poniedziałek, 17 marca 2014

Idź na prawko

Powinnaś zrobić prawko. To wstyd, żeby baba w twoim wieku nie miała prawa jazdy, mówił Miś. Więc się zapisała, choć bała się bardzo. Że okaże się, że nie jest w stanie się tego nauczyć. Ale Miś chciał – chciał czegoś od niej! – więc poszła. Pierwszy dzień teorii wspomina jak baśniowy sen. Zajęcia teoretyczne rozplanowano na dwie soboty, po osiem godzin. Siedziała w szkolnej ławce, starała się wszystkiego uważnie słuchać, ale i tak w głowie brzęczała myśl: Po kursie jadę do Misia, czeka na mnie! Uśmiechała się więc radośnie w czasie przerw do wszystkich, trzepała rzęsami, nawet zainteresował się nią Tomek z mazurskiej wsi. Wysoki, śniady… ;) A Miś przysyłał sms-ki, na które nie odpisywała od razu – jak wzorowa uczennica skupiona na tym, co mówił instruktor. I wreszcie koniec, poleciała do Misia. Dosłownie to jechała tramwajem, niechcący chyba najbardziej okrężną trasą, jaka była (gapa!), ale serce leciało. Czekał uśmiechnięty, przytulił, ucałował, zagonił do wanny, by zmyła z siebie zmęczenie dnia. Do tej wanny przyniósł kieliszek wina... Pytał z ogromnym zainteresowaniem o jej wrażenia. Znał kobiety, wiedział, że chcą mówić o swoich uczuciach. Ona jednak myślała, że zna , że rozumie jej potrzeby… Opowiedziała o wszystkim, co zapamiętała z całego dnia, szczęśliwa, ufna. Opowiedziała też o tym mazurskim koledze. Miś, kochany, uśmiechnięty i czuły, kiedy usłyszał, że Tomek zaproponował jej spotkanie po kursie, a ona odmówiła (bo przecież jechała do Misia!), zganił ją za to. – Trzeba było się z nim spotkać, chłopak na pewno czuje się samotny, mówiłaś, że jest w Warszawie sam. To może zaprosimy go tu na wieczór? Rozpłakała się. Mówiła o tym przecież tylko po to, by podkreślić, jak nie obchodzą jej inni… Miś oczywiście się zirytował. Teraz doceniłaby tę irytację, bo znaczyła ona, że dostrzega ją – nawet negatywnie – wtedy jednak wciąż wierzyła, że znaczą dla siebie tyle samo. A on chce, by spotykała się z kimś innym? Magiczny nastrój się skończył, choć niby wszystko później było w porządku. Niby...
Kolejne lekcje kursu też przeżywała razem z nim. Każdą jazdę dokładnie mu relacjonowała, a ponieważ kończyły się w pobliżu jego domu, to najczęściej były to sprawozdania osobiste. Cieszyła się, bo kurs zaczął jej się bardzo podobać, a dodatkowo miała kolejne tematy do rozmów z Misiem. On słuchał tego cierpliwie, choć momentami z wyraźnym wysiłkiem. Wyraźnym, ale nie dla niej… Pewnego razu pomyliła się w terminie jazdy, a właściwie to instruktor źle zapisał datę w kalendarzu. Znalazł na szczęście czas jeszcze tego samego dnia, ale dwie godziny później. Musiała więc poczekać. Pomyślała, że najlepiej będzie pojechać do Misia. Wiedziała, że ma wolny dzień. Na szczęście Gąsce przyszło do głowy zadzwonić i jednak uprzedzić. Dobrze zrobiła. Misia nie było. Obudziły się uśpione potworki w głowie. Przecież miał siedzieć w domu i pracować, a skoro nie odbiera… Wiedziała już przecież, co to znaczy. Randka? Na pewno. Czuła już nosem jakąś kolejną inną: lepszą, mądrzejszą, bogatszą, mniej wymagającą – w każdym razie inną. Oczywiście rozmawiali o tym później, oczywiście usłyszała, że on ma prawo do własnego życia, a ona ma przestać się czepiać i go kontrolować. Nie umiała, choć naprawdę chciała spełnić wszystkie jego oczekiwania. Ale przecież nie o to chodziło…
Potem były egzaminy, na które jeździli razem. Zdawała trzy razy. Po pierwszych dwóch nieudanych podejściach zabrał ją do kawiarenki, na pyszne lody, szarlotkę z bitą śmietaną. Pocieszał, upewniał, że w nią wierzy… Kiedy wreszcie zdała, nie starczyło już na to czasu. Było późno. Oczywiście nie było to ważne, nawet dla niej, taka była przecież szczęśliwa. Zdała, spełniła jego oczekiwania! I dopiero, kiedy szli do autobusu, spojrzała na niego – był taki nieobecny – i tknięta impulsem zapytała, czy teraz, kiedy już zdała, on ją rzuci. – Skąd Ci to przyszło do głowy, zapytał. – Bo przecież wiem, że czułeś się odpowiedzialny za mój egzamin, że chciałeś, abym czuła się „zaopiekowana” przez Ciebie w tym czasie. A teraz zdałam, więc już nie masz żadnego obowiązku dalej się starać. – Kochanie, co ty mówisz, odpowiedział. Kiedy wreszcie dotarła do domu, niemal natychmiast dostała smsa: „Kochanie, idę na imprezkę, nie gniewaj się na Misia, że wychodzi i że nie pogadamy na gg, tak jak się umawialiśmy, dobrze?”. Odpisała: „Baw się dobrze, Misiu”. Choć wszystko w niej krzyczało z rozpaczy, że znowu idzie bez niej. Znała go przecież, znała te wyjścia. Ale nie chciała o tym myśleć. Był przecież dla niej taki dobry przez cały ten czas, tyle dla niej zrobił, naprawdę chciała w to wierzyć…
Dwa tygodnie później wykrzyczał jej, że ma jej dosyć, że nienawidzi, że tylko czekał, aż zda egzamin, żeby ją rzucić. – Przecież pytałam o to po egzaminie?Tak, odparł, ale wtedy nie chciałem mówić, żeby nie psuć Ci tego dnia.

Rzucił ją jeszcze trzy razy. Za ostatnim, po decydującej rozmowie, odwiozła go do domu. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz