Dzisiejszy dzień zaczął mi się świetnie. Mianowicie - miziankami. Mój kot ma tak czasem, że jeśli w nocy nie śpimy razem, wynagradza mi to rankami. :) I wczoraj też tak było. Chociaż miałam nadzieję, że zechce robić za nocną przytulankę, bo przecież prawie cały dzień się nie widzieliśmy, więc liczyłam, że tęsknota go przygoni... Niestety nie. Wprawdzie pozwolił się nakarmić, obejrzeliśmy razem serial ("Allo allo" na szczęście jest w jego guście - w przeciwieństwie do filmów Tarantino...), ale kiedy zgasiłam światło i ułożyłam się spać, kot sobie poszedł. :( Najpierw do przedpokoju, a potem na parapet w pokoju. Potem zrobił mi trochę nadziei i wszedł z włączonym trybem mruczenia na łóżko do mnie. Pomruczał, pomiział, pougniatał, położył się obok... i wstał, i poszedł do miski. Zjadł chrupeczki, popił wodą i wskoczył ponownie na parapet. Nie wiem, co było dalej, bo zasnęłam. Ale obudziłam się obok mruczącego, wtulonego we mnie miziaka. Ach, jak zostałam wypieszczona! Tak jakby chciał mi wynagrodzić samotną noc. ;) Cieszę się w takich chwilach, że nie muszę rano wstawać na konkretną godzinę, ale mogę poleniuchować i wyprzytulać kota. :) Tym bardziej że nieczęsto mam taką okazję.
Kocio nie jest kotem kolankowcem. Kiedy go poznałam w lecznicy, to oczywiście mnie oszukał. Siedział spokojnie na kolanach, bawił się moim suwakiem, ale przede wszystkim - non stop mruczał.
Nasz pierwszy poranek |
Gdy znaleźliśmy się w mieszkaniu, naturalnie był płochliwy, ale chętnie się bawił, a wieczorem - znów mrucząc jak traktor - wlazł do łóżka, gdzie zostałam wygnieciona, wymiziana, "obcałowana" noskiem... Kolejne dni też były przytulaśne, chociaż kot na noce szedł spać w różne rejony mieszkania. Okej, sprawdzał, gdzie będzie najwygodniej. Ale po jakimś tygodniu chyba uznał, że będzie tu mieszkał już na pewno... i skończyły się przytulaski. Mały łobuziak czasem pozwoli się przytulić czy pogłaskać, ale krótko. I nie była to jego inicjatywa. Za wyjątkiem nocy. :) Wtedy zmienia się zazwyczaj w małego kochanego pieszczocha. Mruczy, ugniata, daje buziaki...
A propos tych buziaków, to się kiedyś nieźle nacięłam. To były jeszcze nasze początki, ale już powoli przywykałam do pewnych rytuałów. Tym razem jednak Kocio nie przyszedł do łóżka na noc, więc cóż, zasnęłam bez niego. Około trzeciej nad ranem obudził mnie jakiś szelest, coś jakby po mnie łaziło... Otwieram oczy, widzę że przyszedł kot. Uśmiechnęłam się i przygotowałam na rytualne ugłaskiwania i noskowania. Widzę, że kot zbliża się do mojej twarzy, więc wyszłam mu naprzeciw i zbliżyłam nos w jego stronę. Dotknęłam czegoś miękkiego, ale jednocześnie zadziwiająco blisko trącił mnie ogon. To nie był koci nosek... Kot najwyraźniej uznał, że ja już śpię, on sam był zmęczony, przyszedł spać i nie planował mizianek... Od tamtej pory ostrożniej wychodzę z inicjatywą... ;)
Kocio odsypia - cokolwiek |
Znajdź kota |
Miło mieć kota. Budzić się i słyszeć mruczenie i miauki takiego słodziaka, widzieć tarzającą się po wykładzinie istotkę, mruczącą z uciechy, że jego człowiek wrócił do domu. Mieć towarzystwo (a czasem nawet mieć aż dosyć tego towarzystwa ;)). Mieć ubaw, widząc jak kot pakuje się do pudełka, robi za durnostojkę czy próbuje zjeść choinkę. Oraz ile ma frajdy z niczego i po nic. :)
Pudełkot |
-------------------------------------------------------
* Po nic. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz