Choć po randce zasypiała z uśmiechem, wcale
nie była pewna, że on jeszcze zadzwoni. Sama nie miała absolutnie zamiaru tego
zrobić. Nie dlatego, że się jej nie spodobał. Przeciwnie, na spotkaniu czuła
się dobrze i swobodnie. Mieli dużo tematów do rozmów. Okazało się, że choć
Daniel nie jest kociarzem, to lubi zwierzęta i sam myśli o przygarnięciu
jakiegoś czworonoga. Gdy tylko się urządzi. Dowiedziała się też, że był żonaty,
ale obecnie jest rozwiedziony. Mają córkę. Trafnie oceniła jego wiek, a on
kurtuazyjnie twierdził, że ona chyba niedawno wyrabiała dowód osobisty. Miły
facet. ;) Jednak… nie zapytał na koniec, czy się jeszcze zobaczą. W sumie to
była zadowolona, bo chyba nie wiedziałaby, co odpowiedzieć. Z jednej strony
chciała się umówić, z drugiej oczywiście miała masę wątpliwości. „A, samo się
wyjaśni”, pomyślała spokojnie i rozsądnie. Co chyba świadczyło, że nie jest
zainteresowana. Zazwyczaj przecież wiedziała, że to ten jedyny, zasypiała,
wyobrażając sobie wspólne życie… A teraz – nic. A może zmądrzała? Albo w każdym
razie trochę dorosła? Wreszcie usnęła.
Po tygodniu nie miała siły udawać, że nie
czeka na jakiś znak od niego i że nie jest jej przykro, że on milczy. Poza tym
nie bardzo mogła chodzić na rower, bo jeszcze by pomyślał, że mu się podstawia.
A jednak troszkę dumy w Gąsce było i nawet świadomość „tykającego zegara” nie
była w stanie tego zmienić. No bo zresztą bez przesady. Poza tym wcale nie
spotkała w nim żadnego księcia z bajki, ba, nie był to też królewicz. Po prostu…
Daniel. I jeszcze facet z przeszłością, zobowiązaniami. „Nic nie straciłam”,
pomyślała. Ale jednak… było przykro. No bo się nie odezwał.
Myślała o tym przy śniadaniu. Nie chciała już
tych analiz, ale wciąż nie dawało jej spokoju. „Co mu się we mnie nie
spodobało? Przecież starałam się być swobodna i uśmiechnięta, i dużo go
słuchać. I to on przecież zaproponował to spotkanie. I tak fajnie się nam
spacerowało, a potem siedziało przy jakimś stoliku, nie pamiętam nawet nazwy
tej kawiarni. A z kolei nie ograniczał się do komplementów, mówił bardzo
rzeczowo na wiele tematów, i słuchał mnie – wydawało się – z zainteresowaniem. Co
poszło nie tak?”. Myślała i myślała, ale nie miała pomysłu. To znaczy nie,
pomysłów miała mnóstwo. Tylko że żaden z nich nie rozwiewał jej wątpliwości, bo
skąd miała wiedzieć, jak jest naprawdę. Zadzwoniła w końcu do Zuzi. Ostatnio jakoś
rzadziej się widywały, wiadomo, życia singielki i mężatki rzadko się zazębiają,
poza tym wieczne problemy Zuzi z teściową usuwały w cień Gąskowe kłopoty. I w
sumie się nie zdziwiła, gdy na jej zwierzenia Zuzia odpowiedziała, żeby nie
zawracała sobie głowy. „Nie zadzwonił, to widać mu nie zależy. A może to i
lepiej. Wkopałabyś się nie tylko jak ja, w teściową, ale jeszcze byłą żonę i
cudzego dzieciaka. A zresztą to wiadomo, czy on naprawdę rozwiedziony? Może tylko
tak ci powiedział? Przepraszam cię, nie mogę dłużej rozmawiać, widzę mamusię przez okno. Zdzwonimy się!” – i tyle
się nagadały.
No cóż. Gąska nie miała żalu. W sumie może
niepotrzebnie zawracała głowę Zuzce swoimi kłopotami. Co ona może pomóc? Każdy musi
zająć się sobą. Z tymi niewesołymi myślami wyszła z domu. Trzeba było zrobić
jakieś zakupy, może to ją podniesie na duchu. Jakąś apaszkę chociaż sobie kupi,
poza chlebem naturalnie i czymś na obiad.
Nie, nie spotkała Daniela pod blokiem. Nie zadzwonił
też w następnym tygodniu. Gąska właściwie już zapominała o nim. Po co sobie
zaprzątać głowy jakimś spotkaniem, które nic nie zmieniło w jej życiu. Lepiej zająć
się poszukiwaniem kolejnych zleceń, bo niestety konto znowu zaczęło się domagać
wpływów. Chyba że nie będzie jeść, ale w sumie lubi. ;) Wysłała wieczorem parę
ofert do wydawnictw i poszła spać. Miała ochotę pojeździć na rowerze, w ogóle spędzić
trochę czasu na świeżym powietrzu… ale nie mogła. Jasne, że istnieją jeszcze
inne stacje Veturilo, pewnie, że wcale nie musiała go spotkać, a nawet jeśli, to co. Ale jakoś nie potrafiła
się zmobilizować. „Jutro”, pomyślała, „pomyślę o tym jutro”. I zasnęła.
Dwa dni później przyszła odpowiedź na jedną z
ofert. Tak szybko się nie spodziewała. Uznała to za dobry omen i natychmiast
poprawił się jej humor. Wprawdzie dopiero przesłano jej próbny tekst i nie było
obietnicy stałej posady, ale zawsze coś się dzieje. Ochoczo zabrała się do
pracy. Parę godzin później skończyła próbkę, odłożyła ją na pół godziny,
ponownie przejrzała i wysłała odpowiedź z załącznikiem. Dopiero klikając „wyślij”,
spojrzała, kto podpisał maila. Daniel Maślak. Numer telefonu... ten sam, który
miała zapisany u siebie pod nazwą „Daniel od rowerów”. Nie zdążyła jednak
anulować wiadomości…
Ciąg dalszy nastąpi...
Kocham Gąseczkę i jej przygody!!! :)
OdpowiedzUsuńproszę więcej i więcej i jeszcze :)