sobota, 24 maja 2014

Przy rowerach (2/10)

Choć po randce zasypiała z uśmiechem, wcale nie była pewna, że on jeszcze zadzwoni. Sama nie miała absolutnie zamiaru tego zrobić. Nie dlatego, że się jej nie spodobał. Przeciwnie, na spotkaniu czuła się dobrze i swobodnie. Mieli dużo tematów do rozmów. Okazało się, że choć Daniel nie jest kociarzem, to lubi zwierzęta i sam myśli o przygarnięciu jakiegoś czworonoga. Gdy tylko się urządzi. Dowiedziała się też, że był żonaty, ale obecnie jest rozwiedziony. Mają córkę. Trafnie oceniła jego wiek, a on kurtuazyjnie twierdził, że ona chyba niedawno wyrabiała dowód osobisty. Miły facet. ;) Jednak… nie zapytał na koniec, czy się jeszcze zobaczą. W sumie to była zadowolona, bo chyba nie wiedziałaby, co odpowiedzieć. Z jednej strony chciała się umówić, z drugiej oczywiście miała masę wątpliwości. „A, samo się wyjaśni”, pomyślała spokojnie i rozsądnie. Co chyba świadczyło, że nie jest zainteresowana. Zazwyczaj przecież wiedziała, że to ten jedyny, zasypiała, wyobrażając sobie wspólne życie… A teraz – nic. A może zmądrzała? Albo w każdym razie trochę dorosła? Wreszcie usnęła.

Po tygodniu nie miała siły udawać, że nie czeka na jakiś znak od niego i że nie jest jej przykro, że on milczy. Poza tym nie bardzo mogła chodzić na rower, bo jeszcze by pomyślał, że mu się podstawia. A jednak troszkę dumy w Gąsce było i nawet świadomość „tykającego zegara” nie była w stanie tego zmienić. No bo zresztą bez przesady. Poza tym wcale nie spotkała w nim żadnego księcia z bajki, ba, nie był to też królewicz. Po prostu… Daniel. I jeszcze facet z przeszłością, zobowiązaniami. „Nic nie straciłam”, pomyślała. Ale jednak… było przykro. No bo się nie odezwał.

Myślała o tym przy śniadaniu. Nie chciała już tych analiz, ale wciąż nie dawało jej spokoju. „Co mu się we mnie nie spodobało? Przecież starałam się być swobodna i uśmiechnięta, i dużo go słuchać. I to on przecież zaproponował to spotkanie. I tak fajnie się nam spacerowało, a potem siedziało przy jakimś stoliku, nie pamiętam nawet nazwy tej kawiarni. A z kolei nie ograniczał się do komplementów, mówił bardzo rzeczowo na wiele tematów, i słuchał mnie – wydawało się – z zainteresowaniem. Co poszło nie tak?”. Myślała i myślała, ale nie miała pomysłu. To znaczy nie, pomysłów miała mnóstwo. Tylko że żaden z nich nie rozwiewał jej wątpliwości, bo skąd miała wiedzieć, jak jest naprawdę. Zadzwoniła w końcu do Zuzi. Ostatnio jakoś rzadziej się widywały, wiadomo, życia singielki i mężatki rzadko się zazębiają, poza tym wieczne problemy Zuzi z teściową usuwały w cień Gąskowe kłopoty. I w sumie się nie zdziwiła, gdy na jej zwierzenia Zuzia odpowiedziała, żeby nie zawracała sobie głowy. „Nie zadzwonił, to widać mu nie zależy. A może to i lepiej. Wkopałabyś się nie tylko jak ja, w teściową, ale jeszcze byłą żonę i cudzego dzieciaka. A zresztą to wiadomo, czy on naprawdę rozwiedziony? Może tylko tak ci powiedział? Przepraszam cię, nie mogę dłużej rozmawiać, widzę mamusię przez okno. Zdzwonimy się!” – i tyle się nagadały.

No cóż. Gąska nie miała żalu. W sumie może niepotrzebnie zawracała głowę Zuzce swoimi kłopotami. Co ona może pomóc? Każdy musi zająć się sobą. Z tymi niewesołymi myślami wyszła z domu. Trzeba było zrobić jakieś zakupy, może to ją podniesie na duchu. Jakąś apaszkę chociaż sobie kupi, poza chlebem naturalnie i czymś na obiad.
Nie, nie spotkała Daniela pod blokiem. Nie zadzwonił też w następnym tygodniu. Gąska właściwie już zapominała o nim. Po co sobie zaprzątać głowy jakimś spotkaniem, które nic nie zmieniło w jej życiu. Lepiej zająć się poszukiwaniem kolejnych zleceń, bo niestety konto znowu zaczęło się domagać wpływów. Chyba że nie będzie jeść, ale w sumie lubi. ;) Wysłała wieczorem parę ofert do wydawnictw i poszła spać. Miała ochotę pojeździć na rowerze, w ogóle spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu… ale nie mogła. Jasne, że istnieją jeszcze inne stacje Veturilo, pewnie, że wcale nie musiała go spotkać,  a nawet jeśli, to co. Ale jakoś nie potrafiła się zmobilizować. „Jutro”, pomyślała, „pomyślę o tym jutro”. I zasnęła.

Dwa dni później przyszła odpowiedź na jedną z ofert. Tak szybko się nie spodziewała. Uznała to za dobry omen i natychmiast poprawił się jej humor. Wprawdzie dopiero przesłano jej próbny tekst i nie było obietnicy stałej posady, ale zawsze coś się dzieje. Ochoczo zabrała się do pracy. Parę godzin później skończyła próbkę, odłożyła ją na pół godziny, ponownie przejrzała i wysłała odpowiedź z załącznikiem. Dopiero klikając „wyślij”, spojrzała, kto podpisał maila. Daniel Maślak. Numer telefonu... ten sam, który miała zapisany u siebie pod nazwą „Daniel od rowerów”. Nie zdążyła jednak anulować wiadomości…

Ciąg dalszy nastąpi...



1 komentarz:

  1. Kocham Gąseczkę i jej przygody!!! :)
    proszę więcej i więcej i jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń