sobota, 29 marca 2014

O Kociu

Dawno nie pisałam o Kociu, a to przecież taka słodka istotka… No dobrze, po prostu istotka. :P Kochana, pozytywna i dostarczająca nieustannych wrażeń oraz zadziwień. Kiedy myślę, że już, już go ogarnęłam i niczym wielkim mnie nie zaskoczy – on mnie zaskakuje. ;)
Niedawno byłam u koleżanki, która ma dwa koty w wieku siedmiu lat. Koleżanka zdecydowała się wreszcie na osiatkowanie balkonu i zaprosiła mnie tego dnia do siebie. Poszłam bardzo chętnie, bo byłam ciekawa kotów, cieszyłam się na zobaczenie przynajmniej chłopaków z Kociej Siatki, no i oczywiście fajnie było zobaczyć się z Ulą (kolejność celowa w myśl zasady: ostatni będą pierwszymi. :P A naprawdę wszystkie trzy powody były równorzędne). Przeżyłam wielkie, wielkie zaskoczenie. Niby byłam w Kociej Łapce, gdzie przebywało wtedy chyba dziewięć kotów i kilka z nich przyszło się pomiziać i było ogólnie wdzięczne i towarzyskie, ale koty Uli – a zwłaszcza Simonka – okazały się być kotami, jakie sobie zazwyczaj wyobrażałam. Simonka to po prostu niesamowita pieszczocha, życzy sobie kontaktu z człowiekiem, cieszy się z niego, a jej brat, choć powściągliwszy w stosunku do obcych, również nie okazywał mi niechęci. Czyli koty miziaki i pieszczochy jednak istnieją!
Tymczasem mój Kocio, choć często widzę, że na swój sposób okazuje mi przywiązanie, to wciąż trzyma ogromny dystans fizyczny. Ciężko go dotknąć na dłużej niż dwie sekundy, a gdy zaśnie obok, to natychmiast budzi się, wstaje i ucieka, gdy ja się też położę. Nie zmienia to faktu, że potem wraca, ale jednak… Przed wizytą u Uli mieliśmy kilka cieplejszych nocy :P, byłam miziana i spontanicznie gnieciona, wymruczana i w ogóle. Nie zdziwiłam się specjalnie, że po wizycie w Kocia znów wstąpił Kocizmo. Liczyłabym się z tym nawet bez tego, bo Kocio nie jest stabilny emocjonalnie. Niemniej miałam wrażenie, że jest w tym jakiś szczególniejszy foch. Noc, jaką mi zafundował, była jedną z trudniejszych. Postawił sobie za cel nie dać mi zasnąć, irytować mnie zrzucaniem przedmiotów z regału i ogólnie hałaśliwym zachowaniem, którego nie pozwalał mi zignorować, nawet gdy próbowałam. Wyraźnie domagał się uwagi, ale unikał zbliżania się jak ognia, jednocześnie pilnując, byśmy byli w tym samym pomieszczeniu. Na szczęście koło trzeciej sam się chyba zmęczył, a ja nie musiałam szczególnie rano wstawać. Następna doba była już spokojniejsza.
Nie wiem, co Kociu jest i czemu tak się zachowuje. Może jutro uda mi się czegoś dowiedzieć na ten temat podczas warsztatów PetBonTon. Jeśli nie w czasie wykładów, to może od innych, obecnych tam kociarzy.
A tymczasem Kocio wciąż pozwala sobie na bycie „łobuzę”, jednocześnie niektórymi zachowaniami rozbrajając mnie tak, że nie sposób się na niego złościć. ;P Trochę zmienił się na przykład system asystowania. Wciąż plącze się pod nogami, ale ostatnio zdarzyło mi się, że zostawiał mnie samą w łazience lub puszczał przodem do „kuwety” ;P. Oczekiwał mojego wyjścia przed drzwiami, by następnie udać się tam, również osobno. Ba, nawet nieraz się oglądał, czy na pewno za nim nie idę. ;)

Albo na przykład kupiłam mu ostatnio takie poidełko fontannę. Naturalnie asystował przy montażu, nie odstępował mnie ani na krok, aż wreszcie udało mi się podłączyć ustrojstwo. Wydaje ono cichy, ale jednak dobrze słyszalny dźwięk. Kocio zatem, zaintrygowany nowością, usadowił się na pozycji obserwatora, nie mając jednak odwagi podejść i sprawdzić empirycznie, cóż to takiego. Pomyślałam, że może więc lepiej na razie to odłączyć, żeby kot zorientował się, że to woda, a później może oswoi się z dźwiękiem. Tak zrobiłam i zostawiwszy kota z odłączonym poidełkiem, poszłam do drugiego pokoju, usiąść do pracy. Przez dziesięć minut naprawdę starałam się ignorować hałasy, nie były takie głośne, ale w końcu postanowiłam sprawdzić. Tak, Kocio skończył właśnie rozkładać poidełko na części pierwsze i właśnie zaczynał kombinować, czy nie dałoby się bardziej. ;) Okazało się zatem, że mam w domu małego dekonstruktora… ;) Może po prostu odzywa się w nim taki męski instynkt? Ciągnie do majsterkowania, tylko nie wie, jak, bo brak mężczyzny w domu (a ze mnie, jak wiadomo, pod tym względem pożytku nie ma…). Ale skąd ja mu faceta na DS wezmę? ;)
A tymczasem wiosna za oknem, kot na balkonie, a jutro wstajemy godzinę wcześniej. I tego się trzymajmy! :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz