wtorek, 3 czerwca 2014

Majowy PetBonTon

Doczekałam się wreszcie trzeciego spotkania, na którym tematem była druga grupa kocich zasobów: drapaki, zabawa i zabawki oraz człowiek. Wieczór przed patrzyłam na Kocia i myślałam: No, łobuzie, jutro już będę zabawiać cię fachowo... :D

Nie ukrywam, że na zajęcia szłam z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony wynikało to z tego, iż po kwietniowym spotkaniu trochę straciłam zapał do uczestnictwa. Wydawało mi się, że udzielane rady bardziej przydadzą się opiekunom kocich stadek. Mój jedynak zaś nie musi walczyć o żadne zasoby, bo wszystko jest dla niego. Nikt nie zajmie mu kuwety, miejsca na drapaku i na pewno nie będzie miał rywala do miski. A o zabawie właściwie mówiło się od pierwszych zajęć. Czego ja tu szukam?

No i dodatkowo przestawał mi się podobać termin „behawiorysta”. Wpływu na to jednakże nie miały zajęcia Julii, co troszkę przeoczyłam, a strona w internecie, gdzie funkcjonują porady zwane właśnie „behawioralnymi”. A internet jak internet, rządzi się swoimi prawami i naprawdę bardzo ostrożnie trzeba podchodzić do znajdujących się tam rad. Bardzo mądrze swego czasu powiedział mi na ten temat pewien weterynarz. Mój Kocio bowiem został dość wcześnie wykastrowany – tak przynajmniej wywnioskowałam z tego, co poczytałam w internecie. Powiedziałam o tym właśnie wetowi z lecznicy, z której wzięłam Kocia i w której przeprowadzono mu ten zabieg. Usłyszawszy „argument”, który – naprawdę!  – wypsnął mi się  w czasie rozmowy („Bo w internecie…”) powiedział mi, co następuje, i co zapamiętałam: „Proszę pani. W internecie można napisać wszystko. A jaką ma pani gwarancję, że pisał to weterynarz, czy chociaż ktoś, kto ma rzetelną wiedzę? Żadnej. Bo podpisać się też można dowolnie. A jak pani to zweryfikuje?”. Nie musiał mnie przekonywać, bo też tak uważam, aczkolwiek też nie ma co wylewać dziecka z kąpielą i całkiem odżegnywać się od netowej wiedzy.

Więc z całym szacunkiem do internetowych grup behawiorystycznych – bo na pewno nie mają złych intencji – powinnam była wcześniej się do nich zdystansować. Ale mniejsza. Na zajęcia PetBonTon zapisałam się zaraz po kwietniowych chyba troszkę siłą rozpędu. Z pewnością ciekawiło mnie, jak zostanie omówiony zasób „człowiek”. Namówiłam jeszcze znajomą, więc w ogóle nie wypadało mi się migać. I poszłam. I było super. :)

To grupa, a z przodu siedzi Julia i nas kształci. Mądrze i fachowo.
Nie sposób opisać, czego się dowiedziałam. Bo i tego, czemu koty mruczą (i nie ma, Kociu, że po nic. Otóż mruczysz, skarbie, żeby się samouspokoić, ale i samouzdrowić. To już teraz wiem, czemu ten motorek uruchamiasz, jak mnie głowa boli – wierzysz, że i mi pomożesz). I jak się bawić laserkiem, żeby nie skończyło się kocią frustracją. Bo tak się może zdarzyć, gdy nasz myśliwy nie jest w stanie złapać „zdobyczy” – a nie złapie… (I od teraz, Kociu, każda zabawa laserkiem będzie kończyła się tak: będę najeżdżać kropką laserową na kawałek przysmaku – tak jak wczoraj, pamiętasz? Zeżarłeś naświetlonego kropką tuńczyka i od razu poczułeś się jak zwycięzca. Albo na zabawkę, którą „rozszarpiesz”, żebyś czuł się najlepszym myśliwym w tym domu). A jak łobuz nie będzie chciał spać, to mu obetnę wibrysy, żeby poczuł się skołowany – od razu przestanie rozrabiać (głupi żart, nie wolno kotu tego robić… Aczkolwiek miło wiedzieć, że JAKIŚ sposób jest. ;P Ale jeśli ktoś to zrobi, to niech się nie dziwi, że kot stracił zwykłą aktywność). Tak naprawdę, żeby kot spał, wystarczy go dobrze wybawić. W ogóle powinno się kotu zapewnić wspólną zabawę.

I na przykład dowiedziałam się jeszcze (wprawdzie trzeci raz to usłyszałam, ale repetitio est mater studiorum*), że dla dobra kota należy doskonalić jego samodzielność i niezależność. Nie oznacza to, że mamy go wypuścić w środku miasta, żeby nauczyć go samodzielnych powrotów do domu. Nie. Bardziej, o ile zrozumiałam przekaz Julii, chodzi o to, by nie być nadopiekuńczym. Jak coś będzie hałasować, to nie lecieć pocieszać kota. On może tego hałasu nawet nie zauważył… Jeśli wychowamy sobie mimozę, która bez naszej ręki na grzbiecie nie zaśnie, to wyobraźmy sobie, co się stanie z kotem, jak znienacka szef nas wyśle na delegację. Z kotem nie pojedziemy, a on się przez to nie wyśpi… Bez sensu, nie?

Dużo Julia mówiła, nie sposób wszystkiego przekazać. Najważniejsze jednak, co wyniosłam, to przekonanie, że najczęstszym błędem jest zajmowanie się kotem przez pryzmat swoich oczekiwań i ludzkich upodobań. „Bo mu będzie smutno”, „bo on mnie nie kocha”, „bo on sika na złość” albo „ile czasu można jeść to samo – ja bym nie mogła”. Kot to kot. I warto go poznawać, ale pamiętać, że to nie człowiek. I że potrzebuje drapaka, zabawy i świętego spokoju. Jeśli mu to zapewnimy (nie: spełnimy marzenia i nasze wyobrażenia na jego temat), to będzie zdrowym i zadowolonym kotem.

A, i ważna uwaga na koniec: różnie mówi się i myśli o behawiorystach. Sama jestem tego dobrym przykładem, nie ukrywam za bardzo, że mam wobec tego tematu mieszane uczucia (o czym pisałam na początku). Warto jednak pamiętać, że zanim podejdziemy do kota „psychologicznie”, należy sprawdzić stan jego zdrowia po prostu u weterynarza. Dopiero gdy ten wykluczy choroby o podłożu fizjologicznym, a problem jest, można próbować psychologii. Bo tak naprawdę to sensowna wiedza, tyle że też nie każdy potrafi ją przekazać. PetBonTon akurat umie! 

---------------------------------------------------------------------

* (łac.)  powtarzanie jest matką wiedzy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz