Były jej urodziny. Pojechała do rodziców, tak bardziej z
obowiązku niż potrzeby serca. Ale… też oprócz nich właściwie nikogo nie miała.
A im już nie chciało się nigdzie jeździć, ale zapraszali bardzo
serdecznie. Dawali przy tym do zrozumienia, że mają niezwykły, wyjątkowy
prezent. – Spełniliśmy Twoje marzenie – mówili z tajemniczymi uśmiechami, gdy
już przyjechała. Cóż to może być, zastanawiała się. Przecież ja sama nie wiem,
co bym chciała dostać. No ale starali się, trzeba robić dobrą minę, niezależnie
od tego, co dostanę. Wbrew sobie była jednak coraz bardziej zaintrygowana.
Rodzice prowadzili ją w kierunku budynku, oddalonego od ich domu kilkaset
metrów. Co to może być, głowiła się, choć za chwilę miała się przecież
dowiedzieć. Zresztą, na pewno nie będzie to prezent moich marzeń. Skąd mieliby
wiedzieć, że jedynym szczęściem byłoby dla mnie… dostać Misia z powrotem.
Spojrzała raz jeszcze na ich twarze. Byli tacy zadowoleni z siebie, że za
chwilę spełnią najtajniejsze pragnienie córki. Naiwni, pomyślała, ale z
czułością. Doceń starania, upomniała samą siebie i powoli otworzyła drzwi
budynku. Był to właściwie dawny garaż, wielkości średniej
stodoły. Rodzice zostali na zewnątrz, a ona weszła do środka. Szła w głąb
budynku, bo wydawało się jej, że w kącie ktoś jest. To był… Miś.
Uśmiechnięty, wpatrujący się z nią z wytęsknionym przez nią uczuciem.
Rodzice mieli rację. Dostała wymarzony prezent.
Kiedy szok powoli mijał, a Miś wciąż stał przed nią,
uśmiechnięty i kochający, zaczęła dostrzegać to, czego nie widziała na
początku. Uśmiech był sztuczny, z wyraźnym trudem trwał na jego twarzy.
Zrozumiała, że rodzice w jakiś sposób dowiedzieli się o jej uczuciu, więc
znaleźli go i zapłacili mu, by choć ten jeden dzień udawał, że ją kocha…
Zaczęła się cofać w kierunku wyjścia i wtedy Miś też powoli zaczął niknąć i
rozpływać się w niebycie…
*
* *
Usiedli przy kawiarnianym stoliku. Ot, przypadkowe,
niezobowiązujące spotkanie. Oboje byli dorosłymi, kulturalnymi ludźmi, więc nic
nie stało na przeszkodzie, by napić się wspólnie kawy, skoro już się spotkali.
– Co u ciebie? – spytał Miś i, nie czekając na odpowiedź,
dodał: – Zastanawiam się, co zamierzasz zrobić, żeby mnie
odzyskać. Nie, żebym ci coś obiecywał, ale ciekaw jestem twoich pomysłów i na
co cię dla mnie stać. – Ton był lekki, w głosie brzmiało znajome Misiowe
ciepło. Odwzajemniła uśmiech i równie swobodnym głosem odparła: – Gdybym tylko chciała cię
odzyskać, to coś bym na pewno wymyśliła…
*
* *
I wreszcie doczekała się telefonu od wspólnego
przyjaciela z wymarzoną, wyczekiwaną, informacją. Miś jest sam, kobieta, dla której ją porzucił, odeszła. Gąska
rzuciła wszystko i pobiegła do autobusu. Wiedziała, gdzie go znaleźć, choć
minęło już przecież tyle lat… Im jednak była bliżej celu, tym bardziej
zastanawiała się, po co właściwie jedzie. Przecież nie on do niej dzwonił…
Wcale nie wiadomo, czy będzie chciał z nią rozmawiać… Autobus jednak zatrzymał
się na przystanku, więc musiała wysiąść. Szła bezwolnie, jak w transie. Chciała
zawrócić, ale nogi nie słuchały. I oczywiście ją zobaczył. – Cześć. – Cześć. –
Patrzyli na siebie w milczeniu. Nie wiedziała, co powiedzieć. Przecież on
musiał sobie zdawać sprawę, że nie znalazła się tu przypadkiem. Wresczie on się
odezwał: – Pewnie wiesz, że rozstałem się z Anną. – Kiwnęła głową. On mówił
dalej: – Dobrze, że przyjechałaś. Wiesz, po tym rozstaniu zdałem sobie sprawę, jak wiele krzywd ci
wyrządziłem, gdy byliśmy razem. Możesz mi wybaczyć? – A ty wybaczysz mi? Też
przeze mnie cierpiałeś. – Zaskoczyła jego, ale i siebie. Mówiła jednak szczerze, bo właśnie w tej sekundzie, gdy on ją przepraszał, zrozumiała, że właśnie tak było. Chwilę trwało, zanim
odpowiedział: – Masz rację. – Patrzył na nią z radosnym
zastanowieniem. Uśmiechali się do siebie. Po chwili jednak na twarzy Misia
zagościł lekki niepokój. – To… może pójdziemy na kawę? Porozmawiamy… Pewnie
tego chcesz. Może powinniśmy do siebie wrócić, spróbować jeszcze raz…
Mówił te wszystkie wymarzone słowa, na które przecież
czekała od chwili, gdy odszedł. Przez sekundę czuła pokusę, by powiedzieć: TAK,
chwycić go za rękę i już nigdy nie puścić… Ale to była tylko chwila.
– To nie ma sensu. Za bardzo oboje się zraniliśmy, by móc
wrócić do siebie i udawać, że tej przeszłości nie było. Wybaczyliśmy sobie, ale
nie musi to oznaczać powrotu do naszej relacji ani nawet znajomości. Życzę ci
dużo szczęścia, ale nie powinniśmy się już nigdy więcej spotkać.
– Znowu masz rację – powiedział Miś.
Uśmiechnęli się do siebie jeszcze raz i każde poszło do
swojego życia...
------------------------------------------------------------------------
To był ostatni sen o Misiu. Od tej pory wreszcie mogła budować swoje życie na nowo. Zrozumiała bowiem, że
dotychczas żyła marzeniami o powrocie do przeszłości. Tymczasem nie jest to
możliwe. Wybaczenie dawnych uraz pomaga zamknąć dawne czasy, ale nie oznacza
to, że powinno się do nich wracać. Przeciwnie. Podczas rozłąki ludzie się
zmieniają, chcą czy nie chcą – idą dalej. Dlatego przy ponownym spotkaniu są
już kimś innym, niż druga strona pamięta. Sen był mądrzejszy od niej samej. I
chociaż Miś być może nigdy się o tym nie dowie – ona wybaczyła i już naprawdę
pozwoliła mu odejść. I nie pragnie jego powrotu.
poruszające, piękne, dojrzałe… choć bez klasycznego happy endu.
OdpowiedzUsuńBrawo :)