Dobrze, że wysłała tego maila. Szybko dostała
odpowiedź, pozytywną, i propozycję współpracy. Naturalnie, na zlecenie, ale
przywykła już do tej formy. Nawet miałaby problem, by wrócić do etatowego
systemu. Pieniądze, które firma zaproponowała, też były sensowne – jak na
rynkowe stawki, oczywiście. W tym zawodzie należało się cieszyć, gdy
zleceniodawca nie oczekiwał, że będziesz żyć jedynie z satysfakcji… A najlepsze
było to, że pan, który przeprowadzał rekrutację i selekcję, był zupełnie innym
Danielem Maślakiem. Numer telefonu też był bardzo podobny, ale jednak cyferki
były inaczej poustawiane. Gąska sprawdziła to dokładnie, gdy ochłonęła z
pierwszego szoku.
Tyle pozytywnych emocji, czyli zlecenie i
świadomość, że jednak będzie to robota u całkiem obcych ludzi, sprawiło, że poczuła
ogromną ulgę i postanowiła od razu rozwiązać drugą kwestię. Sięgnęła po telefon
i zadzwoniła do „Rowerzysty”. Przy okazji upewniła się, że numery są całkowicie
różne.
Odebrał, trochę zdziwionym głosem powiedział „Dzień
dobry”, jakby nie wiedział, kto dzwoni. Bo nie wiedział… Okazało się, że dwa
dni po ich pierwszym spotkaniu ktoś ukradł mu telefon. A jak to w dzisiejszych
czasach bywa, mało kto już praktykuje zapisywanie numerów w notesach. Jak przepadnie
telefon, to przepada i kontakt… Mówił, że miał nadzieję, że ona się odezwie
albo pojawi w okolicy… Spytał, czy mogą się spotkać.
Słuchała tego z niedowierzaniem. Jakoś była
nieufna. Sama nie wiedziała, czemu. A może nie chciała uwierzyć? W końcu wytłumaczenie
było logiczne, ale… Ponieważ jednak spytał wprost, odpowiedziała, że dobrze. „Dam
sobie szansę”, pomyślała. Gdzieś na dnie duszy jakiś chochlik przypominał jej,
że niemożliwe jest u niej mieć jednocześnie pracę i faceta. „Oj tam, oj tam”,
tłumaczyła sama sobie. „Ani to praca – bo przecież zlecenie, ani faceta jeszcze
nie mam. Spróbuję, co mi szkodzi’.
Umówili się wieczorem, przy rowerach. Nie
wiedziała, czy będą jeździć, czy spacerować, a od tego zależała decyzja, w co się
ubrać. No właśnie, w co? Styl sportowy czy wieczorowy? Fryzura? Makijaż,
biżuteria? Spojrzała na swoje ręce – przydałoby się chociaż paznokcie opiłować…
„I po co do niego dzwoniłam”, parsknęła w duchu śmiechem. „Same problemy mam
teraz, a tak mogłabym siedzieć w domu, użalać się nad swoją samotnością i rozstrzygać
dylemat, w który serial się wciągnąć. No po co mi to było”, podśmiewała się
dalej, wciąż robiąc przegląd szafy. Wreszcie zdecydowała się na gładką spódnicę.
Na upartego dałoby się w niej i na rower wsiąść, ale tego nie zamierzała. Nawet
jeśli on miał takie plany. Skoro tego nie ustalili, to chyba za wcześnie, by
zgadywać jego myśli.
Po tej decyzji odetchnęła i dalsze
przygotowania poszły już bez problemów. Największą trudność sprawiły włosy,
które oczywiście za nic nie chciały dać się upiąć. Nawet nie to, że wymyślnie. Natomiast
spiąć je musiała, bo wiało całkiem przyzwoicie i było fajnie ze względu na
temperaturę, ale wygląd na tym cierpiał.
Im bliżej spotkania, tym bardziej się
cieszyła. Wreszcie uznała, że można powoli wychodzić. Jeszcze raz spojrzała w
lusterko, a potem, z nagłą paniką, na telefon. Całkiem jakoś straciła go z
oczu, a może w międzyczasie przyszła jakaś wiadomość. Tak, na wyświetlaczu były
ikonki nieodebranego połączenia i dwóch wiadomości. Zamarła. Żołądek się
skulił, a całe jestestwo Gąski pokryła warstwa głębokiego smutku. Powoli zaczęła
ściągać buty, rozpinać włosy. „Wszystko na nic”, pomyślała. „Miałam rację, nie
mogę jednocześnie zarabiać i spotykać się z facetem”. Wchodziła już do
łazienki, żeby rozczesać włosy – gdy nagle uświadomiła sobie mały drobiazg. Nie
sprawdziła przecież, od kogo są te nieodebrane połączenia i wiadomości. Z góry
założyła, że on dzwonił, a potem pisał, by odwołać. „Może jednak sprawdzę?”, z
pewnym opóźnieniem podjęła decyzję. Nieodebrane połączenie było od mamy, a
sms-y przyszły od operatora sieci…
Brakowało dziesięciu minut do umówionego czasu
spotkania, a ona miała potargane włosy i rozmazany makijaż. Popłakała się
bowiem, najpierw ze śmiechu, a potem – wstydu. Jak można być taką gęsią? Oczywista
nerwowa reakcja skończyła się równie szybko, jak zaczęła, ale Gąska nie była
już w stanie spotkać się z Danielem. Przynajmniej nie tego wieczoru. Musiała usiąść
i porządnie zastanowić się nad swoimi reakcjami, bo nie wróżyło to dobrze. Resztką
przytomności napisała do chłopaka, że przeprasza, ale nie może przyjść, wyjaśni
przy okazji i przeprasza, że tak nagle i w ostatniej chwili pisze. Odpowiedział
krótkim i jakże męskim „OK”.
Wreszcie mogła spokojnie usiąść ze szklanką
herbaty i zastanowić się nad sobą. Tak, zdarzyło się w jej życiu wiele razy, że
ktoś ją wystawił. Bywała kantowana i zdradzana. Na litość, nie znaczy to
jednak, że wszyscy tak się zachowują! A już na pewno warto przeczytać
wiadomość, która przyszła, zanim się na nią zareaguje. „Tak, zapamiętaj tę
kolejność, Gąseczko”, mówiła w myślach do siebie. Kiedy już ochłonęła, cała ta
sytuacja bardziej ją śmieszyła. Mimo to gdzieś w środku podgryzał ją maleńki
robaczek niepewności. Czy nie skorzystała zbyt gorliwie z pretekstu, by nie iść
na spotkanie? Ale przecież nikt jej nie zmuszał… W końcu poddała się i machnęła
ręką na analizy, bo miała wrażenie, że zaraz jej pęknie nieźle rozczochrana
głowa…
Od rana za to ze świeżymi siłami, wyspana i
wciąż ożywiona nowym zleceniem, znów zastanawiała się nad sytuacją osobistą. Nie
wiedziała, co ma zrobić, jak się zachować wobec Daniela. Po południu jednak,
kiedy stwierdziła, że nie jest przez to w stanie skupić się porządnie na pracy,
zdecydowała się napisać do niego. Raz jeszcze przeprosiła za zaistniałą
sytuację i spytała, kiedy mogliby się zobaczyć. Miała chęć dodać: „O ile
jeszcze chcesz”. Po krótkim namyśle uznała jednak, że to bez sensu, a on może
to źle zrozumieć. Kilk, sms został wysłany. Pik, przyszedł raport, że wiadomość
dostarczona.
Dziesięć minut później wciąż nie było
odpowiedzi. Dwanaście minut potem – też nie. Po godzinie Gąska przestała
patrzeć na telefon i usiadła z powrotem do komputera. Wtedy oczywiście telefon
zapikał.
„Chętnie się spotkam, ale dopiero w przyszłym
tygodniu będę miał czas. Zdzwonimy się, dobrze? Może pójdziemy do kina? Znajdź
film, na jaki byś chciała pójść. Pozdrawiam, D.”.
Dopiero wtedy poczuła, jak bardzo chce się
jej spać. A przyszły tydzień majaczył wystarczająco blisko, by się cieszyć perspektywą
jego nadejścia, a zarazem wystarczająco daleko – by się nim nie martwić…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz