Prawie
połowę życia temu zakochałam się w pewnym chłopaku. Był starszy ode mnie o całe
pięć lat i wcale nie zwracał na mnie uwagi. Mieliśmy wspólnych znajomych, z
jego młodszym bratem chodziłam do jednej klasy, więc widzieliśmy się przy wielu
okazjach, które starałam się wykorzystać, by zainteresować go sobą. Byłam
jednak zielona w te klocki – nawet jeszcze nie Gąska, ale pisklaczek. W pewnym
momencie musiałam więc zrezygnować. Wszystko skończyło się ładnie, a właściwie
rozmyło wraz z upływem czasu. Towarzystwo wymarzonego (i on też) pokończyło
studia, zaczęło dobierać sobie drugie połówki, żenić się i wychodzić za mąż – a
ja zdawałam maturę i szłam na studia. I wciąż byłam emocjonalnym pisklątkiem. Po
jakimś czasie przestałam widywać na osiedlu większość osób z jego dawnej paczki
Nie
pamiętałabym może o tej historii, bo i nie ma czego wspominać. Ale została ona
we mnie z powodu książek. W jakimś tam momencie naszej znajomości Darek
pożyczał mi książki do czytania. Skwapliwie z tego korzystałam, bo to dawało mi
gwarancję następnego spotkania. Darek zaczytywał się fantastyką, której wcześniej
nie znałam. Miał naprawdę sporo książek tego gatunku i niezłą kolekcję „Nowej
Fantastyki”. Początkowo wybierał dla mnie baśnie o jednorożcach i księżniczkach
na zamku, dostałam też trochę Tolkiena – i właśnie Carda. I Card ze mną został.
Na początku
przeczytałam Grę Endera (wspominałam już o tym). Było to dla
mnie odkrycie nowego świata, w którym do dzisiaj przebywam, gdy tylko mogę. Kolejne
tomy – Mówca Umarłych, Ksenocyd, Dzieci Umysłu – tylko to uczucie umacniało. Gra Endera wyróżnia się jednak na tle pozostałych części faktem, że
główny bohater jest małym dzieckiem i dzieci go otaczają, gdy w pozostałych
częściach mamy do czynienia już ze światem dorosłych. Wszystkie części spaja
jednak postać Endera i bliskich mu osób. Akcja rozpoczyna się na Ziemi, ale
szybko przenosi się na odległe planety Galaktyki.
Mały,
sześcioletni Ender, został wybrany na głównego przywódcę w kolejnym etapie
wojen z Robalami (w kolejnych tomach zwanych już Formidami). Wojna rozgrywa się
za pomocą komputerów, a chłopiec nie wie, że gra, którą toczy na terminalu,
jest decydującą walką ludzkości. W kolejnych częściach Ender wędruje przez
Galaktykę, przelotnie zatrzymując się na różnych planetach, by wreszcie osiąść
na Lusitanii i tam przeżyć resztę życia u boku Novinhy i jej dzieci.
Jeśli jednak
ktoś chciałby zostać na Ziemi, może sięgnąć po cykl Sagi Cienia, czyli: Cień
Endera, Cień Hegemona, Teatr cieni, Cień olbrzyma. Pierwsza część zawiera w sobie treści Gry Endera,
ale z innego punktu widzenia. Bohaterem tej sagi jest mały chłopiec, Groszek,
ulicznik z Rotterdamu, którego niezwykła inteligencja zwraca na niego uwagę
wielu ludzi – niestety, nie zawsze to są przyjaciele. Autor dokonał
karkołomnej, moim zdaniem, sztuki, opisując losy Groszka w Szkole Bojowej tak,
by były one spójne z wydarzeniami Gry
Endera. Moim zdaniem udało się to całkiem nieźle, ale chyba znać trochę
wysiłku. (Przepraszam za to zestawienie, ale kojarzy mi się to z Sagą o
Ludziach Lodu. J Pokolenie czekało na
Wybrańca, który miał uwolnić ród od przekleństwa, tymczasem pojawił się syn
Lucyfera, Marco, przerastający magicznymi umiejętnościami przeznaczonego do
walki ze złem Nataniela. Autorka musiała w końcu uciec się do jedynego
możliwego uzasadnienia, by wytłumaczyć, dlaczego jednak Nataniel podjął
ostateczną walkę. Jego największą siłą była bowiem miłość, a z tym nie mówgł
się mierzyć nawet Marco. J ). Podobnie Card szukał
wytłumaczenia, dlaczego to nie genialny Groszek poprowadził walkę. Mimo niezwykłej
inteligencji nie potrafił bowiem – w przeciwieństwie do Endera – zbudować zespołu,
teamu, który bez oporów wykonywałby jego polecenia. Naciągane jest to moim
zdaniem dlatego, że już w kolejnych częściach cyklu Groszek nie ma z tym
problemu. Może nie jest spontanicznie uwielbiany, ale jednak ma bliskich,
przyjaciół, a Petra zakochuje się w nim na śmierć i życie. Niemniej rozumiem,
że pisząc Grę Endera, Card nie przewidział, że seria kiedyś tak się rozrośnie.
Dodatkowo
w Sadze Cienia ponownie spotykamy
rodziców Endera – państwa Wiggin, oraz starszego brata Endera – Petera (siostra,
Valentine, podróżuje z Enderem po Galaktyce). Zapowiadany jest tom Shadows
Alive, mający łączyć serię o
Enderze z Sagą Cienia. Nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawa.
Seria o
Enderze poszła więc dwukierunkowo. Powstały też części łączące się z pierwszym
omawianym cyklem. Są to: zbiór opowiadań Pierwsze
spotkania w świecie Endera (moje ulubione to Doradca podatkowy – również dlatego, że po raz pierwszy spotykamy
tam Jane), Ender na wygnaniu (akcja
toczy się chronologicznie pomiędzy Cieniem Hegemona a Cieniem
olbrzyma, a jednocześnie – między dwoma
ostatnimi rozdziałami Gry Endera). Powstaje też prequel do całej serii,
pisany razem z Aaronem Johnstonem: ukazały się dotychczas dwie z planowanych
trzech części: W przededniu i Pożoga. Przeczytałam pierwszą część,
druga na razie leży i czeka na swoją kolej. Nie jestem jednak rozczarowana,
choć oczywiście pojawili się całkiem nowi bohaterowie. Ale tak szczerze: gdyby
to nie był Card, to trochę by mnie złościło takie eksploatowanie tematu. A samego
Carda prosiłabym, żeby skończył cykl o Alvinie (będzie o nim w kolejnym wpisie),
a nie zarabiał na moim uczuciu. ;)
Gra
Endera trafiła do moich rąk przez całkowity,
ale szczęśliwy przypadek. Wtedy oczywiście bardziej koncentrowałam się na tym,
który mi tę książkę pożyczył, i martwiłam się, że nie zwraca na mnie uwagi. Dzisiaj
jednak przypomina mi się ta banalna prawda, że z każdej sytuacji możemy wydobyć
coś dobrego. Nie wiem, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby Darek odwzajemnił moje
zainteresowanie. Za to Card zmienił je na ciekawsze. Dzięki temu trafiłam do
fantastycznego świata. I za to chciałabym mu w tym miejscu serdecznie
podziękować. Może kiedyś, przypadkiem, przeczyta… J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz