Wiem,
co oznacza łacińskie powiedzenie: Dura lex sed lex. Ale kiedy
usłyszałam je niedawno w telewizji, to jednak to „dura lex” zabrzmiało w moich
uszach bardziej jak „durne prawo” niż „twarde prawo”.
O co
chodzi? Może niektórzy z was słyszeli, jak to dyrektor więzienia wpłacił
grzywnę czy też kaucję za skazanego na pięć dni aresztu schizofrenika –
ubezwłasnowolnionego mężczyznę, który ukradł batonik warty niecałą złotówkę.
(Można przeczytać o tym TUTAJ).
Pierwotnie karą była grzywna w wysokości 100 zł. Skazany nie wpłacił tej kwoty,
za to po zapoznaniu się z sytuacją zrobił to dyrektor więzienia. Dokładnie było
to 40 złotych, czyli „wartość” pozostałych dni aresztu. Uwolniony mężczyzna
natychmiast wrócił do domu, do papużek, o które się martwił przez cały czas
pobytu w zamknięciu – kiedy go zabierali z domu, widział, że miały mało wody.
Happy
end? Ależ skąd. Ponieważ dyrektor więzienia nie był osobą bliską, spokrewnioną
– to nie miał prawa zapłacić owych pieniędzy. Więc… stanął przed sądem.
Dodatkową „winą” dyrektora było to, że w sprawę zaangażował jeszcze
przynajmniej dwie osoby ze swojego biura. Przyznam szczerze, że nie jestem w
stanie podać precyzyjnie szczegółów tej sprawy, ale to absurd, który mnie
osłabia. (I jeszcze owi podwładni/współpracownicy cały czas mówili o zbieranych
„pieniążkach” – a ja tak strasznie nie lubię tego zdrobnienia, ale to już tak
btw.). Dyrektor został uznany winnym nieprzestrzegania przepisów, ale – i tu
uwaga – „ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu” sąd odstąpił od
wymierzenia kary.
Komentujący
sytuację prawnik użył właśnie owego sformułowania „dura lex sed lex” jako
uzasadnienia dla postępowania sądu, mimo iż z pewnością również zdawał sobie
sprawę z oczywistej absurdalności sytuacji. A może nie…? W końcu, z całym
szacunkiem dla człowieka, mam czasem wrażenie, że prawnicy widzą jedynie
paragrafy, kazusy i ustawy – a nie widzą w tym ludzi. Może to tak, jak w każdym
zawodzie: psycholog zawsze chce o tym rozmawiać, polonista życzy sobie pełnym
zdaniem – a prawnik myśli wyłącznie kodeksami…
Wiem,
że prawo jest po to, by go przestrzegać. Wszyscy to wiemy. Ale też chyba nikt –
nawet niekoniecznie, że w Polsce – nie ma złudzeń, że idea to jedno, a życie to
drugie. Szkoda tylko, że przymyka się oczy np. na wykroczenia drogowe, bo
immunitet, bo znajomości, bo ktoś dał łapówkę – a tolerowanie takich
„kierowców” jest chyba dużo większym zagrożeniem dla społeczeństwa. W
więzieniach, które swoją drogą słabo spełniają swoją funkcję resocjalizacyjną,
zamyka się za to tych, których uda się złapać. Na przykład złodziei batoników.
Oczywiście,
że to akurat jednostkowa sytuacja i chyba każdy się zgodzi, że jest absurdalna.
Nie jest jednak już śmieszne, że człowiek niepełnosprawny umysłowo ląduje w
zamknięciu. I to nie w szpitalu, a w więzieniu. Co więcej, nie zdarza się to po
raz pierwszy. Ilu przypadków media jeszcze nie ujawniły? O ilu jeszcze nic nie
wiadomo?
I nie
mam tu na myśli zwyrodnialców, którzy chodzą po ulicach z nożami i mordują ot
tak, dla przyjemności i chęci zaspokojenia chwilowej fanaberii. Bo wprawdzie to
też choroba, ale jednak „szkodliwość społeczna” nieco większa…
Tymczasem
karze się ludzi, którzy popełniają „wykroczenia o niskiej szkodliwości
społecznej”, kiedy próbują takim nieszczęśnikom od batoników pomóc. Lub tych,
którzy w obronie własnej lub swojego mienia „przekroczyli granice obrony
koniecznej”. Jeszcze później taki bandyta staje się ofiarą… Dlaczego nie ściga
się instytucji, które w umowach stosują klauzule niedozwolone? Ktoś chyba te
umowy układa, zatwierdza? Czyżby prawnicy owych instytucji? A to nie jest
oszustwo przypadkiem? Nawet nie drobny druczek, tylko stosowanie zapisów
niezgodnych z prawem (tak rozumiem sformułowanie „klauzule niedozwolone”).
Potem wychodzą na jaw takie afery, i owszem, zwykli ludzie się dowiadują, że
zostali po prostu oszukani i sprawa jest do wygrania. Ale dlaczego jest na to
przyzwolenie? Gdyby groziły za to jakieś poważne sankcje, może poważne
instytucje nie ośmielałyby się tak postępować. Niestety – najwyżej się nie uda
i będą musieli oddać to, co ukradli. (Albo i nie). A zwykły człowiek idzie do
więzienia za batonik i jeszcze karze się tych, którzy mu pomagają.
Bzdurne
prawo, lecz prawo…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz