piątek, 18 lipca 2014

Propozycja Daniela [Przy rowerach (9/10)]

Następnego dnia nie zadzwonił, ale przysłał wiadomość. „Cześć, może pójdziemy dzisiaj po mojej pracy na lody. Możesz o 18-tej?”. „Mogę. Tam, gdzie ostatnio?”. „OK”.
No dobrze. Trochę się denerwowała, nie da się ukryć. Przede wszystkim stresowała ją wciąż jego wczorajsza zapowiedź, że musi jej coś powiedzieć. „To na pewno będzie o Eksi. Może wracają do siebie? Albo z córką coś poważnego? Może chce wrócić do Częstochowy z tego powodu? Albo gorzej, ona przyjedzie do Warszawy z córką na leczenie. I jeszcze, skoro Gosia chora, to nie będzie wypadało nic krytycznego powiedzieć, bo przecież chodzi o dziecko. Co on chce mi powiedzieć?”.
I biłaby się biedna Gąska z myślami prawie cały dzień. Na szczęście długo nie siedziała w domu. Zadzwoniła Zuzka, z pytaniem, czy nie poszłyby razem do sklepu, a potem na jakąś małą kawę i pogaduchy. Jako że wszystko było lepsze od siedzenia w domu, pięć minut później Gąska szła w kierunku osiedlowego marketu, gdzie miały się spotkać.
Zakupy zrobiły szybko i pół godziny później siedziały już w Zuzinej kuchni. Ponieważ od wizyty mamusi nie minęła jeszcze pełna doba, a Wojtek był w pracy, istniała szansa na spokojne ploty. Głównym tematem była oczywiście wizyta(cja) teściowej. Ponieważ jednak nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego (standardowe przycinki, pytania o brak dzieci i zaglądanie w każdy garnek oraz narzekania, jaka to się czuje samotna), szybko się z tym uwinęły i przeszły do tematu Daniela. Na wieść o tym, że widzą się dzisiaj, Zuzce zaświeciły się oczy.
– Wiesz, zazdroszczę ci. Czasem tak myślę, że za mną już wszystko, co najpiękniejsze, a ty masz wszystko przed sobą.
– No tak… Ale sama mówisz, że nie mam na co czekać, że mam tyle lat…
– No bo nie oszukujmy się, masz coraz mniej czasu, żeby urodzić dziecko. A zawsze mówiłaś, że chcesz mieć je po ślubie, nie przed albo bez.
– Tak… Tylko nie wiem… Ja tego Daniela nie znam długo, jeszcze ta jego była. Poza tym Daniel chyba chce mi dzisiaj coś ważnego powiedzieć.
Zuzce oczy zaświeciły się jeszcze mocniej.
– Super! Naprawdę? Jak myślisz, co to może być? Może się oświadczy?
– Zuza! Przecież mówiłam ci o tym wczoraj! Dzwoniłam specjalnie w tej sprawie, nie pamiętasz?
– A… przepraszam, ale miałam takie zamieszanie. Wiesz, mamusia, potem znowu Wojtek był o coś zły, nie wiem, o co mu chodzi. Pamiętam, że dzwoniłaś, ale zapomniałam, że mówiłaś o tym, że Daniel ma ci coś powiedzieć.
Ironia była wyczuwalna. Jasne, nie musiała o tym pamiętać, tylko że…
– … tylko że ja przecież w tej sprawie do ciebie dzwoniłam.
– Aaa… ja myślałam, że po prostu martwisz się, że on będzie o Eksi gadał, ale że tak ogólnie się tym przejmujesz. A jak w ogóle ona ma na imię?
– Marianna.
– Ładna jest? A co robi, gdzie pracuje?
– Zuzka!!! Ja nie chcę o niej rozmawiać!
– Oj dobra, nie unoś się tak.
Zapadła cisza. Głupio było tak siedzieć, zresztą Gąska tak naprawdę nie bardzo wiedziała, czy się pokłóciły, i co teraz zrobić. Zuzka czasem miała takie fochy. Lubiła rządzić, a już w rozmowie to zawsze musiała mieć ostatnie słowo. Ale przecież nikt nie jest doskonały, poza tym dobrze, że ludzie się różnią. Tylko że czasem Gąska chciałaby mieć pewność, o co właściwie chodzi.
Spojrzała na zegarek. No, powinna się zbierać. Jeszcze musiała umyć i wysuszyć włosy. I zebrać choć trochę myśli. Podniosła się od stołu, przy którym siedziały, i zaczęła żegnać się z Zuzką.
– Ojej, ale chyba się nie obraziłaś?
– Nie no, mówię ci przecież, że mam mało czasu.
– No dobrze, ja też muszę trochę tu ogarnąć. Od przyszłego poniedziałku zaczynam pracę, nie będę wtedy miała tyle czasu.
Gąska aż usiadła.
– Ale jak to… idziesz do pracy?
– No normalnie.
– A… dawno szukasz?
– Od jakiegoś czasu. Wiesz, Wojtek nie zarabia tak dużo… I mamusi będę miała trochę mniej.
– Ale… nic nie mówiłaś wcześniej, że planujesz.
– Oj wiesz, jak to jest. Nie było kiedy.
No tak. Obowiązku nie było. Jednak Gąska, wychodząc wreszcie z mieszkania, czuła się jakoś skołowana. Z tego powodu dopiero przed blokiem uświadomiła sobie, że zostawiła u Zuzki na stole kosmetyczkę, w środku której miała klucze do mieszkania. Na szczęście koleżanka nigdzie już nie wychodziła, ale Gąska miała pół godziny mniej na planowane zabiegi przed wyjściem. Oczywiście nic by się nie stało, gdyby się spóźniła, ale nie czuła się wtedy komfortowo. Dzięki temu małemu zamieszaniu jednak nie miała już czasu ani chęci, by snuć jałowe rozważania, co on jej powie, a czego nie.
Punktualnie o osiemnastej była pod osiedlowymi parasolkami, gdzie umówiła się z Danielem. Już na nią czekał i uśmiechał się z daleka, widząc, jak się zbliża. Ten uśmiech poprawił jej trochę humor, ale starała się nie wpadać w euforię. Przywitali się i usiedli przy stoliku. Zamówili lody. „Niezły pomysł, w razie gdyby zrobiło się za gorąco”, pomyślała Gąska. Mężczyzna jednak uśmiechał się do niej i wreszcie się rozluźniła. Kelnerka przyniosła lody i zostali sami. Przedłużająca się cisza, początkowo przyjazna, zaczęła przeradzać się w nastrój zakłopotania. Gąska gryzła się w język z całych sił, w czym bardzo pomagały jej pyszne lody. Spokojnie potrafiłaby zagaić pięć rozmów, ale chciała, by to on zaczął. Nie wiedziała, o czym chce z nią rozmawiać, więc jego milczenie coraz bardziej ją niepokoiło.
Wreszcie powiedział:
– Cieszę się, że wreszcie się widzimy. Szkoda, że wczoraj nie mogłaś. Stęskniłem się za tobą.
Błogość zalała Gąskowe serce. Daniel natomiast po tym wstępie zamilkł i jadł w skupieniu swoje lody. Po chwili jednak podniósł głowę i znów się odezwał:
– Mogę o coś zapytać? Chciałbym właściwie coś zaproponować, ale nie wiem, co ty na to.
– Pytaj, pewnie. – Starała się mówić opanowanym głosem, ale serce biło mocno. Miał taki wyraz twarzy, jakby chciał powiedzieć…

– Za tydzień przyjedzie do mnie Marianna z Gosią. Chciałbym, żebyście się poznały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz