czwartek, 24 kwietnia 2014

Dla Kociej Łapki

Mam mieszane uczucia…
Zawsze wydawało mi się oczywiste, że dobre uczynki wywołują radość u wszystkich. I u tego, co ten uczynek robi, i tego obdarowanego. Potem coraz częściej spotykałam się z postawą typu „mi się należy”. Starałam się więc podchodzić rozsądnie do tego tematu, czyli nie oczekiwać jakiejś wdzięczności, bo to egoistyczne i odbiera wartość tego dobra, którym się kogoś obdarza. Choć z drugiej strony – okazując wdzięczność, obdarowany nic na tym nie traci, za to ja zyskuję uczucie, że moje działanie było sensowne i pożyteczne. Nie chodzi o jakieś wylewne dziękczynienie, słowo „dziękuję” wystarczająco zamyka sprawę, a jeśli jeszcze jest powiedziane z uśmiechem, to w ogóle super. Niektórzy nawet szukają później okazji do zrewanżowania się. Też tak kiedyś próbowałam, ale zdarzyło się w życiu, że duże przysługi wyświadczyły mi osoby, którym w żaden sposób nie mogłam tego oddać. (Nie znaczy, że one tego oczekiwały, to była moja potrzeba). Ponieważ jednak otrzymana pomoc była w większej mierze niematerialna, a bazowała po prostu na życzliwości, pomyślałam, że spróbuję tak postępować wobec innych, którzy znajdą się w podobnej jak ja sytuacji. Jedynie w ten sposób mogę odwdzięczyć się swoim dobroczyńcom i przyjaciołom: będąc dobroczyńcą i przyjaciółką dla innych potrzebujących.
Nikt nie jest doskonały, ja tym bardziej, ale staram się pamiętać o tym postanowieniu. Życzliwość w kontaktach z innymi osobami wydaje mi się kwestią bardzo naturalną, oczywistą – tego oczekuję od innych i sama się o to staram, zakładając zarazem margines na to, że ktoś może mieć z różnego powodu zły dzień i nie oceniać od razu. Wiadomo, różnie bywa. Ostatnio jednak powoli zaczynam się zastanawiać, czy moja postawa i oczekiwania wobec innych ludzi są tylko dziecinne, czy to już po prostu szczyt głupoty. Mam bowiem wrażenie, że ostatnio nie tylko nawet trudno usłyszeć „dziękuję” za okazaną pomoc. Coraz częściej zdarza się natomiast, że niektórzy krytykują tego działania – skierowane do nich i nie do nich. Tak po prostu, dla dziwnie rozumianej sztuki…
Bardzo doceniam osoby, które działają w przeróżnego rodzaju wolontariatach czy nawet za pieniądze, ale poświęcają swój czas innym, tego czasu potrzebującym. Rozumiem, że nie każdy może pomagać. Ktoś nie ma czasu, ktoś inny – możliwości, jeszcze inny skupia się na najbliższych osobach, to jest jego codzienne zadanie i nie ma nawet chęci angażować się w jakieś prospołeczne zadania. Czy naprawdę jednak tłumaczy to niewdzięczność? Jestem mimo wszystko wciąż poruszona nagonkami na fundacje. Zaczęłam to widzieć od czasu, kiedy przeczytałam na piekielnych wpis, który zaowocował notką u mnie. Teraz, niedawno, sprawa nagonki na Kocią Łapkę (też o tym pisałam). Oczywiście, każdy ma prawo do swojego zdania i może je wyrazić. Mniej oczywiste dla niektórych jest, jak zrobić to w sposób kulturalny. Może nawet takie osoby by się zdziwiły: „Przecież nie używam wulgaryzmów, więc jest kulturalnie”. Naturalnie, to się też chwali. Tylko zanim się kogoś zaatakuje, może warto by pomyśleć, dlaczego? Czym ta osoba na to zasłużyła?
Konkretny przykład Kociej Łapki. Fundacja pomagająca kotom, nagle zaczyna otrzymywać insynuacje, jakoby żerowała na kotach, zbierała pieniądze na leczenie tych, które dawno biegają za Tęczowym Mostem, ba! było posądzenie o kradzież kota. Na ich stronie pojawiają się niemiłe wpisy, pozornie mające na celu wyjaśnienie sytuacji, ale żadna odpowiedź nie jest przyjmowana dobrze. Raczej – staje się pretekstem do podważenia wiarygodności Fundacji. Po co? Nie rozumiem.
Myślę, że tym osobom z Fundacji musi być bardzo, po ludzku przykro. Robią coś dobrego dla kotów. Nikt nie musi tego doceniać, same się do tego zobowiązały, bo chciały. Ale nie rozumiem ataków na takie osoby. Jeśli uważam, że Fundacja działa nieodpowiednio, to zgłaszam do odpowiedniej instytucji albo po prostu nie wpłacam pieniędzy. Wystarczy. Co chcą uzyskać osoby, szkalujące Fundację na jej własnym profilu (być może gdzie indziej też), insynuujące niewłaściwe zachowania – i bardziej oburza chyba posądzenie o zaniedbanie kotów niż o zwykłe malwersacje. ;) Kiedy odszedł jeden z kotów, niektórzy wyrażali swoje „zdumienie”, że dziewczyny pisały na tablicy FB o innych kotach i ich losach. No jak to, udawały, że się tak przejmują, a teraz co? Dzień minął i zapomniały? Nie wiem, jak ja bym się czuła, gdybym przeczytała coś takiego skierowanego do siebie. Nikomu, kto ma choć trochę empatii, nie trzeba tego tłumaczyć. Nie znam Kociołapkowych podopiecznych osobiście, ale wirtualnie też się przywiązałam i też czułam smutek. A co musiały czuć osoby, które zajmowały się nim na co dzień? Tylko co w takiej sytuacji mają zrobić? Dopóki było o co walczyć, działały, ale niestety, tym razem się nie udało i życie musi toczyć się dalej. To nie znaczy, że się zapomina…

W tym wszystkim Kocia Łapka ma jednak wielu przyjaciół. Wielu zwykłych niezwykłych darczyńców, którzy co jakiś czas zasilają koty możliwymi dla nich kwotami. Też się staram to robić. Czasem wystarczy napisać pod postem dobre słowo – na pewno też cieszy. A dodatkowo sprawia radość fakt, że wśród tych przyjaciół są osoby znane, jak np. Agnieszka Włodarczyk, która część wygranej z programu „Twoja twarz brzmi znajomo” przeznaczyła właśnie na Kocią Łapkę. Więc, kochana Kocia Łapko: myśl o tym, o takich osobach. Chciałam na koniec napisać: psy szczekają, karawana idzie dalej – ale nie chcę tych złośników i trolli porównywać do zwierzątek. Zatem po prostu: nie przejmujcie się. Robicie kawał dobrej roboty i ja, Sajrinka, jestem z was dumna. Może kiedyś też będę sławna, to dopiero będę Was wspierać! A na razie dostarczę party mixa dla Gucia. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz