piątek, 4 kwietnia 2014

Kocie warsztaty PetBonTon

Zrozumieć kota – wydawało mi się to niemożliwe. Zwłaszcza że wciąż uważam, że w postaci Kocia trafił mi się egzemplarz wyjątkowy. Tym bardziej chciałam wiedzieć – może nie jak nad nim zapanować, ale przynajmniej – jak z nim żyć na wspólnej przestrzeni. Taka była, w skrócie, moja droga na warsztaty organizowane przez PetBonTon. Zwierzak dobrze wychowany. Powiedziała mi o nich sympatyczna kociara Beata M. ;) Również fb uprzejmie mi podpowiedział, a to dzięki temu, że jak wiadomo, jestem wielką miłośniczką Kociej Łapki. Zajrzałam więc, żeby sprawdzić, cóż to za warsztat i w czym mi może pomóc. Nie ukrywam, że początkowo byłam dość sceptyczna, bo w zasadzie, znając wartość „ludzkich” poradników na temat zmian swojej psychiki itede, tym bardziej trudno było mi uwierzyć, że z kotem można „coś zrobić”. Zresztą, tak naprawdę uważam Kocia za egzemplarz doskonały – raczej ja nie ogarniam „tej kuwety” (sic!), jaką jest zrozumienie kota. Z drugiej strony, już parę osób dało mi do zrozumienia, że ciut z tym zaangażowaniem w kota przesadzam. Inna rzecz, że taka moja uroda: jak coś zaczynam robić, to staram się to poznać na maksa. W tym przypadku – koci świat. Stąd to przywiązanie do ludzi z kocich fundacji, stąd poszukiwania innych kociarzy, stąd analizowanie Kociowych zachowań. Warsztaty zatem stały się kolejnym, naturalnym etapem…
Warsztaty, a właściwie ich pierwsza z planowanych sześciu części, odbyły się 30 marca. To był mój drugi w tygodniu dzień przeznaczony na „kocie sprawy”, i znów trzeba było wstać o barbarzyńskiej porze, jaką dla nieetatowej osoby jest siódma rano (czy coś koło tego). Było warto, naprawdę, zresztą tak naprawdę szybko przestałam być zaspana, bo atmosfera warsztatów na to nie pozwoliła.
Prowadziły je dwie miłe panie: Julia Galia, zoopsycholog, i Agnieszka Grochecka-Kaczor, weterynarz i zoopsycholog. Tematyka, jak na jednodniowe, kilkugodzinne spotkanie, była bogata i bardzo urozmaicona – w związku z czym warsztaty przedłużyły się o dobrą godzinę.;) Ogólnie można wydzielić dwie grupy problemów, jakie zostały poruszone: kwestie związane z dobrostanem psychicznym wprowadzanego do domu kota i opieka weterynaryjna nad takim „nabytkiem”. Jeśli chodzi o tę drugą grupę tematów, to muszę powiedzieć, że chociaż na pewno są to przydatne wiadomości, to moim zdaniem było ich ciut przydużo i za szczegółowo. Dla mnie istotne jest podkreślenie konieczności profilaktyki i rodzaju zagrożeń oraz sposobu udzielania doraźnej pomocy. Resztą powinien przecież zająć się fachowiec. ;) Niemniej rozumiem, że dla innych obecnych osób mogły to być istotne tematy, jako że w grupie słuchaczy były osoby na co dzień pomagające w kocich fundacjach, prowadzących domy tymczasowe, a może i pracujących w schroniskach. Zastanawiałam się nawet przez moment, czy możliwe, by te osoby mogły się jeszcze czegoś nowego dowiedzieć? ;)
Nie znam naturalnie odpowiedzi na to pytanie. Gorąco jednak popieram zdobywanie i poszerzanie wiedzy, więc nie dziwię się obecności tych osób. Tym bardziej że w końcu ja też mam już kota – wprawdzie jednego, ale trudnego – a też w końcu przyszłam. I wyszłam z uczuciem, że nie zmarnowałam czasu.
Już tak konkretniej. Nie zdradzę oczywiście całego przebiegu warsztatów, ale powiem o kilku przykładowych sprawach, dzięki którym mam nadzieję jeszcze lepiej egzystować z Kociem. Przede wszystkim wyszłam z bardzo pozytywnym uczuciem, że żyje nam się dobrze. Szanujemy swój indywidualizm, choć nieraz trudno mi się z Kociowym pogodzić. Jednocześnie wyznaczam Kociowi granice, których musi przestrzegać i które staram się egzekwować, choć z różnym skutkiem. Dumna jestem z siebie, że tak inteligentnie wyposażyłam Kocia w podstawy jego egzystencji, czyli kuwetę i miski z żarełkiem, a przy tym rozmieściłam je nad wyraz prawidłowo. No, może poza miską z wodą, która początkowo stała obok pokarmu, ale po pierwsze – i tak pił, po drugie – mamy już trzy poidła, w różnych miejscach, i NIE obok jedzenia. :)
Podobały mi się też przykłady ekozabawek, na dodatek własnej roboty. Też mam swój patent, o czym niektórzy już wiedzą. Kocio mianowicie uwielbia bawić się nakrętkami od butelek. Rzucam mu je, a on: łapie je; łapie i przynosi mi z powrotem (!); podskakuje, próbując je złapać w powietrzu (nieraz robi przy tym wręcz salta) albo celuje, by odbić je łapkami. Czyż nie frajda? Mam zawsze ładny zapasik tych nakrętek, który jednak sukcesywnie się zmniejsza, bo nie wszystkie udaje się później wydłubać spod szafek czy łóżka. Stąd apel do znajomych: zbierajmy nakrętki dla Kocia! ;)

Program warsztatów był super, czułam, że moja dotychczasowa wiedza została uporządkowana, zweryfikowana i poszerzona. Z pewnością pójdę na następne, bo kolejne tematy zapowiadają się jeszcze fajniej, a o ile przed pierwszymi mogłam obawiać się straty czasu i pieniędzy, o tyle teraz ta kwestia nie istnieje. A ile się dowiedziałam o sobie! W końcu relacja z kotem to też relacja. ;) O tym jednak już przy innej okazji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz