawy miałaby Turcja kiedyśtam, w XIX wieku?
UsuńAle naprawdę nie w tym rzecz, bo to polityka, wiadomo. Rzecz właśnie w tej postawie Zachodu. I naszych polityków. Błagam, nie róbmy z Polski kolejnego przedmurza. I wyciągnijmy wnioski z przeszłości - raz: ile warte są deklaracje Zachodu, dwa: ile znaczyliśmy podczas obrad jałtańskich. Kurczę, w Polsce jest tyle problemów, a tymczasem najważniejsze jest głośne pyskowanie Rosji. Tylko tymczasem wiz dalej nie mamy ani amerykańskiego gazu...
Racja, to jest skomplikowane. ;)