Gdyby przyszli dziś do mnie
przedstawiciele jakiejś organizacji broniącej praw zwierząt, to mogłabym mieć
problem. :P Kocio wygląda bowiem ma mocno wykończonego. W zasadzie to już śpi,
ale głębokim snem sprawiedliwie narobionego kota. Mogę jednak przysiąc, że
krzywda mu się nie stała. ;)
Dzisiaj był tak piękny dzień, tak
ciepły i wiosenny, że postanowiłam umyć okna przynajmniej w jednym pokoju. Byłam
zmęczona ostatnimi dniami, bo za dużo siedziałam przy komputerze. Wychodziłam wieczorami
na jakieś spacerki, żeby się rozruszać i choć troszkę krążenie poprawić, ale
następnego dnia budziłam się i znów to samo. Wczoraj jednak dostawiłam ostatnią
zleconą kropkę i kładłam się z uczuciem, że dzisiaj od rana nic nie muszę. I co
robi kobieta, jak ma wolny dzień? Tak, zostaje w domu, żeby sprzątać! ;) Tak
więc umyłam okna i parapety, przesegregowałam trochę bibelotów, powycierałam
kurze, wymyłam podłogi i odkurzyłam dywany. Tylko w jednym pokoju, ale
przyjemności też trzeba sobie dawkować. ;) Mimo to w całym mieszkaniu czuć
wiosenną świeżość, bo okna w pewnym momencie były pootwierane na przestrzał. Zrobiłam
sobie dwie przerwy, by napić się herbaty, zerknąć do poczty, policytować na
rzecz Kociej Łapki (np. to), i oczywiście zadzwonić do dzisiejszych solenizantek –
Krystyny i Bożeny. Kiedy uznałam, że mogę skończyć, ugotowałam szybki obiad, a
na koniec zrobiłam herbatkę i pijąc ją, oglądałam jakiś nieskomplikowany film
na dvd. Sesję wypoczynkową zakończyłam pedikiurem i manikiurem. I wreszcie
poczułam, że mogę z powrotem usiąść do pracy intelektualnej. I że dzisiaj już
nie muszę się dotleniać przed snem. ;)
No dobrze, ale co ma do tego
wymęczony kot i ryzyko ewentualnej interwencji TOZ-u? Otóż Kocio jest moim
osobistym asystentem każdej wykonywanej czynności. Przywykłam, że myjemy się
razem, jemy razem, śpimy razem… ale porządki wolałabym robić sama. ;) Przed
myciem okien wyniosłam na balkon będące obecnie na czasie zabaweczki – obecnie to
myszka, która czymś szeleści w środku, pudełko po zabawkach oraz miarka do
lekarstw – dodatkowo ułożyłam blisko balkonu parę dodatków, na siatce
balkonowej doczepiłam brzękadełka, i uznałam, że kot powinien czuć się
spełniony.
Kocio said: „Balkonowanie? Lubię to!” |
Oczywiście śmignął cały szczęśliwy, więc ja spokojnie udałam się do
pokoju. Otworzyłam okno, sięgnęłam po szmatkę i… trafiłam na futro. Tak, to był
Kocio. Już przyszedł i nieprzerwanie mi asystował. Pamiętając, jak asystował
panu z Kociej Siatki, który zabezpieczał okna, pomyślałam, że pewnie zaraz położy
się na biurku albo podłodze i będzie mnie obserwował. Nie, ależ skąd. Przecież taka
ładna pogoda, a każde miejsce, które akurat potrzebowałam umyć, było dla Kocia
akurat tym najbardziej upragnionym…
I tak przy każdej czynności wciąż
przekładałam Kocia, a on na chwilę ustępował, by znów znaleźć się w centrum
uwagi. Przytaił się tylko wtedy, gdy wyciągnęłam odkurzacz (boi się). Ale mopa
to już przeskakiwał!
Tak, oczywiście mogłam złapać kota
za futro i wynieść z pokoju, by następnie zamknąć drzwi i mieć warunki do
pracy. Tylko że kocia obecność za drzwiami, milczący albo miauczący wyrzut,
jest dla mnie bardzo przykry. I w sumie to niepotrzebny stres dla niego i dla
mnie. Może i trochę uciążliwe było to sprzątanie, może musiałam bardziej
uważać, czy myję parapet, czy kota, ale w gruncie rzeczy oboje mieliśmy fun. Skoro
dla niego to atrakcja, to nie będę mu żałować. ;) A i dokładniej sprzątam,
wolniej, uważniej – przy takiej kontroli nie ma innej opcji zresztą. I kiedy
wreszcie skończyłam i usiadłam z tą herbatą, kot spojrzał na mnie uważnie, po
czym odwrócił się i poszedł na balkon. Kontrolować otoczenie. A kiedy zaczęło
się ściemniać, a więc i ochładzać, przyszedł – a w zasadzie przywlókł się ciężko
– wskoczył na łóżko i zasnął snem sprawiedliwie utrudzonego. ;)
Przed nami jeszcze dwa pokoje i
kuchnia. :D
ale fajny team tworzycie :)
OdpowiedzUsuńChciałaś powiedzieć: zespół? :D
Usuń