poniedziałek, 24 marca 2014

Po prostu koza

Jeśli masz za mało problemów, spraw sobie kozę, pomyślała Gąska, kiedy już wyrzuciła za nim wszystkie jego graty. Nagle to ciasne mieszkanko stało się luksusowym apartamentem, w którym była niepodzielną panią. Nigdy więcej nie zamieszkam z facetem, pomyślała. Potem uznała, że nie warto przez taką pomyłkę nie dać szansy komuś innemu. A potem wzruszyła ramionami i poszła sprzątać.
Karol był kolejnym sympatycznym mężczyzną z portalu dla samotnych. Gąska po rozstaniu z Misiem zdążyła już pójść na randkę i nagle odkryła tę banalną prawdę, że „tego kwiatu jest pół światu”. Mirek jednak był tak pochłonięty pracą, sobą i swoimi problemami, że nie potrafił docenić uroku i subtelności Gąski, a ona po dwóch miesiącach, w czasie których zaczęła coraz częściej zaciskać zęby, by nie wybuchnąć złością z powodu po raz kolejny odwołanego spotkania („Muszę pracować” lub „Jestem wyczerpany po pracy”), dała sobie spokój. Postanowiła zmienić się w twardą Gęś, kierującą się bardziej rozumem niż uczuciami. Nie dała się więc szantażować emocjonalnie, gdy Mirek dzwonił i pytał, czy może przyjechać, bo jak nie, to coś wypije i wsiądzie za kierownicę („I to będzie Twoja wina”). Żeby jednak nie zastygnąć w staropanieńskiej formie, szukała szczęścia dalej. I tak trafiła na Karola.
Wysoki (w miarę), kawaler, z okolic Warszawy, wyględny nawet – nic, tylko brać. Pierwsze spotkanie już pokazało, że to… może nie skąpiradło, ale na pewno nie typ hojny i rozrzutny. Przynajmniej jednak poczuwał się do zapłacenia za herbatę. Ona z kolei nie miała ochoty ryzykować i zamówić do niej ciastka (była tego dnia celowo niewypłacalna). Potem dzwonił, zapraszał na spacery, ewentualnie na wystawy (w dni, kiedy wejścia były bezpłatne). Oczywiście sielanka szybko prysła. Gąska bowiem w jego oczach miała dwie zalety: samochód i mieszkanie w Warszawie. Ach, i pracowała. Stopniowo więc odwiedzał ją coraz częściej, akurat na tyle późno, by mógł prosić o nocleg. Inny powód zostawania był wykluczony – Karol bowiem cierpiał na częste bóle głowy…
I w końcu się zadomowił, a przynajmniej tak mu się wydawało. Kiedy bowiem uznał, że jest u siebie, i wrócił w środku nocy cuchnący alkoholem, a także po prostu cuchnący… Gąska uznała, że kolega lekko przesadził.
Tak, kolega. Na początku bowiem jego pomieszkiwania u Gąski i objadania jej, kiedy ona wmawiała sobie, że on na pewno nie ma odwagi okazać głębszych uczuć, ale z pewnością je ma, on spojrzał na nią i widząc wpatrzone w niego oczy, zapytał, czy się w nim zakochała. Bo wiesz, mówił, nie czekając na jej odpowiedź, ja jestem teraz w trudnej sytuacji, nie mam pracy, nie wiem, jak będzie wyglądała moja przyszłość, nie mam ci wiele do zaoferowania. Przy tych słowach Gąska spuściła oczy (a czemu? Ano temu) i powiedziała głosem kłócącym się z subtelną twarzyczką: Jakie zakochała? Ja też jestem młoda i też mam prawo korzystać z przyjemności życia, a jesteś niezły w sumie. Nie myślała tak. Ale co miała powiedzieć? To nie był przecież Miś… To miało być tylko remedium na Misia. A potem zaczął zdejmować buty, ale że brzuch mu przeszkadzał, a zawartość żołądka przy gwałtowniejszych ruchach chlupała, to zwrócił się do niej: Pomogłabyś koledze
Może by i nie wycofała się tak szybko z sytuacji, w którą ją wmanewrował. Bo to jego pomieszkiwanie/mieszkanie u niej stało się jakieś takie… mimowolne. Ale ten nietrzeźwy powrót po nocy przesądził sprawę. Nie chciała wstydzić się przed sąsiadami ani przed sobą takiego ochlapusa. „Kolegi”. Załatwiła sprawę spokojnie, ale zdecydowanie. Dała mu dospać do rana, ale na podłodze. O świcie wstała, umyła głowę i zrobiła lekki makijaż. Wtedy go obudziła, kazała wziąć prysznic i się spakować.
Karol uniósł się honorem i poszedł, na koniec kąśliwie – jego zdaniem – pytając, ile jest winny za wynajem. Od razu podała pierwszą kwotę, jaka przyszła jej na myśl. Jasne, że nie ściągnęłaby z  niego tych pieniędzy, gdyby nie to, że zostawił u niej coś najwyraźniej ważnego. Nie zaglądała do paczki, ale skoro zjawił się po to szybko i z obiecanymi pieniędzmi w garści, to znaczy, że nie były to plastikowe sztućce.

To był ostatni sympatyczny kawaler, jakiego Gąska wyrwała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz