piątek, 5 września 2014

Czy panowie muszą...?

Poranki w ostatnim tygodniu przypominają Dzień świra. (Swoją drogą, w tym filmie analogii do swojego życia znajduję aż za dużo). Myślę, że każdy, kto chociaż raz oglądał ten film, pamięta scenę, gdy pod oknami Adasia panowie robotnicy zaczynają swoje hałaśliwe prace.
Dla przypomnienia:


Więc u mnie ostatnimi czasy poranki bywają równie hałaśliwe, bo w moim bloku zakładany jest nowy hydrant przeciwpożarowy. Panowie do pracy przystępują przed ósmą, obowiązkowo – od włączenia wiertła. Moim zdaniem: największego, jakie mają. (Może korzystają, że jeszcze UE nie wprowadziła przepisów o zmniejszeniu mocy tych urządzeń?). Tak więc osoby, które z różnych względów nie wychodzą przed tą godziną z domu (a nawet mogłyby nie wychodzić wcale), nie pośpią sobie krzynkę dłużej. O nie. Ciekawe, że te pobudki wzmacniają moje pozytywne myślenie. Za każdym razem, kiedy zostaję wyrwana z błogiego snu (od czasu, gdy kuweta wróciła na właściwe miejsce i nie ma już jej w pokoju, śpię dużo lepiej, a i koty to uwzględniają), wprawdzie nie puszczam wiązanki jak Adaś, ale nie da się ukryć, że w pierwszej chwili zionę agresją. Potem jednak uzmysławiam sobie, że:
1)      Jak dobrze, że nie mam małego dziecka.
2)     Jak dobrze, że chwilowo odpuściły migreny (i trwaj, chwilo…).
3)     Jak dobrze, że nie wróciłam właśnie z nocnej zmiany.
4)     Jak dobrze, że mogę odespać w ciągu dnia.

Widzicie, ile pozytywów? Wcześniej ich tylu nie widziałam. J

Jednak problem zaczyna się wtedy, gdy muszę usiąść do pracy. I to jest bezsprzeczny minus. Przy redagowaniu tekstów naprawdę cisza jest konieczna. Myślę wtedy o tych hałasach (i ich sprawcach) naprawdę brzydko. :P Ale… z drugiej strony, to w biurze czasem warunki nie są lepsze. Czasem hałas ogólnych rozmów, dzwoniące telefony, szum drukarek i innych tego typu urządzeń nie pozwalają się skupić w znacznie większym stopniu. Wiertarka przynajmniej brzmi równo. A jeśli nie – to z kolei krótko. Poza tym, właściwie nie muszę wtedy pracować. Zazwyczaj sama ustalam czas pracy. W czasie wierceń mogę iść na zakupy, zająć się domem, gotowaniem… A do pracy usiąść, gdy panowie zakończą dniówkę. W biurze za to nie mogę narzucić sobie ani godzin wykonywanej pracy, ani też nakazać innym zapewnienia mi odpowiedniej atmosfery. Nieraz wprawdzie zakładałam na uszy słuchawki, by nieco odizolować się od dźwięków… ale po pierwsze, wydaje mi się to nieeleganckie. Po drugie, nie słyszy się pytań współpracowników. Po trzecie, dalej nie ma się ciszy, tylko inne źródło dźwięków – wprawdzie bardziej jednolite, ale jednak nie jest to cisza. Nie ma więc dobrego rozwiązania.

Taak… dobrze umieć pracować w domu. Żeby jeszcze tylko więcej zleceń było. J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz