Czasem brakuje mi męskiej ręki.
Na przykład chciałam
odkręcić butelkę. Nie dałam rady. Nie wiem, zassało się, zalepiło, może ja
miałam za mało siły (na pewno kręciłam w dobrą stronę) – nieważne, dość, że nie
odkręciłam.
Innym razem chciałam sobie zawiesić
tablicę z korka na ścianie w kuchni. Akurat są tam wbite dwa gwoździki, na
których zaczepiony jest taki wieszaczek z drewienka. Ha, myślę sobie, będę
cwana i zdejmę ten wieszaczek, po co mi on, i tak nie korzystam z pięciu
fartuchów kuchennych naraz, więc nie muszą tam wisieć, a ścierki najczęściej i
tak leżą na szafkach i stole. Więc pełna podziwu dla siebie i swego pomyślunku,
wymierzyłam odległość, żeby kupić odpowiednią tablicę, i poszłam tablicę nabyć.
Wróciłam zadowolona, wręcz dumna, i z politowaniem myśląc o tych kobietach,
które wprawdzie mężczyznę w domu mają – ale mają też wciąż nieprzybitą półkę
czy niezłożony regalik. I wiem, że być może one to potrafią, oni najczęściej –
też, tylko że one mają sto tysięcy innych spraw na głowie, no i nie po to
chłopa karmią, żeby ten patrzył im na ręce, jak one półkę wieszają. Oni zaś
najczęściej obiecują, że to zrobią, i co pół roku nie trzeba im przypominać!
Cha, cha, myślę sobie, jakbym ja
musiała taką procedurę przechodzić, żeby tablicę zawiesić, ależ bym była zła.
Przecież to taki drobiazg. A tymczasem mieszkam sama, haczyki do zawieszenia
są, chwila moment i będę mieć! Ach, jak mi dobrze samej. :) No. Jak już się
sobą nazachwycałam, to akurat znalazłam się w domu. I okazało się, co
następuje.
Najpierw – że tablica owszem, jest,
wymiar się zgadza, ale te zaczepy do powieszenia są osobno. Owszem, załączone,
nawet z malutkimi gwoździkami. Ale luzem. Co to dla mnie, myślę, trochę mniej
pewnie, dam przecież radę. Przecież w domu na pewno mam młotek. Tak. Był. To
właśnie ten młoteczek do maleńkiego gwoździka od tablicy korkowej:
No właśnie. Ale naturalnie
przymocowałam wszystko jak trzeba, palców sobie nie stłukłam, kot uszedł cało.
Jest. Pierwszy etap za mną. W zasadzie jedyny, myślę. Teraz tylko tę kratkę
wieszakową zdjąć i po temacie. I o co ci faceci tyle problemu robią, snuję
sobie dalsze rozważania. A po co my się tak o tę pomoc prosimy, już naprawdę,
lepiej samej zrobić i mieć.
Idę do kuchni, by zdjąć kratkę, ale
ona coś opór stawia. Przyjrzałam się uważniej. Wiem, że sposobem, a nie siłą,
więc kombinuję, jak by toto ruszyć. A, pewnie wbite mocniej, chociaż to nie
wyglądało tak solidnie. Pomyślałam, że poluzuję trochę kombinerkami.
Na marginesie dodam, że z narzędzi
posiadam to, co tatuś zostawił jako jemu niepotrzebne. Czyli albo potężne
młoty, albo jakieś mikronarzędzia. Raczej brak pośrednich rozmiarów, a jeszcze
ogarnij, babo, męski składzik. Czasu jednak dużo, więc wreszcie znalazłam
jakieś kombinerki czy raczej – kombinery. Po drodze zdjęłam sweter i otworzyłam
okno. Wróciłam do kuchni, nie zamykając jej przed kotem. Złapałam i
pociągnęłam…
Nic się złego nie stało, trudno
sobie krzywdę nawet kombinerami zrobić. Oderwałam tylko spory, solidny kawał
tynku ze ściany. A cholerstwo siedziało mocno. Tak, to nie były gwoździki. To
były dwie solidnie wkręcone śruby. (Dodam, że śrubokrętem też się przymierzyłam, ale miałam tylko jakiś supermegawielki śrubokręt, nawet do tych wielkich śrub niepasujący...).
Zmiotłam tynk z podłogi, ogarnęłam
narzędzia, odłożyłam tablicę gdzieś za regał… Oj tam, nie jest mi taka
niezbędna. ;)
Jakby co, to do otwierania nieotwieralnych rzeczy możesz używać gumki recepturki.
OdpowiedzUsuńTo znaczy? Rozwiń myśl, proszę. Filmik instruktażowy również mile widziany :D
UsuńNawijasz gumke recepturke na zakretke i odkrecasz. Zadna filozofia :-)
OdpowiedzUsuń