Jakiś czas temu usłyszałam o
niestosowności zwrotu „Witam” w mailach, zazwyczaj oficjalnych, który to zwrot
miał pełnić funkcję synonimu „Dzień dobry”. Podobno są osoby, które nie
odpisują na maile, rozpoczynające się tym zwrotem.
Przyznam szczerze, że pewnie nie zastanawiałam
się nad tym wcześniej zbyt intensywnie. Owszem, korespondencję mailową prowadziłam
i prowadzę już od dawna, na pewno więcej i częściej wysyłam e-maile niż listy
tradycyjne, papierowe. (Swoją drogą, mam koleżankę, która w czasie studiów z
uporem maniaka wysyłała kartki pocztowe, a nie e-kartki, i pisała do
przyjaciółek zostawionych w rodzinnej miejscowości listy na zwykłym papierze. Długopisem…
Kiedyś i ja dostałam taki list, kiedy z kolei była na wakacjach w domu.
Odpisałam na komputerze, podpisałam się odręcznie, i wrzuciłam do skrzynki. Okazało
się bowiem, że nie umiem już takich ilości tekstu napisać długopisem). Kiedyś
postanowiłam nabyć papeterię ozdobną, właśnie w celu pisania do wspomnianej
koleżanki. Nagabnięty o to pan w sklepie papierniczym powiedział, że ma jedynie
koperty. Papeterii nie, bo już się jej nie używa. „Kto jeszcze tradycyjne listy
pisze?”, spytał retorycznie, jak sądził, pan. Mogłam odpowiedzieć, że Asia, ale
w sumie… dla jednej Asi papeterię produkować… Nie, to nie był argument. Więc poczułam
się usprawiedliwiona.
Zanika nie tylko papeteria, ale i sztuka
pisania listów. Bo e-mail to już zdecydowanie coś innego. Poza tym wciąż jest
to coś nowego, a więc do końca nieusystematyzowanego. Pamiętam, że jak
chodziłam do szkoły podstawowej, uczono nas, jak pisać listy. Jakie formy
powitania, zakończenia, kompozycja… Potem na kursach języków obcych ze
zdumieniem dowiedziałam się, że nagłówek powitalny w listach niemieckich nie
jest stawiany pośrodku, ale równany do lewej. A potem to wszystko, ta cała
wiedza, okazało się zbędne, bo podczas pisania maila korzysta się z elektronicznego
edytora. I wzorców angielskich, które przeniesione na język polski czasem
wprowadzają komplikacje.
Bo na przykład w polskiej tradycji (ależ
górnolotnie zabrzmiało) przyjęte jest, że po nagłówku powitalnym stawiamy
wykrzyknik, a następne zdanie zaczynamy w nowym wierszu, od akapitu. A skoro to
nowe zdanie, to wielką literą. Pamiętam też pewne formuły, typu „W pierwszych
słowach mojego listu chciałabym Cię serdecznie pozdrowić”. Zauważmy przy okazji,
że zaimek „ty” (odmieniony) pisany jest wielką literą. Nie znają tego inne
nacje. Może przyczyna leży w tym, że z wolna świat przyjmuje wzorce
amerykańskie, w powszechnej opinii uważane za nieformalne, swobodne, pozbawione
gorsetu konwencji. Ucieka jednak, że wynika to również ze specyfiki języka
angielskiego, gdzie „you”, to zarówno „ty”, jak i „wy”. A z kolei forma „wy”
naszym wschodnim sąsiadom pozwalała unikać niepolitycznej formy „pan/pani”. Żeby
za szybko jednak kogoś nie „tyknąć”, mówiło się „wy, towarzyszu” – i problem z
głowy.
Wracam do listów. Jak piszemy dzisiaj
maile? Zacznijmy najpierw od nieoficjalnych. Załóżmy, że piszę list do
wspomnianej Asi, ale wysyłam go pocztą elektroniczną. Piszę więc zwrot
powitalny, po czym… stawiam przecinek. Bo tak nas uczą wzorce zachodnie (nie
pamiętam, jak to jest w listach niemieckich, przyznam szczerze, ale wtedy mnie
takie niuanse nie interesowały. Uczył się człowiek niby dla siebie, ale
najpierw jednak trzeba było zaliczyć materiał na ocenę. Co skutkowało tym, że
po wypluciu owej wiedzy na sprawdzianie, jakoś nie zawsze ona zostawała…). Więc
od razu dylemat: jaką literą zacząć pisać w następnym wierszu? Ja piszę wielką,
choć mam przy tym czasem dyskomfort. No, można jeszcze po prostu pisać w jednym
ciągu, bez akapitów… ale to jakoś „nielistowo” wygląda. I mało przejrzyście.
Ale do koleżanki mogę pisać, jak mi się chce,
zazwyczaj zna się taką osobę i wie, że zrozumie/nie zrozumie, jak będziemy
pisać skrótami czy obrazkami. To już jest sprawa między nami, choć osobiście
uważam, że im większy szacunek chce się komuś okazać, tym staranniej się pisze.
Jeśli jednak coś będzie nie tak, to koniec świata nie nastąpi (mówię o
normalnych relacjach i prawdziwych koleżankach, a nie fałszywych, zarozumiałych
zołzach).
Co innego w korespondencji oficjalnej. Tutaj
warto się postarać, bo wiele można stracić. Uważać trzeba na wszystko, zaczynając
od tego ryzykownego nagłówka. Moim zdaniem najbezpieczniejsze są formy
oficjalne i ogólne. Nie przyszłoby mi do głowy napisać „Witam” w mailu z
aplikacją na jakieś stanowisko. Preferuję formy „Szanowna Pani” lub „Szanowny
Panie”, jeśli zaś adres jest typu kadry@nazwafirmy.pl
(adres wymyślony), więc brak imiennego odbiorcy, piszę „Szanowni Państwo”. Wysyłając
maila do profesorów na studiach (i doktorów oraz magistrów) dodawałam
tytuł/stopień naukowy. Najbardziej drażliwi na tym punkcie są chyba doktoranci,
ale zdziwiłabym się, gdybym nie otrzymała odpowiedzi na swój list tylko
dlatego, że napisałam „Szanowny Panie Magistrze” (aczkolwiek słowo „magister”
dodawałam tylko wtedy, gdy wiedziałam, że ktoś bardzo tego chce). Sama,
prowadząc zajęcia ze studentami, otrzymywałam od nich korespondencję, i
niektóre nagłówki budziły mój uśmiech, ale i nieraz drażniły. Najbardziej nie
lubiłam chyba, gdy ktoś pisał do mnie: „Szanowna Pani Agnieszko!”. To dodawanie
imienia burzyło nieco ten oficjalny dystans i dla mnie zakrawało z lekka na
jakąś taką protekcjonalność. (Swoją drogą, używanie naszego imienia – np. w
sklepach czy newsletterach – nawet w połączeniu z formą „Pan/Pani”, nie jest
chyba najmilej widziane. Tacy bardzo młodzi dorośli mogą nie widzieć w tym
problemu, ale ci już trochę starsi – i owszem. Jak najbardziej się z tym
utożsamiam. J
). Ale odpisywałam i tym osobom, bo jeśli oni nawet zachowali się z lekka
niestosownie – najczęściej przecież nieświadomie – to według mnie brak
odpowiedzi byłby już dużo bardziej nieelegancki. Jeśli wiedziałam, że spotkam się
z tym osobami, np. na zajęciach, to po prostu omawiałam sytuację, nie mówiąc
oczywiście, kto tak napisał, ale ogólnie: „Proszę państwa, jeśli piszecie maila
do mnie, wystarczy zatytułować tak a tak”. Czasem nie było reakcji, ale
przyznam szczerze, że nie ruszało mnie to aż tak mocno. I nie dlatego, że się nie
cenię. Przeciwnie, po prostu nie dowartościowuję się przez odpowiednie, moim
zdaniem, nagłówki.
Forma „Witam” jako początek maila przez
wiele osób uważana jest za neutralną i zręczną, zwłaszcza gdy pisze się do
kogoś obcego lub do jakichś kadr właśnie. Niestety, to złe myślenie. W
PWN-owskiej poradni językowej temat był wielokrotnie poruszany, np. TU lub TU. Można tam poczytać, co
jest nie tak z tym „Witam”, ale w skrócie (dla leniwych i zabieganych :D): taka
forma na początku listu ustala hierarchię; zakłada wyższą pozycję nadawcy. I o
to fochują się niektórzy ludzie.
Nie jestem za „witaniem” w mailach. Zgadzam
się z niestosownością tej formy. I „lubię” argument – skoro zaczynamy od: „Witam”,
czemu nie kończymy: „Żegnam”? Bo już bardziej czujemy niestosowność i możliwość
nieprawidłowej zamiany naszej intencji z pożegnalnej formułki na niegrzeczną
odzywkę. Jestem też za tym, by maile – nawet te mniej formalne – przygotowywać staranniej
przed wysłaniem. Rozumiem, że w smsach czy na czatach nie zawsze można wcisnąć
wszystkie ogonki, pisze się skrótami, nie zawsze gramatycznie. To są
komunikatory do szybkiej wymiany myśli, gdzie ilość znaków ma znaczenie, a i
czas napisania wiadomości gra rolę. Jednak mail to wciąż list. Odbiorcy należy
się szacunek wyrażony stosownymi zwrotami, użyciem akapitów i interlinii,
odpowiednią literą w formach grzecznościowych, wciąż obowiązujących w Polsce. Odpowiednią
to nie zawsze znaczy wielką – ale lepiej przesadzić w tę stronę. J
Po prostu, według mnie, e-mail, tak jak kiedyś list, powinien swoją formą –
zewnętrzną i treściową – pokazywać: Starałem się, bo cię szanuję.
Ale jednak nie popieram rugowania
niegrzeczności (w tych przypadkach rzadko kiedy celowej) tą samą metodą. Wstydziłabym się na niechlujny list odpisać
podobnie. To przecież świadczyłoby źle o mnie. A czy mój korespondent
potraktowałby to jako lekcję i wyciągnął wnioski? Szczerze wątpię. Lepiej właśnie
podesłać wzorzec, na którym mógłby się oprzeć – bo może właśnie nikt mu nigdy nie
pokazał prawidłowej wersji? Różnie bywa, zwłaszcza w świecie internetu, gdzie
pisze się coraz szybciej, coraz więcej – i niestety, byle jak. Wciąż jednak
trzeba mieć nadzieję. J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz