Dawno nie pisałam o Kociu, a to
przecież taka słodka istotka… No dobrze, po prostu istotka. :P Kochana, pozytywna i
dostarczająca nieustannych wrażeń oraz zadziwień. Kiedy myślę, że już, już go ogarnęłam
i niczym wielkim mnie nie zaskoczy – on mnie zaskakuje. ;)
Niedawno byłam u koleżanki, która ma
dwa koty w wieku siedmiu lat. Koleżanka zdecydowała się wreszcie na
osiatkowanie balkonu i zaprosiła mnie tego dnia do siebie. Poszłam bardzo
chętnie, bo byłam ciekawa kotów, cieszyłam się na zobaczenie przynajmniej chłopaków
z Kociej Siatki, no i oczywiście fajnie było zobaczyć się z Ulą (kolejność
celowa w myśl zasady: ostatni będą pierwszymi. :P A naprawdę wszystkie trzy
powody były równorzędne). Przeżyłam wielkie, wielkie zaskoczenie. Niby byłam w
Kociej Łapce, gdzie przebywało wtedy chyba dziewięć kotów i kilka z nich
przyszło się pomiziać i było ogólnie wdzięczne i towarzyskie, ale koty Uli – a zwłaszcza
Simonka – okazały się być kotami, jakie sobie zazwyczaj wyobrażałam. Simonka to
po prostu niesamowita pieszczocha, życzy sobie kontaktu z człowiekiem, cieszy
się z niego, a jej brat, choć powściągliwszy w stosunku do obcych, również nie
okazywał mi niechęci. Czyli koty miziaki i pieszczochy jednak istnieją!
Tymczasem mój Kocio, choć często
widzę, że na swój sposób okazuje mi przywiązanie, to wciąż trzyma ogromny
dystans fizyczny. Ciężko go dotknąć na dłużej niż dwie sekundy, a gdy zaśnie
obok, to natychmiast budzi się, wstaje i ucieka, gdy ja się też położę. Nie
zmienia to faktu, że potem wraca, ale jednak… Przed wizytą u Uli mieliśmy kilka
cieplejszych nocy :P, byłam miziana i spontanicznie gnieciona, wymruczana i w
ogóle. Nie zdziwiłam się specjalnie, że po wizycie w Kocia znów wstąpił
Kocizmo. Liczyłabym się z tym nawet bez tego, bo Kocio nie jest stabilny
emocjonalnie. Niemniej miałam wrażenie, że jest w tym jakiś szczególniejszy
foch. Noc, jaką mi zafundował, była jedną z trudniejszych. Postawił sobie za
cel nie dać mi zasnąć, irytować mnie zrzucaniem przedmiotów z regału i ogólnie
hałaśliwym zachowaniem, którego nie pozwalał mi zignorować, nawet gdy
próbowałam. Wyraźnie domagał się uwagi, ale unikał zbliżania się jak ognia,
jednocześnie pilnując, byśmy byli w tym samym pomieszczeniu. Na szczęście koło
trzeciej sam się chyba zmęczył, a ja nie musiałam szczególnie rano wstawać. Następna
doba była już spokojniejsza.
Nie wiem, co Kociu jest i czemu tak się
zachowuje. Może jutro uda mi się czegoś dowiedzieć na ten temat podczas
warsztatów PetBonTon. Jeśli nie w czasie wykładów, to może od innych, obecnych
tam kociarzy.
A tymczasem Kocio wciąż pozwala
sobie na bycie „łobuzę”, jednocześnie niektórymi zachowaniami rozbrajając mnie
tak, że nie sposób się na niego złościć. ;P Trochę zmienił się na przykład
system asystowania. Wciąż plącze się pod nogami, ale ostatnio zdarzyło mi się,
że zostawiał mnie samą w łazience lub puszczał przodem do „kuwety” ;P.
Oczekiwał mojego wyjścia przed drzwiami, by następnie udać się tam, również osobno.
Ba, nawet nieraz się oglądał, czy na pewno za nim nie idę. ;)
Albo na przykład kupiłam mu ostatnio
takie poidełko fontannę. Naturalnie asystował przy montażu, nie odstępował mnie
ani na krok, aż wreszcie udało mi się podłączyć ustrojstwo. Wydaje ono cichy,
ale jednak dobrze słyszalny dźwięk. Kocio zatem, zaintrygowany nowością, usadowił
się na pozycji obserwatora, nie mając jednak odwagi podejść i sprawdzić
empirycznie, cóż to takiego. Pomyślałam, że może więc lepiej na razie to
odłączyć, żeby kot zorientował się, że to woda, a później może oswoi się z dźwiękiem.
Tak zrobiłam i zostawiwszy kota z odłączonym poidełkiem, poszłam do drugiego
pokoju, usiąść do pracy. Przez dziesięć minut naprawdę starałam się ignorować
hałasy, nie były takie głośne, ale w końcu postanowiłam sprawdzić. Tak, Kocio
skończył właśnie rozkładać poidełko na części pierwsze i właśnie zaczynał
kombinować, czy nie dałoby się bardziej. ;) Okazało się zatem, że mam w domu
małego dekonstruktora… ;) Może po prostu odzywa się w nim taki męski instynkt? Ciągnie
do majsterkowania, tylko nie wie, jak, bo brak mężczyzny w domu (a ze mnie, jak wiadomo, pod tym względem pożytku nie ma…). Ale skąd ja mu faceta na DS wezmę? ;)
A tymczasem wiosna za oknem, kot na balkonie, a jutro wstajemy godzinę wcześniej. I tego się trzymajmy! :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz