środa, 2 kwietnia 2014

Gdzie jesteś?

Trudno mi uwierzyć, że dzisiaj dziewiąta rocznica śmierci Papieża. Myślę, ile już lat minęło i jak bardzo zmieniło się moje życie od tamtego czasu.
To nie tak, że myślę wyłącznie o sobie. Owszem, wspominam Jana Pawła II, ale czy nie jest tak, że stratę nawet kogoś bliskiego postrzegamy przez pryzmat właśnie braku, jaki nam to sprawia? Przecież żałobę czujemy nie ze względu na cierpienie tej zmarłej osoby – jej przecież jest już lepiej. Jeśli nawet ktoś nie wierzy w życie po śmierci, to przynajmniej może sobie powiedzieć, że ta osoba już nie cierpi. My natomiast zostajemy sami, bez tej osoby. I często takie doświadczenie zmusza nas do przewartościowania wielu kwestii. Pytanie, na ile trwale. Kiedy zmarł Papież – a nawet wcześniej, kiedy jeszcze żył, ale było już wiadomo, że choroba wkrótce zabierze mu resztki sił – cała Polska zjednoczyła się we wspólnych modlitwach, marszach, czuwaniach i pielgrzymkach. Dużo ludzi wypowiadało się publicznie, jak ważny był dla nich Jan Paweł II i Jego nauki. Pewnie w tamtym momencie mówili szczerze, pewnie w to wierzyli, a może to byli akurat ci, którzy myśleli tak niezależnie od tego, czy On żył, czy nie. Ale tak szczerze, to jestem sceptyczna, patrząc na to, co wokół nas się dzieje.
A ja dziewięć lat temu, tamtego pamiętnego wieczora, siedziałam u koleżanki ze studiów, które już obie miałyśmy za sobą. Obie też zaczynałyśmy dorosłe życie i obu nam wydawało się, że czas na to najwyższy. Ja wprawdzie ślizgałam się jeszcze po powierzchni prawdziwego dorosłego życia, w sensie samodzielności mieszkaniowej, ale już trochę zarabiałam, już byłam na studiach doktoranckich, już miałam za sobą pierwsze doświadczenia w zawodzie nauczycielskim – i zaczynała się moja przygoda z Misiem. Nie wiem, jak ja miałam na to siły, ba! chęci, żeby wytrzymać te wszystkie emocje. ;) A to dopiero był początek. Te dziewięć lat było tak naprawdę dla mnie drogą, której wprawdzie nie chciałabym jeszcze raz przechodzić (a śni mi się to nieraz, brr…), ale która sprawiła, że teraz widzę dużo silniejszą osobę. Uważam, że ten czas był bardzo bogaty w doświadczenia. Zmieniłam zawód i czuję się w nim dużo szczęśliwsza. Przede wszystkim jednak czuję się silniejsza psychicznie niż kiedyś. Z pewnością zawdzięczam to wielu osobom, które w tym czasie znalazły się w moim życiu. Nawet niekiedy przelotnie, na krótko (by nie rzec: na jedną noc :P). Każdy wnosi coś w nasze życie. Jeśli nawet próbuje nas skrzywdzić, to przynajmniej dzięki temu doceniamy bardziej tych dotychczas niedocenianych. Ktoś inny może zarazić nas wspaniałą pasją. Inny znów – wydobędzie naszą zaletę, o której dotychczas nie wiedzieliśmy.
Te dziewięć lat to dla mnie również praca nad tym, by nauczyć się cieszyć życiem z samą sobą. Oczywiście są w moim życiu bliżsi i dalsi ludzie, rodzina, znajomi, kochane zwierzątka, ale coraz bardziej doceniam też czas spędzony ze mną. ;) To też, w jakiejś mierze, zawdzięczam tym, którzy z mojego życia odeszli.
Dziewięć lat temu bałam się tego, co przyniesie mi los. Miałam marzenia, których niespełnienie wydawało mi się największym nieszczęściem na świecie. Teraz jestem dużo spokojniejsza. A z tych, którzy byli ze mną w tamtym czasie, zostało niewiele. Kiedyś było to dla mnie ogromnie trudne do przeżycia, że ktoś znika z mojego świata, choć wciąż mieszka obok albo pracuje blisko mnie. Teraz cieszę się tymi, którzy są. Tu i teraz. Staram się nie martwić na zapas ani tęsknić za przeszłością. Jest dobrze. Jestem w dobrym miejscu.

A Ty gdzie jesteś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz