Piórkowanie w wydaniu wędkowym jest
już zdecydowanie passé. Szkoda, że tego nie przewidziałam, bo nie kupowałabym
takiego zapasu… (Z drugiej strony, gdyby sklep się wtedy wywiązał z zamówienia, nie miałabym tego kłopotu. Cóż, może Kociowi kiedyś wróci
zainteresowanie zabaweczką, a na razie uszczęśliwiam drobnymi prezentami
znajomych kociarzy :D).
Nie oznacza to jednak, że piórka
poszły do lamusa. Zabawa odbywa się teraz za pomocą innego narzędzia i według
innego rytuału. Zasadniczymi elementami, niezbędnymi do uzyskania efektu
zadowolenia, są: kot właściwy, ja – czyli podajnik i obsługa techniczna
pozostałych akcesoriów, czyli: patyczka z piórkami na końcu i papierowej torby
z Almy.
Kolejne etapy zabawy ukazane są na poniższych
zdjęciach:
1. Najpierw kot wchodzi do torby...
2. ... by pod wpływem bodźca z niej wyjść. Albo i nie.
3. Właśnie odkrył zabawkę, która wisi tu od dwóch miesięcy. ;)
4. Teraz zaczyna się zabawa. Kot chowa się w torbie (wiemy już, że umie z niej wychodzić). Moja rola, jako podajnika i stymulatora bodźców, polega na tym, że mam go do tego wyjścia sprowokować.
5. Macham więc patyczkiem tu...
6. ... i tam. Widzicie, coś się zadziało.
7. Bodźce są wciąż zbyt słabe.
8. O! Kot zaraz chyba wyskoczy!
9. Tak, wreszcie! Sprawdziłam się jako stymulator, Kocio się zainteresował aktywnie.
10. I zabawa się toczy własnym rozpędem, ale wciąż muszę być blisko i się patrzeć.
11. Wygląda to tak, jak na filmikach, tyle że trwa z reguły dłużej... to znaczy tak długo, jak kot ma ochotę.
Życzę równie miłej i zabawnej niedzieli.J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz