Przyszła paczka. Spodziewałam się, byłam w domu, ale kurier trafił akurat na moje zajęcia kuchenne, więc jak najszybciej pokwitowałam odbiór i poleciałam do garów. Chwila... gdzie futro? Na balkonie się już nie wietrzy, pod nogami się nie plącze... Czyli gdzie jest?
Wiadomo, takie rzeczy lepiej sprawdzać. Kiedyś miał ciągoty do kurierów. (Serio! Łasił się do każdego pana doręczyciela, o chłopakach z Kociej Siatki nie mówiąc – ale to akurat rozumiem :P). Wydawało mi się jednak, że jak zamykałam za panem drzwi wyjściowe (wejściowo-wyjściowe :P), to kot krążył w pobliżu drzwi od kuchni. No dobra. Przykręciłam gaz i wyszłam do przedpokoju. Oto, co zobaczyłam:
Siedział tak najwyraźniej od momentu, kiedy pan wyszedł. Śmiechłam na ten widok, ale pytam grzecznie: – Kociu, po co tu siedzisz? On uparcie milczał. Mówię więc dalej: – Nie musisz pilnować, nie zginie. Poza tym to nie do Ciebie. (No bo DLA niego, nie DO niego). Na to Kocio chyba mi nie uwierzył i sprawdził dane adresowe:
Popatrzył na mnie ufnie...
...i chyba się skonfudował.
Bo udało mi się zarejestrować jedynie takie resztki śmigającego kota:
A paczka oczywiście że pełna kocich sprawiaczy radości. Będzie wieczorem niezły fun!
Pozdrawiamy! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz