Chyba już wszyscy wiedzą, co się
dzieje obecnie w naszej polityce. Nawet ci, którzy zazwyczaj się tym nie
interesują, ew. siedzą w Bieszczadach. A jeśli ktoś sobie nie zadał trudu, by przeczytać opublikowane
zapisy nagrań, to cytaty wylewają się z mediów, a nowe memy na ten temat
powstają w internecie w mgnieniu oka.
Oczywiście trudno się dziwić, że
temat budzi emocje. Bo chociaż niby wszyscy zdajemy sobie sprawę, że politycy
nas… jak to elegancko powiedzieć…? – cyckają (może być? Mój kolega z liceum tak
mówił. Kiedy znów okazywało się, że jakieś obietnice nie zostaną dotrzymane,
kolega mówił: „Znowu nas wycyckali”), to jednak przykro tak się o tym
dowiedzieć wprost.
Należę do tego grona osób, które nie
przeczytały pełnego zapisu podsłuchanej rozmowy – chociaż czytać zasadniczo lubię. I nie z powodu
niechęci do wulgaryzmów, których tam podobno cała masa. Skąd niby miałam o tym
wiedzieć, skoro nie czytałam? Ale myślę, że streszczenie całej sprawy przez media w pełni
zaspokaja moje potrzeby. Nie muszę wiedzieć nic więcej. To, czego się
dowiedziałam, wystarczy mi aż nadto.
Jestem przeciętną Kowalską, ale z
podgrupy idealistów. Nie, nie mam złudzeń, że politycy są nadludźmi, którzy
działają z pobudek czysto bezinteresownych. Mimo wszystko ogromną przykrość
sprawia pozbawienie złudzeń, że są choć ludźmi przyzwoitymi. Od teraz nie mam już wątpliwości, że rządzą nami – Polakami – ludzie prymitywni, którzy
nawet nie ukrywają swojej pazerności i zachłanności na pieniądze i władzę (a
jedno wiąże się z drugim). Jednocześnie są tak głupi, że nie potrafią czy nie
chcą tego ukryć, wierząc w swoją bezkarność. (No chyba wiedzą o czymś takim, jak podsłuch? Mało już było tego rodzaju afer, w Polsce i na świecie?). I chyba najgorsze, w mojej ocenie,
jest to, że mają rację. Bo jaka jest alternatywa…? Że będą musieli podać się do dymisji? Przecież następni, których
wybierzemy my – społeczeństwo demokratyczne – nie będą przecież lepsi. A jeśli
nawet znajdą się tacy, to też nie na długo. Albo będą musieli odejść, albo się
dostosować, taka jest prawda.
Temat jest ważny i
trudny. Sprawa ma w ogóle dwa aspekty, bo jedna rzecz to sama sprawa podsłuchu
– kto, dla kogo, jak? (O etyce w tym przypadku chyba nie ma sensu przypominać). Ale z drugiej, może i dobrze się stało (i to nie tylko
moje zdanie), że te nagrania ktoś zrobił, bo się czegoś dowiedzieliśmy o tym, co naprawdę myślą ludzie, na
co dzień wygłaszający okrągłe, poprawne polityczne i nadające się do cytowania
słówka. I wciąż nie to jest najgorsze. W końcu żadne wielkie zaskoczenie: afera w polityce, też mi nowina. Nawet nie
podpisałabym się w żadnym referendum za wcześniejszymi wyborami, myślę też, że
chyba po raz pierwszy od dawna świadomie je zbojkotuję – nie idąc albo oddając
nieważny głos. Bo nie ma sensu.
Niestety, według mnie najgorsze jest to, że ta sprawa przyschnie jak wiele innych. I nie wyciągniemy – my, obywatele, i oni, rządzący – konstruktywnych wniosków na przyszłość. Niewiarę tę opieram niestety na znajomości historii. Tak, większość z nas uważa, że ją zna, i pławi się w poczuciu krzywd, jakich Polska i Polacy doznali, a zarazem bohaterstwa, jakie wielokrotnie i na różnych frontach musieliśmy okazywać. Tyle że nie chodzi mi o tylko historię minionego wieku, a dużo wcześniejszą – mianowicie, historię Polski szlacheckiej. Ktoś powie: a co to ma do rzeczy? Czasy się zmieniły, jest inaczej. Otóż nie. Czasy może i są inne, ale ludzie – wciąż mają tę samą mentalność. Ludzie, a konkretnie my, Polacy. Jest w nas wiele cech, które niestety nie służą ogólnemu dobru. Gorzej – przyczyniają się do kolejnych klęsk. Cytat z Kochanowskiego: „Nową przypowieść Polak sobie kupi / Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi”(księgi wtóre, pieśń V), wciąż jest aktualny. A przecież poeta pisał to w szesnastym wieku! Nie umiemy wyciągać wniosków z porażek, niestety. Przy tym nie lubimy słuchać cudzych rad, za to łatwo nas ogłupić pochlebstwem i pustymi zaszczytami. Tak było i jest. Zamiast wzmocnić władzę centralną, uczynić ją silną i sprawną, koncentrujemy się na zdobywaniu przywilejów i niestety – źle rozumianej wolności.
Niestety, według mnie najgorsze jest to, że ta sprawa przyschnie jak wiele innych. I nie wyciągniemy – my, obywatele, i oni, rządzący – konstruktywnych wniosków na przyszłość. Niewiarę tę opieram niestety na znajomości historii. Tak, większość z nas uważa, że ją zna, i pławi się w poczuciu krzywd, jakich Polska i Polacy doznali, a zarazem bohaterstwa, jakie wielokrotnie i na różnych frontach musieliśmy okazywać. Tyle że nie chodzi mi o tylko historię minionego wieku, a dużo wcześniejszą – mianowicie, historię Polski szlacheckiej. Ktoś powie: a co to ma do rzeczy? Czasy się zmieniły, jest inaczej. Otóż nie. Czasy może i są inne, ale ludzie – wciąż mają tę samą mentalność. Ludzie, a konkretnie my, Polacy. Jest w nas wiele cech, które niestety nie służą ogólnemu dobru. Gorzej – przyczyniają się do kolejnych klęsk. Cytat z Kochanowskiego: „Nową przypowieść Polak sobie kupi / Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi”(księgi wtóre, pieśń V), wciąż jest aktualny. A przecież poeta pisał to w szesnastym wieku! Nie umiemy wyciągać wniosków z porażek, niestety. Przy tym nie lubimy słuchać cudzych rad, za to łatwo nas ogłupić pochlebstwem i pustymi zaszczytami. Tak było i jest. Zamiast wzmocnić władzę centralną, uczynić ją silną i sprawną, koncentrujemy się na zdobywaniu przywilejów i niestety – źle rozumianej wolności.
Zwłaszcza ten ostatni problem jest
ważny i widoczny w naprawdę przeróżnych dziedzinach życia. Być może, jest to
konsekwencją tego, że tak naprawdę wolni we własnym kraju jesteśmy zaledwie
dwadzieścia pięć lat. Nie pamiętam komuny na tyle, by mówić o swoich
doświadczeniach z reżimem, ale wierzę, że brak cenzury, otwarcie granic, coraz
większa swoboda życia – to wszystko uderzyło ludziom do głowy. I stopniowo
zapomnieli, że wolność to nie tylko prawa, przywileje – ale i obowiązki. Co jednak mówić o przeciętnych ludziach, skoro politycy najwyraźniej zapomnieli, że władza to nie zaszczyty, ale przede wszystkim
ogromna odpowiedzialność wobec siebie i narodu. Brzmi górnolotnie i
patetycznie, wiem. Ale czy to coś złego? Wolałabym słyszeć więcej takich fraz,
a nie frazesów, którymi jesteśmy na co dzień częstowani. I zdecydowanie
chętniej przeczytałabym nawet opinię ministra Sikorskiego na temat naszego
sojuszu ze Stanami (swoją drogą, sądzę, że tu akurat wiele osób myśli
podobnie…), gdyby zawierała klasyczną polszczyznę, taką, jaką kiedyś zwaną
ogólną. Szkoda, że to już nie te czasy…
Jeśli tak dalej pójdzie, to nie
skończy się to dobrze dla nas. Nie wiem, czy wojną, czy rozbiorem, czy sami się
wykończymy – podatkami i aferami. Mam za to granitową pewność, że moje słowa
nic tu nie zmienią. Mogę tylko słuchać, co mówią w mediach – ale tego też mam
pomału dość. Pewnie nie ja jedna. Przecież to nie pierwsza sprawa z podsłuchem,
jaka zdarzyła się w naszym rządowym światku. I co wynikło z poprzednich? Co się
zmieniło na lepsze? Pytam retorycznie. Z jednej strony, oczywiście dobrze, że
tego typu sprawy są nagłaśniane przez media. Tak samo jak inne trudne, bolesne
kwestie, związane z ludzkimi cierpieniami. Tyle że z drugiej – nic specjalnie z
tego nie wynika (poza tym, że media mają temat i poczucie zrealizowanej misji).
Pogadają, pogadają, tego zdymisjonują, tamtego awansują – a ja dalej cieszę
się, że moja wegetacja przebiega bez zakłóceń, bo niektórych nawet na to nie
stać. Chciałabym się mylić, chciałabym, żeby to był jakiś punkt zwrotny. Tyle
że w to nie wierzę.
Można by podsumować modnym ostatnio
cytatem, z czego tylko „… i kamieni kupa” nadaje się do przytoczenia. Ale
znalazłam taką myśl Piłsudskiego (który, jak wiadomo, też nie przebierał w
słowach[1]) – a może to
dowód na to, że istnieje życie pozagrobowe, a nasze modlitwy zostaną prędzej
czy później wysłuchane?:)
Myślałem już nieraz, że umierając, przeklnę Polskę. Dziś wiem, że tego nie zrobię. Lecz gdy po śmierci stanę przed Bogiem, będę go prosił, aby nie przysyłał Polsce wielkich ludzi.Józef Piłsudski w rozmowie z Arturem Śliwińskim, 23 listopada 1931
A już tak zupełnie na koniec. Czy poruszenie wśród, związane z ta sprawą, nie jest tak duże przypadkiem dlatego, że ci, których głosy szczęśliwie nie znalazły się na odsłuchiwanych taśmach, boją się, że i na nich są jakieś nagrania? A już na pewno cieszą się, że tym razem na nich nie padło, wiedząc, że to po prostu fart, a nie, że zachowują się inaczej. I dlatego na wszelki wypadek jedni potępiają sprawę i sprawców w czambuł, i domagają się przedterminowych wyborów, a drudzy – lekceważą temat, że w sumie nic się nie stało. Nie wiem, nie znam się, Kowalska jestem. Ale na pewno większość szych politycznego świata gorączkowo się teraz zastanawia, co mówił, zwłaszcza podczas zakrapianych kolacji. I kto mógł to nagrać... Może i dobrze, że trochę nad tym pomyślą. Od czegoś trzeba zacząć. Jak się rozpędzą, może wymyślą coś mądrego. Trzeba być optymistą (co nam pozostało?) ....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz