Następnego dnia nie zadzwonił, ale przysłał
wiadomość. „Cześć, może pójdziemy dzisiaj po mojej pracy na lody. Możesz o 18-tej?”.
„Mogę. Tam, gdzie ostatnio?”. „OK”.
No dobrze. Trochę się denerwowała, nie da się
ukryć. Przede wszystkim stresowała ją wciąż jego wczorajsza zapowiedź, że musi
jej coś powiedzieć. „To na pewno będzie o Eksi. Może wracają do siebie? Albo z
córką coś poważnego? Może chce wrócić do Częstochowy z tego powodu? Albo
gorzej, ona przyjedzie do Warszawy z córką na leczenie. I jeszcze, skoro Gosia
chora, to nie będzie wypadało nic krytycznego powiedzieć, bo przecież chodzi o
dziecko. Co on chce mi powiedzieć?”.
I biłaby się biedna Gąska z myślami prawie
cały dzień. Na szczęście długo nie siedziała w domu. Zadzwoniła Zuzka, z
pytaniem, czy nie poszłyby razem do sklepu, a potem na jakąś małą kawę i
pogaduchy. Jako że wszystko było lepsze od siedzenia w domu, pięć minut później
Gąska szła w kierunku osiedlowego marketu, gdzie miały się spotkać.
Zakupy zrobiły szybko i pół godziny później
siedziały już w Zuzinej kuchni. Ponieważ od wizyty mamusi nie minęła jeszcze pełna doba, a Wojtek był w pracy,
istniała szansa na spokojne ploty. Głównym tematem była oczywiście wizyta(cja)
teściowej. Ponieważ jednak nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego (standardowe
przycinki, pytania o brak dzieci i zaglądanie w każdy garnek oraz narzekania,
jaka to się czuje samotna), szybko się z tym uwinęły i przeszły do tematu
Daniela. Na wieść o tym, że widzą się dzisiaj, Zuzce zaświeciły się oczy.
– Wiesz, zazdroszczę ci. Czasem tak myślę, że
za mną już wszystko, co najpiękniejsze, a ty masz wszystko przed sobą.
– No tak… Ale sama mówisz, że nie mam na co
czekać, że mam tyle lat…
– No bo nie oszukujmy się, masz coraz mniej czasu,
żeby urodzić dziecko. A zawsze mówiłaś, że chcesz mieć je po ślubie, nie przed
albo bez.
– Tak… Tylko nie wiem… Ja tego Daniela nie znam
długo, jeszcze ta jego była. Poza tym Daniel chyba chce mi dzisiaj coś ważnego
powiedzieć.
Zuzce oczy zaświeciły się jeszcze mocniej.
– Super! Naprawdę? Jak myślisz, co to może
być? Może się oświadczy?
– Zuza! Przecież mówiłam ci o tym wczoraj! Dzwoniłam
specjalnie w tej sprawie, nie pamiętasz?
– A… przepraszam, ale miałam takie
zamieszanie. Wiesz, mamusia, potem znowu Wojtek był o coś zły, nie wiem, o co
mu chodzi. Pamiętam, że dzwoniłaś, ale zapomniałam, że mówiłaś o tym, że Daniel
ma ci coś powiedzieć.
Ironia była wyczuwalna. Jasne, nie musiała o
tym pamiętać, tylko że…
– … tylko że ja przecież w tej sprawie do
ciebie dzwoniłam.
– Aaa… ja myślałam, że po prostu martwisz
się, że on będzie o Eksi gadał, ale że tak ogólnie się tym przejmujesz. A jak w
ogóle ona ma na imię?
– Marianna.
– Ładna jest? A co robi, gdzie pracuje?
– Zuzka!!! Ja nie chcę o niej rozmawiać!
– Oj dobra, nie unoś się tak.
Zapadła cisza. Głupio było tak siedzieć,
zresztą Gąska tak naprawdę nie bardzo wiedziała, czy się pokłóciły, i co teraz
zrobić. Zuzka czasem miała takie fochy. Lubiła rządzić, a już w rozmowie to
zawsze musiała mieć ostatnie słowo. Ale przecież nikt nie jest doskonały, poza
tym dobrze, że ludzie się różnią. Tylko że czasem Gąska chciałaby mieć pewność,
o co właściwie chodzi.
Spojrzała na zegarek. No, powinna się
zbierać. Jeszcze musiała umyć i wysuszyć włosy. I zebrać choć trochę myśli.
Podniosła się od stołu, przy którym siedziały, i zaczęła żegnać się z Zuzką.
– Ojej, ale chyba się nie obraziłaś?
– Nie no, mówię ci przecież, że mam mało
czasu.
– No dobrze, ja też muszę trochę tu ogarnąć. Od
przyszłego poniedziałku zaczynam pracę, nie będę wtedy miała tyle czasu.
Gąska aż usiadła.
– Ale jak to… idziesz do pracy?
– No normalnie.
– A… dawno szukasz?
– Od jakiegoś czasu. Wiesz, Wojtek nie
zarabia tak dużo… I mamusi będę miała
trochę mniej.
– Ale… nic nie mówiłaś wcześniej, że
planujesz.
– Oj wiesz, jak to jest. Nie było kiedy.
No tak. Obowiązku nie było. Jednak Gąska,
wychodząc wreszcie z mieszkania, czuła się jakoś skołowana. Z tego powodu dopiero
przed blokiem uświadomiła sobie, że zostawiła u Zuzki na stole kosmetyczkę, w
środku której miała klucze do mieszkania. Na szczęście koleżanka nigdzie już nie
wychodziła, ale Gąska miała pół godziny mniej na planowane zabiegi przed
wyjściem. Oczywiście nic by się nie stało, gdyby się spóźniła, ale nie czuła się
wtedy komfortowo. Dzięki temu małemu zamieszaniu jednak nie miała już czasu ani
chęci, by snuć jałowe rozważania, co on jej powie, a czego nie.
Punktualnie o osiemnastej była pod
osiedlowymi parasolkami, gdzie umówiła się z Danielem. Już na nią czekał i
uśmiechał się z daleka, widząc, jak się zbliża. Ten uśmiech poprawił jej trochę
humor, ale starała się nie wpadać w euforię. Przywitali się i usiedli przy
stoliku. Zamówili lody. „Niezły pomysł, w razie gdyby zrobiło się za gorąco”,
pomyślała Gąska. Mężczyzna jednak uśmiechał się do niej i wreszcie się
rozluźniła. Kelnerka przyniosła lody i zostali sami. Przedłużająca się cisza,
początkowo przyjazna, zaczęła przeradzać się w nastrój zakłopotania. Gąska gryzła
się w język z całych sił, w czym bardzo pomagały jej pyszne lody. Spokojnie potrafiłaby zagaić pięć rozmów, ale chciała, by to on zaczął. Nie wiedziała, o czym chce z nią
rozmawiać, więc jego milczenie coraz bardziej ją niepokoiło.
Wreszcie powiedział:
– Cieszę się, że wreszcie się widzimy. Szkoda,
że wczoraj nie mogłaś. Stęskniłem się za tobą.
Błogość zalała Gąskowe serce. Daniel
natomiast po tym wstępie zamilkł i jadł w skupieniu swoje lody. Po chwili
jednak podniósł głowę i znów się odezwał:
– Mogę o coś zapytać? Chciałbym właściwie coś
zaproponować, ale nie wiem, co ty na to.
– Pytaj, pewnie. – Starała się mówić
opanowanym głosem, ale serce biło mocno. Miał taki wyraz twarzy, jakby chciał
powiedzieć…
– Za tydzień przyjedzie do mnie Marianna z
Gosią. Chciałbym, żebyście się poznały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz