piątek, 20 czerwca 2014

Gąska na zakupach [Przy rowerach (7/10)]

Zakupy bywają częstym kobiecym sposobem odreagowania stresów. Podobno dzieje się tak dlatego, że w trakcie robienia zakupów wydzielają się endorfiny, co znacznie poprawia nastrój. Pewnie z tego też powodu pojawiają się opinie, że szaleństwa zakupowe są domeną kobiet niespełnionych w życiu erotycznym. Gąska uważała takie opinie najczęściej za bezsensowne, choć oczywiście nie ośmieliłaby się ostro skrytykować kogokolwiek za taki pogląd. Nie leżało to przecież w Gąskowej naturze. W głębi ducha zastanawiała się jednak, czy aby na pewno jest wystarczająco kobieca, skoro nie ma takich charakterystycznych babskich upodobań, jak hodowla kwiatków czy właśnie zakupy. Oczywiście mowa o takich wyprawach do galerii, gdzie celem czasem jest, owszem, kupienie konkretnej rzeczy, ale wcześniej trzeba przejść wszystkie możliwe sklepy, nawet z innym towarem, namierzenie się tego, naoglądanie, często też – nakupowanie niepotrzebnych przedmiotów. Albo po prostu: przedmiotów, bo wyjdzie na to, że buty czy torebka to niepotrzebne gadżety – a przecież bez tego ani rusz.;)
Gąska tego nie lubiła. Może wracały jeszcze wspomnienia dzieciństwa, gdzie zakupy kojarzyły się z cało- albo przynajmniej półdniową mordęgą rodzinnych wypraw po buty czy kurtkę. Rzadko było kupowane coś ładnego, częściej – praktycznego. Gąska pamięta zwłaszcza buty, które musiały mieć solidną  podeszwę, mocne wiązania i najlepiej, by wytrzymały wszystko, co życie niesie – również butom. Na szczęście na tym etapie życia noga jeszcze rosła, więc za każdym razem istniała szansa, że podczas następnego zakupu może uda się wytargować coś bardziej odpowiedniego dla młodej dziewczyny. Nic z tych rzeczy. Dopiero za jedne z pierwszych zarobionych pieniędzy kupiła sobie pantofelki, które były najbardziej niepraktyczne, jak to tylko możliwe – ale co z tego. Ważne, że były delikatne, na cieniutkim obcasiku i z cienkimi paseczkami, które służyły jako zapięcie. Potem, stopniowo, nauczyła się łączyć ładne i wygodne. Zresztą i wybór towarów w sklepach był większy niż za jej dzieciństwa. Wciąż jednak nie lubiła takiego łażenia. A już zwłaszcza z koleżankami, które po kilku godzinach buszowania w sklepach i przymierzania nieskończonej ilości ubrań, kupowały wreszcie… apaszkę albo po prostu nic. Gąska świetnie rozumiała facetów, którzy na hasło „zakupy” uciekali, byle dalej.;) Cóż, oni jeszcze obawiali się (często) o zawartość swoich portfeli.
Raz kiedyś Gąska znalazła się w podobnej jak oni sytuacji. Otóż spotykała się z miłym panem, który zapytał kiedyś, czy mogliby pojechać razem po buty dla niego. Nie ma co ukrywać, że skrzywiła się w duchu, ale zdawała sobie sprawę z niestosowności tych odczuć, więc głośno powiedziała, że oczywiście. „Co tam”, pocieszała się, „facet to szybko załatwi”. Umówili się w któryś weekend w Galerii Mokotów. Kiedy przyjechała, już na nią czekał. Gąska była znowu w złym humorze i znów nie wiedziała, dlaczego. Powoli zaczynała sobie zdawać sprawę, że tego związku nie da się uratować, coraz wyraźniej widziała, że problem jest w niej, ale jednak o tę relację jeszcze walczyła. Spytała się więc spokojnie, czy – skoro był wcześniej – może już coś obejrzał, upatrzył? (A w duchu pomyślała: „A może nawet kupił…?”), na co on odpowiedział z miną świętego Mikołaja, który wie, że zaraz wręczy upragniony prezent: „Nie, nic nie oglądałem, czekałem na Ciebie. To co, zaczniemy chodzić od góry? Tu jest dużo sklepów”. Niestety, Gąska nie doceniła jego wspaniałomyślności. Powiedziała, że mają wejść do góra dwóch sklepów, bo ona nie ma siły na obejście całej galerii. Jeszcze nie skończyła mówić, a już czuła się obrzydliwie. Tadek jednak przyjął to dzielnie, jak zawsze udając, że nie widzi nic złego w jej zachowaniu. Może, gdyby wtedy zrobił awanturę…
To było kiedyś. Od pewnego czasu jednak Gąska powoli zmieniała swoje nastawienie do łażenia po sklepach. To znaczy, dalej nie lubiła robienia konkretnych sprawunków. Na pewno każdy zna ten problem, gdy potrzebne są spodnie, koszula czy buty na bliską okazję (wesele, komunia czy coś jeszcze innego), najlepiej jeszcze w konkretnym kolorze i rozmiarze. Bardzo rzadko udaje się znaleźć to, co sobie wymyślimy. I takie zakupy rzeczywiście stają się wtedy udręką. Dlatego też czasem warto, o ile ma się na to środki finansowe, kupować coś, gdy się trafi, nie czekając na konkretną potrzebę. Gąska zaczęła stosować tę zasadę, nauczyła się też korzystać z prawa do zwrotu towaru – tym sposobem budżet jakoś się zamykał. A nie da się ukryć, że był moment, gdy ilość wydanej kasy na zupełnie niepotrzebne – bo nietrafione – fatałaszki dawała się zauważyć. Najpewniej wiązało się to z tym, że po prawie półtora roku totalnego dołka finansowego odbiło się codzienne obracanie złotówki w palcach po pięć razy i wydawanie ich praktycznie tylko na jedzenie i opłaty. Wciąż nie zarabiała kokosów, wciąż nie było ją stać na wiele przyjemności – ale przestała w sklepach tylko oglądać.
A poza tym samopoczucie na zakupach poprawiają zabiegi niektórych sprzedawców, by ów towar sprzedać. Kiedy jako nastolatka Gąska pojechała na pierwsze takie „łażenie” do prototypu współczesnych galerii – czyli pod Pałac Kultury, gdzie mieściły się tzw. szczęki – przytrafiła jej się cudna historia. Otóż Gąska nieśmiało zatrzymała się przy stoisku z butami, by obejrzeć, dotknąć i może nawet przymierzyć (!) pantofelki na niewielkim obcasiku. Właśnie ten głód ładnych butów był w niej chyba najsilniejszy. Uprzejmy sprzedawca znalazł jej rozmiar. Już mierząc but, Gąska czuła coraz większy stres. Nie wiedziała, jak ma się dalej zachować. Wiedziała, że butów nie kupi, bo zwyczajnie nie miała pieniędzy (i to nie tylko przy sobie), a z kolei ogromnie trudne wydawało jej się powiedzenie, że nie kupuje butów – bo nie. Gorączkowo szukała powodów, dla których mogłaby odmówić. Sprzedawca asystował jej cały czas i szybko zaczął domagać się decyzji. Gąska więc powiedziała, że niestety, ale obcas wydaje się jej za wysoki (nota bene, miał chyba maksymalnie 3 cm wysokości). Pan oczywiście zaczął ją przekonywać, że skąd, że to idealna wysokość. Na to Gąska: „Wie pan, ale ja i tak jestem wysoka, a jeszcze w tych obcasach to żaden chłopak do mnie nie podejdzie”. Na to pan sprzedawca, bardzo emocjonalnie: „Proszę pani! Mężczyzna, który nie ma przynajmniej (na tym słowie położył bardzo duży nacisk) 180 cm wzrostu to nie jest prawdziwy mężczyzna”. Po chwili ciszy, głosem już dużo spokojniejszym: „Ja mam wprawdzie 167 cm, ale pani spojrzy na mojego kolegę”. Spojrzała, no wysoki. Jednak pierwszy raz zrozumiała, ile własnej dumy (i godności osobistej) sprzedawca może poświęcić, by coś sprzedać.;)

Więc kiedy Gąska zrozumiała, że złość na Daniela jej nie przechodzi, pojechała na zakupy. Nie miała za dużo pieniędzy, ale jednak zawsze coś. Poza tym uznała, że taniej wyjdzie ją jedna bluzka niż psychoterapia – no, może nawet dwie bluzki. I jakaś torebeczka. Uśmiechnięta, chodziła od sklepu do sklepu. Jej ulubioną galerią było Wola Park, więc tam spędziła około czterech godzin. Przy okazji kupiła sobie rajstopy w butiku obsługiwanym przez miłą panią. Właściwie bardziej z powodu tej pani niż szczególnej jakości rajstop Gąska lubiła tam chodzić. Dziewczyna była miła i uśmiechnięta wobec wszystkich klientów, miło było tam po prostu być. Na sam koniec weszła jeszcze do kiosku kupić chusteczki. Wiecznie jej ich brakowało, nie tyle z powodu nadmiernego zużycia, ile częstej niemożności ich zlokalizowania w torebce. Co okazywało się zawsze, gdy ktoś o nie pytał albo sama ich potrzebowała, ale przy ludziach. Jeśli nawet się znalazły, wyglądały… oględnie mówiąc, mało higienicznie, no. Więc co jakiś czas kupowała nowe i nie otwierała paczki, jak długo się dało. Potem miała je już tylko dla siebie i na osobności. Więc skoro przechodziła obok kiosku i pamiętała o zakupie, to postanowiła po prostu to załatwić. Sprzedawca, młody chłopak, był miły i uśmiechnięty, a gdy, szukając tym razem w czeluściach torby portfela, przeprosiła, uzasadniając, że torba jest zbyt chyba wielka, on odparł: „Ale za to jaka ładna”, patrząc przy tym jej prosto w oczy. Aż się zarumieniła.

Wróciła do domu głodna, nieludzko zmęczona i bardzo, bardzo zadowolona z życia. Pewnie, nie wymyśliła, jak się zachować wobec Daniela, co dalej zrobić w tej sprawie. Ale w przyjemny sposób na jakiś czas o tym zapomniała. „Żeby takie dni można było spędzać częściej...”, zdążyła pomyśleć, zanim zasnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz