Czytałam niedawno na portalu Piekielnych
historię dziewczyny, która skarżyła się na taką sytuację. Otóż Autorka poszła
do przychodni i jak to czasem bywa, musiała poczekać na swoją kolej. Co było
główną piekielnością tej sytuacji? Współczekająca młoda kobieta, określona
przez Autorkę jako „moher w młodym ciele”, ponoć zamęczała całą poczekalnię
opowieściami o swoich dolegliwościach. Na tym historia się kończy.
Jakoś tak mi się dziwnie zrobiło po
przeczytaniu, ale zanim wyrobiłam sobie jakikolwiek pogląd, zajrzałam do
komentarzy. Nierzadko można znaleźć tam nieco więcej wyjaśnień na temat
opisywanej sytuacji. Ciekawa też byłam opinii innych, bo tak szczerze mówiąc,
nie do końca rozumiałam, dlaczego zdaniem Autorki było to niewłaściwe
zachowanie. I ucieszyłam się, że nie ja jedna tak myślę. Oczywiście, rozumiem,
że może nie każdy ma ochotę wysłuchiwać czyichś zwierzeń. Na ile jednak znam
takie poczekalniane sytuacje, jeśli są tam więcej niż dwie osoby, to naprawdę
nie trzeba aktywnie uczestniczyć w rozmowie. Jeśli zostanie się bezpośrednio
zaczepionym, jest wiele kulturalnych i nieskomplikowanych sposobów, by
zniechęcić do kontynuowania rozmowy. Ja osobiście należę to tej drugiej grupy –
chętnie rozmawiających. Siedzenie w poczekalni czy stanie w kolejce bez systemu
numerkowego naprawdę potrafi się dłużyć. Ja nie potrafię wtedy na przykład
czytać czegoś (choćbym miała przy sobie e-czytnik ;)), bo zwyczajnie nie umiem
się na tyle wyłączyć, by śledzić treść, a jednocześnie wciąż być czujnym i
kontrolować sytuację (a ta bywa niekiedy dynamiczna). Nie zmuszam ludzi do
rozmów ze mną, ale chętnie podchwytuję, gdy ktoś mnie zagada, lub zarzucam
ogólniki nawet o pogodzie, by wyczuć chęci drugiej strony. W poczekalni u
lekarza temat (nie)zdrowia narzuca się sam. Ale nie tylko o dolegliwościach
można rozmawiać przecież, równie dobrymi tematami są opinia o właśnie
przyjmującym lekarzu („Była już pani u niego? I jak?”), innych, których się
dotychczas widziało, sytuacji w NFZ. Czasem zaś rozmówca wskoczy w jakiś swój
prywatny temat i też można się czegoś dowiedzieć. I uważam, że naprawdę nic w
tym złego nie ma.
Trochę mnie też rozbawił wniosek, jaki
pojawił się w historii na Piekielnych, że takie „gadane” to mają zasadniczo
moherowe emerytki, a jak już się trafi młoda dziewczyna z taką cechą, to
właśnie taka „moherowa maleńka”. Moim zdaniem taki pogląd jest bez sensu. Przecież
to, jaki mamy temperament, usposobienie, wreszcie – gadane, nie zależy od
metryki, a prędzej od genów. Najpiękniejszą i chyba najdłuższą taką „kolejkową”
rozmowę odbyłam chyba właśnie z plus minus moją rówieśniczką (a zapewniam, że
do moherowych urodzin jeszcze mam daleko :D). Na moim osiedlu znajduje się filia
pocztowa, pod którą podlega mój adres, i która rzeczywiście jest najbliżej. Zazwyczaj
tam chodzę nadawać listy polecone, oczywiście też – odbierać awiza (ale to już
konieczność, nie wybór). Placówka jest niewielka, godziny pracy ma więc okrojone,
a w kolejce stoi się tradycyjnie, na własnych nogach, „za panią”, a nie –
trzymając w garści papierowy numerek. I kiedyś tak trafiłam, że poszłam wysłać
umowę, a na poczcie stał dziki tłum. Chyba to było w okresie około końca
kwietnia, jak ludzie zaczęli wreszcie się spieszyć z wysyłaniem PIT-ów. Zajęłam
więc sobie kolejkę i wyszłam na dwór zadzwonić. Rozmówca się nie zgłosił, więc
wróciłam stać karnie w rządku. Tymczasem na swoje miejsce wróciła pani, która
jak się okazało, stała przede mną (pan, za którym sobie zamawiałam miejsce,
uprzedził mnie o tym). A za mną z kolei też już jakaś grupka dobiła. Więc staję,
gdzie miałam stać, a pani mi zwraca uwagę, że koniec kolejki dalej. Wyjaśniłam
sprawę i na tym mogłoby się skończyć, ale coś jeszcze dodałam. Już nie
pamiętam, co, właśnie jakiś frazes, który był ogólnikiem, ale otwierającym możliwość
dalszej rozmowy. Potoczyła się ona między nami tak wartko, że pół godziny
później, kiedy byłyśmy już naprawdę blisko okienka, pani (i pewnie większość kolejkowiczów)
wiedziała już dość dokładnie, w jakim zawodzie pracuję, jak często bywam na
poczcie w celu wysłania podpisanych umów i w jakich godzinach jest najlepiej
przychodzić. Z kolei ja dowiedziałam się, że awizo, z którym stoi,
prawdopodobnie jest wezwaniem z policji, i pani się chyba nawet domyśla, co to
jest.
Rozmowa naprawdę była przesympatyczna i
nikt do niczego nie zmuszał. Powiem więcej – gdyby po panią nie przyszedł jej
mężczyzna, kto wie, czy nie skoczyłybyśmy jeszcze na kawę. :P
Są w ogóle takie miejsca, gdzie moim
zdaniem, człowiek wręcz powinien się odezwać do drugiego. Myślę o takich
przestrzeniach publicznych, jak poczekalnia w przychodni czy nawet winda, gdzie
naprawdę powinno się chociaż to „dzień dobry” i „do widzenia” powiedzieć. A jeszcze
jak się przy tym uśmiechnie, to w ogóle miło się robi i reszta dnia może być
dużo przyjemniejsza. J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz