czwartek, 5 czerwca 2014

Nie jestem Misiem! [Przy rowerach (4/10)]

Czasem, gdy za oknem pada deszcz lub jest zwyczajnie szaro i pochmurnie, dopadają nas wspomnienia. Nie znaczy to, naturalnie, że tylko przy takiej aurze. Słoneczny dzień jest równie dobry na wspominki, ale wtedy chętniej szukamy tych przyjemnych. A może same z siebie łatwiej przychodzą?

W każdym razie dzisiaj było szaro, buro i ponuro. Gąska skończyła odkurzać. Nie miała za bardzo chęci zaczynać kolejnej roboty – ani tej domowej, ani zawodowej. Myśli błądziły wśród dawno minionych dni. Nie, nic złego się nie stało. Ot, po prostu taki moment wyciszenia, dobry, by zastanowić się nad tym lub owym.

Dzisiaj tym „owym”, zaprzątającym jej myśli, była sprawa z Tadziem. Nie da się ukryć, że mimo czasu, jaki upłynął od zakończenia ich znajomości, wciąż ją gryzł jakiś niepokój. Uczucie, że kogoś skrzywdziła? Może…

W każdym razie sprawa wyglądała tak. Gdy odszedł Miś, gdy kolejno pozbyła się nietrafionych znajomości, i znów zatęskniła za tym jedynym, a utraconym, poznała Tadzia. Tak naturalnie, że prawie go nie dostrzegła. Ot, spotkanie wśród znajomych – na zasadzie „z powodu bez powodu” – gdzie okazało się, że po pierwsze są jedynymi singlami w towarzystwie, na dodatek przeciwnej płci, po drugie – byli w zbliżonym wieku (on chyba rok młodszy albo dwa lata starszy… do dziś jej się myli, tak bardzo nie miało to znaczenia), po trzecie – oboje humaniści, do tego ze szkolną przeszłością w charakterze nauczycieli. Szybko podłapali wspólne tematy, a po imprezie wyszli razem. Gąsce coś tam świtało w główce, że nie przypadkiem Gosia zabrała ją ze sobą na imprezę, ale w sumie nie miało to znaczenia. A już na pewno – negatywnego.

Zaczęli się umawiać, spotykać, szybko stali się parą. Już na sylwestra poszli oficjalnie razem. Gąska była szczęśliwa. Wreszcie trafiła na porządnego, uczciwego, uczuciowego chłopaka, który nie wstydził się okazywać swoich uczuć. Był delikatny, czuły i dobry… I nagle coś się zepsuło. Gąska do dzisiaj nie wie, co i dlaczego. Któregoś dnia objął ją, jak zwykle, na przywitanie, a ona się cofnęła. Nie wie, czemu. On też nie wiedział, ale widać było, jak bardzo poczuł się zraniony.

Od tamtej chwili było już tylko gorzej. Gąska czepiała się wszystkiego, łącznie z tym, że on nie reagował na jej prowokacje i cierpliwie znosił kolejne awantury. Momentami łapała jakieś przebłyski świadomości, w których widziała, jak okropnie go traktuje, ale… nie potrafiła nic z tym zrobić. Marzyła nieraz, by na nią krzyknął, nie pozwolił jej na takie zachowania, cokolwiek – ale żeby zareagował. Nic z tego. Wyprowadzało ją to z równowagi. W końcu, któregoś wieczoru, kiedy znowu nie odebrała od niego połączenia, zrozumiała, że to bez sensu. Łudziła się, że jej irytacja jest chwilowa, że uczucie do niego (bo przecież było!) wróci, ale – nie wróciło. Jedyne, co czuła do Tadka, to niechęć. Najbardziej za to, że odkryła w sobie taką paskudę, o jaką by się nie podejrzewała. Co gorsza, ta relacja zaczynała przypominać jej układ z Misiem – tylko że Misiem była ona… A nie chciała zrozumieć, a tym bardziej – usprawiedliwiać – jego zachowania, jednocześnie zaś miała dość czucia się winną wobec Tadzia.

I wtedy przyszło jej do głowy, że może Misiowi też wcale nie było łatwo. Długo miała do niego żal, że nie rozstali się wcześniej. Skoro jej nie kochał, to czemu z nią był? Wie, że go trzymała z całych sił, ale w końcu, gdy pojawiła się nowa pani, potrafił zmusić ją do odejścia. No właśnie… to ona odeszła. On zaś robił jej to, co ona Tadziowi: starał się ją zachęcić do rozstania z jej inicjatywy ze wszystkich sił. Wtedy myślała, że chce, by czuła się lepiej („To ja go rzuciłam!”), ale teraz po raz pierwszy pomyślała, że po prostu nie umiał tego załatwić.

To ostatnie porównanie przekroczyło granice jej wytrzymałości. „Nie jestem Misiem!”, krzyczało w niej wszystko. „Nie będę z kimś tylko dlatego, że nie umiem sama odejść. Nie będę też trzymać kogoś, kto poświęca dla mnie siebie i swoje życie. Teraz będzie bolało, ale lepiej wcześniej niż później. Nie chcę, by cierpiał przeze mnie tak, jak ja przez Misia. Nie jestem Misiem!”.

Jeśli ktoś, kto ma jednak ludzkie uczucia, musiał powiedzieć drugiej osobie, że więcej się nie zobaczą – wie, że to wcale nie jest łatwe. Samo podjęcie decyzji to dopiero pierwszy krok. Potem jedzie się do kogoś ze świadomością, że zniszczy mu się – w pewnym sensie – dotychczasowy świat. Witacie się. Ta osoba się uśmiecha, a ty już wiesz, że za chwilę zadasz cios. I wreszcie przychodzi ten moment i mówisz.

Gąska aż się wzdrygnęła na to wspomnienie. „Ile łatwiej być porzuconą. Można płakać, nienawidzić tej osoby, mieć do niej pretensję. Cierpisz ze świadomością, że ktoś cię skrzywdził. Porzucając kogoś, wiesz, że to ty kogoś krzywdzisz i że jesteś przyczyną jego cierpienia. Zmieniasz czyjeś życie, ale zmieniasz i swoje. Gdy Miś odszedł, wiedziałam, dlaczego jestem samotna, chociaż tej samotności nie chciałam. A teraz? Podjęłam decyzję i również muszę ponieść jej konsekwencje”.

Powoli zaczęła rozumieć, dlaczego ludzie wolą czasem zniknąć bez słowa, zamiast powiedzieć o swoich zamiarach. Dotychczas oceniała to jako brak odwagi. Potem jednak dostrzegła, że nie każdy jest w stanie przeżyć definitywną utratę złudzeń. Wolą myśleć, że telefon się zepsuł, że jakaś ważna sprawa w pracy albo rodzinna… a nie, że po prostu uczucia wygasły.

Dzwonek do drzwi przerwał te wspomnienia. Listonosz. Pokwitowała przesyłkę i wróciła do pokoju. Myśli zaczęły wracać do teraźniejszości. Mimo wszystko jeszcze westchnęła. To był naprawdę dobry chłopak… Ale cóż, bywa i tak. Lepiej, że podjęła taką decyzję szybko, kiedy łatwiej było zapomnieć. I… miała nadzieję, naprawdę, szczerą nadzieję, że nie była dla niego Misiem.

Westchnęła ponownie. A potem poszła rozwiesić pranie i zastanawiać się, kiedy pójść do fryzjera. Nie żeby chciała się przypodobać Danielowi, ale skoro mają iść do tego kina za parę dni, to może lepiej się trochę ogarnąć… ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz