Absolutnie nie mam zamiaru nakłaniać do posypywania sobie głowy popiołem i robienia wyrzeczeń, jeśli ktoś nie czuje takiej potrzeby. Tak jak pisałam wcześniej, wolę nie poruszać tutaj gorących tematów, jak wiara czy religia. Myślę jednak, że kwestia ta mieści się w kategorii przemyśleń związanych z moją filozofią życia, dlatego też dziś, przy okazji, parę takich refleksji.
Dobrze jest czasem, nawet w naszym coraz bardziej zlaicyzowanym świecie, zastanowić się nad tym, co jest dla nas ważne i wartościowe. To nie jest przecież tylko patent katolika, który „ma obowiązek” kochać bliźniego i żyć dobrze. Jasne, że deklaracje nie zawsze idą w parze z postępowaniem. I naprawdę to, że Miś był niewierzący, nie stało się powodem rozpadu naszego związku. Bardziej fakt, że był... nawet nie złym człowiekiem, ale nie szanował drugiego człowieka, swojego słowa i cudzych uczuć. Katolicy też tak mają. I pewnie protestanci, prawosławni i muzułmanie. Miś kiedyś użył takiego sformułowania, że on mnie kocha „na swój sposób”. To chyba była jedna z nielicznych prawd, jakie od niego usłyszałam.
Każdy robi wiele rzeczy „na swój sposób”. Kocha, czuje, ocenia, pragnie czegoś, hierarchizuje. Ale naprawdę, niezależnie od wyznania, super jest, jeśli przy tym „swoim sposobie” nie krzywdzi się drugiego człowieka. Spodobał mi się dzisiaj na fb taki obrazek ze strony Franciszka:
Bardzo mądrze jest to napisane: „Jest sposobnym czasem”. Nie ma obowiązku. To tylko dobra okazja, żeby znowu podjąć próbę zrobienia czegoś innego. Ktoś mnie zapytał, dlaczego przez własne wyrzeczenia możemy komuś pomóc, niby w czym, niby jak. Nie wiem, dla mnie to jest proste. Przecież nie muszą to być dobra materialne. Dużo ważniejsze jest, żeby czasem poświęcić własną wygodę i przyjemność dla czyjegoś dobra. Ja osobiście bardzo lubię ludzi, którzy poświęcają swój czas na wysłuchanie mnie – ale ja też jestem w stanie np. powstrzymać gejzer płynących słów, żeby zrobić przyjemność komuś, kto nie ma siły/czasu/ochoty/nie teraz, ale później – tego słuchać. :)
Bo jeśli nie wiązać tego z Wielkim Postem, ogólniej - z religią, fajnie czasem zrobić coś dla kogoś, ot tak, bezinteresownie. Przecież my też mamy z tego korzyść. Czujemy się lepsi. Potrzebni. Kochani. Zyskujemy świadomość, że „w razie czego” MY będziemy mieli odwagę zwrócić się do tej osoby. Gratyfikacja nie zawsze jest wypłacana w takiej samej monecie, ale zazwyczaj jest i nie ma co się oszukiwać – liczymy na nią. Czasem jest to po prostu spokój, uczucie, że zrobiliśmy, co do nas należało, że jesteśmy w porządku.
Myślę, że robienie czegoś dla kogoś bezinteresownie, pomaganie, autorefleksja - to są rzeczy codzienne, nie tylko postne. Ale jeśli ktoś jest początkujący w powyższym, to moze rzeczywiście niech się powoli przyzwyczaja ;)
OdpowiedzUsuńLimes - lubię Twój komentarz! :)
OdpowiedzUsuń