..., więc wzięła drugiego
kota.
Wczoraj spontanicznie
pojechałam do rodziców na grilka. Ot, niedziela po południu, można dwie, trzy
godziny posiedzieć i porozmawiać. Pojechałam. I wróciłam z kotem.
Kotek to potomstwo kotki
starszej siostry. Były w miocie trzy, dwa poszły do ludzi, a ten trzeci na
razie został. Siostra wzięła go do rodziców, a stamtąd wzięłam go ja.
Kotełe |
Dawno nie miałam tak
długiej nocy.
Kotełe (płci na razie
niesprecyzowanej, ale po bojowym zachowaniu wnioskuję, że ONA) zostało
zapakowane do zamkniętego pokoju – oczywiście w pakiecie: miska z żarciem,
mleczko (kotełe ma dwa miesiące!) i kuweta. No i jakaś zabaweczka. Został
grzecznie i spokojnie. W przeciwieństwie do rezydenta.
Owszem, pokazałam ich
sobie. Technicznie wydawało mi się niewykonalne zrobić to inaczej, a w głębi
duszy liczyłam, że może a nuż zaskoczy od razu? No nie mam doświadczenia, acz
obczytana i wyedukowana jestem lepiej niż niespełna rok temu, gdy przyniosłam
Kocia. Ale dotychczas nie było w naszym życiu innych kotów... A tu nagle
pojawiło się małe, bojowo nastawione futro. I nie da się ukryć, że mały, choć
przerażony, całym sobą był gotów walczyć, gdy tymczasem Kocio był po prostu totalnie
i na maks zaszokowany.
Większa część nocy
upłynęła mi na łagodzeniu Kociowego nieszczęścia. Po pierwsze, za zamkniętymi
drzwiami pokoju było to nowe „coś”. Po drugie, za zamkniętymi drzwiami pokoju
znajdowały się również zamknięte drzwi na balkon. Ergo, Kociuś nie mógł tam
wyjść. Na szczęście jest okno kuchenne, również wychodzące na balkon. Udostępniłam
więc na noc kuchnię, tym samym skazując się na spanie „na jedno oko”. Oprócz obaw
o zwykle zamknięte dla Kocia pomieszczenie nie dała zasnąć świadomość, że przez
drzwi balkonowe Kocio zapewne wypatruje przybysza.
Do którego zresztą też
zaglądałam w nocy. Martwiłam się, czy sobie radzi, jak kuweta, jak żarełko. Jednak,
kiedy tylko wchodziłam i zamykałam za sobą drzwi, słyszałam za chwilę
dramatycznie nieszczęśliwe miałki Kocia…
A małe kotełe też nie
było zbyt towarzyskie, co oczywiście rozumiem. Martwi mnie jednak, że kuweta
czysta i sucha (czyli podłoga gdzieś za meblami mokra). To oczywiście pewnie
chwilowe, musi minąć czas na oswojenie się z dużymi przecież zmianami, ale…
Ale zastanawiam się, czy
nie popełniłam błędu. Kocio jest wyraźnie zdezorientowany i niezbyt szczęśliwy.
A mnie serce z tego powodu boli. W końcu małe ma gdzie wrócić, może nawet
zostanie z mamą? Będzie miało ją blisko, będzie żyło sobie na podwórku, a nie w
zamkniętym mieszkaniu? No nie wiem…
Aaaaa! Co ja mam robić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz