Nie ustając w chęci znalezienia mężczyzny życia
(przynajmniej na jakiś czas), ponownie z ufnością weszła na sympatyczny portal
randkowy. Baza panów była przecież na tyle obfita, że z pewnością uda się
znaleźć kogoś fajnego, myślała. Dlatego nick „fajnyzwawy” potraktowała jako
wręcz odpowiedź na swoje oczekiwania. Napisała, odpisał – i od razu ją
zaskoczył, bo nie pytał o wymiary i ulubioną pozycję, tylko o dzisiejszy
nastrój i „czy też brakuje jej kogoś bliskiego w tym świecie”. Ufna gąska
odczytała to tak, jak chciała, uwierzyła, że wreszcie się jej udało, no i zaczęła
się korespondencja. Maile były nieczęste: tak, żeby się nimi nie nasyciła, ale
z kolei – by zbyt długi czas oczekiwania na odpowiedź nie zniechęcił. Oczywiście
tego nie widziała, cieszyła się nawet, że mają czas, by wzajemnie się poznać.
Ach, i nie domagał się zdjęcia, więc ważniejsze było dla niego wnętrze, dusza,
umysł – cieszyła się dalej. Jakiż to musi być wrażliwy człowiek, myślała.
Pewnie też przeżył jakieś rozczarowanie, więc teraz rozumie, co naprawdę jest
wartościowe. Z kilku mimochodem wtrąconych informacji wynikało, że jest
kawalerem. Tu jednak wyjątkowo zachowała dystans emocjonalny. Zbyt wiele razy –
tak w świecie realnym, jak i wirtualnym – spotykała się z krętaczami. Na początku
przerażało ją to, oburzało i szokowało: jak on może, przecież ma żonę, tak nie
wolno! Potem jednak uznała, że cóż, nie zbawi świata, i przestała się tym
przejmować. Dalej nie uznawała spotkań z żonatymi, po prostu szkoda było jej
czasu, ale śmieszyło ją nieraz, z jakim zapałem niektórzy próbowali ją
przekonać do randki. Jednemu z odważniejszych, który zapraszał ją do siebie
podczas nieobecności żony w domu do siebie (!) „na lampkę wina i chwilę
przyjemności”, odpowiedziała, że wierzy, iż dostanie wino i chwilę, ale nie ma
gwarancji na przyjemność. Chyba się obraził. ;) Inny pisał, że żona go nie
rozumie. Po dwunastym mailu (na które nie odpowiadała) zrozumiała – żonę. W końcu
jednak i to ją znudziło. Wyostrzyła jednak uwagę pod tym kątem i nawet „fajnemu”
Romkowi nie ufała w tej kwestii.
On jej jednak nie zawiódł pod tym względem. Kiedy trochę już
popisali, zaproponował spotkanie, a że to była wiosna, umówili się na spacer nad
jedną z warszawskich kałuż, „by wspólnie nakarmić kaczki”. Złośliwy głosik
cichutko szepnął jej w głowie: „Spryciarz. Pozuje na romantycznego, a w gruncie
rzeczy oszczędny”, ale sama skarciła się za te myśli. Przecież on na pewno jest
nieśmiały i wrażliwy, i na pewno nie o to chodzi, ale ja oczywiście muszę się
doszukiwać wszędzie złych intencji, myślała. I poszła, nie biorąc kawałka bułki
dla kaczek.
Na wstępie już okazało się, że brak bułki był dużym
niedociągnięciem, bo Romek swoją miał, ale nie planował się dzielić. Poszła do
sklepu, nabyła i karmiła. Po trzecim okrążeniu zbiorniczka wodnego bułka
wreszcie się skończyła. Miała nadzieję, że to dobry moment, by się urwać, bo
spotkanie toczyło się… dziwnie. Chłopak zachowywał się tak, jakby próbował
realizować jakiś plan, z góry narzucony przez kogoś, a nie czuł się z tym
dobrze. Próbował połączyć dżentelmena z maczo, rozumianego jako chama, co to
się nie przejmuje, że kobieta za nim nie nadąża, choć to tylko spacer, czy nie
widzi, że zerwał się wiatr, od którego ona dygocze i wolałaby wejść do jakiejś
kawiarenki (a nawet do Empiku…) albo po prostu się pożegnać. Dreptała jednak za
nim potulnie, nie wiedząc, co ma zrobić i o co w tym wszystkim chodzi. Wreszcie
zdobyła się na odwagę i powiedziała, że niestety musi wracać, bo jest głodna.
Ulga na jego twarzy była tak czytelna, że aż się roześmiała, co go chyba
zreflektowało, bo zaczął przepraszać i tłumaczyć się ze swojego dziwnego
zachowania. Wiesz, jestem bardzo spięty, starałem się dobrze wypaść, a z
drugiej strony ty tak mało mówiłaś, że nie wiedziałem, czy się nie nudzisz ze
mną – i takie tam tratata. Nie wiedziała, co myśleć, więc uznała, że w ogóle
nie będzie, uśmiechnęła się, pomachali sobie i pobiegła do autobusu.
Odezwał się za dwa dni z propozycją kolejnego spotkania. A więc
jednak!, pomyślała. Jednak coś mu się we mnie spodobało! On… no cóż, bądźmy szczerzy.
Był przeciętny, ale przecież to nawet lepiej, nie będzie taki rozrywany przez
inne, myślała praktycznie. A ile odwagi musiała go kosztować obecna propozycja –
snuła dalsze rozważania. Bo zaprosił ją do siebie, żeby coś obejrzeli, ale w każdym
zdaniu zapewniał, że nie musi się bać, że po prostu – będzie szczery – nie ma
za bardzo kasy na chodzenie po mieście, do kina i takie tam. I jeśli ona woli,
to on może przyjechać do niej. Pomyślała, a co mi tam, pojadę. Wspomniała Egipt,
westchnęła i odpisała, że owszem, zgadza się, mogą coś razem obejrzeć.
Mówi się, że głupi mają szczęście, a nad szaleńcami czuwa
Opatrzność. Gąska zatem miała szczęście i opiekę, i trzy spotkania przebiegły jej w
miłej, sympatycznej i delikatnie romantycznej atmosferze. Oglądali filmy,
siedząc obok siebie i nieśmiało popatrując na siebie. Czasem delikatnie brał ją
za rękę, a na trzecim spotkaniu nawet objął! Wracała uśmiechnięta, coraz
bardziej rozmarzona i pełna nadziei, że może… wreszcie… W rzadkich chwilach
pikał jej delikatny niepokój, bo jednak to nie było takie typowe zachowanie, a
chłopak – mówmy wprost – nie wyglądał jej na zakompleksionego pierdołę. A jednak
widziała, że mu się podoba. To o co chodzi, główkowała chwilami. Ale dawała
sobie spokój. Dziwne też wydawało się jej, że mimo tej delikatności i
wrażliwości nie przejmował się nigdy jej samotnymi i dość późnymi powrotami
komunikacją miejską. Odprowadzał na przystanek, ale nie był to bezpośredni
autobus, a miejsce przesiadki było mało przyjazne. Sama jednak nie miała odwagi
poprosić, by pojechał razem z nią chociaż ten nieprzyjemny kawałek drogi. Nie
chciała robić kłopotu, a jemu pewnie nie przyszło to do głowy. Mężczyźni bywają
mało domyślni…
Tak, bywają. Ale ona też nie sądziła, jaka niespodzianka
spotka ją od niego ok. dwa tygodnie później. Tyle bowiem milczał po tym
ostatnim spotkaniu. W końcu zagryzła wargi i napisała do niego maila. Cześć,
czemu się nie odzywasz, może się spotkamy? Tak, odpisał, nie odzywam się, bo
nie widzę sensu w naszych spotkaniach. Ty byś chciała karmić kaczki albo
oglądać filmy, a ja chciałem seksu. Nie muszę ci wsadzać swojego twardziela od
razu, napisz, co lubisz, ale inny cel spotkania mnie nie interesuje.
Dotychczas sądziła, że powiedzenie „oplułam monitor, jak cośtam
przeczytałam” jest przenośnią. Nie jest, bo cała kawa, którą właśnie sobie
zrobiła i której łyczek wypiła, poszła prosto na monitor laptopa. Odstawiła kubek,
wytarła lapka, siebie i podłogę. Otworzyła okno i wyjrzała na zewnątrz. Wzięła kilka
głębokich oddechów i ponownie przeczytała wiadomość, sądząc, że coś źle
zrozumiała. Niestety nie.
Zastanawiała się, jak się zachować. Sama nie wiedziała, co
ją najbardziej w tej sytuacji upokorzyło. W końcu machnęła ręką, ale jednak nie
potrafiła zostawić takiego maila bez odpowiedzi. Wreszcie napisała: Szkoda, że
od razu nie napisałeś, że o to ci chodzi, tyle czasu oboje straciliśmy, bo
faktycznie nie jestem zainteresowana. Zamknęła pocztę w komputerze, a znajomość
– w swojej głowie. Była przekonana, że on nic już nie odpisze, bo po co? Przeżyła
więc szok, gdy następnego dnia w pracy, po zalogowaniu się do komputera,
wyskoczyła odpowiedź od niego: Człowiek chce zrobić jej dobrze, i to za darmo,
a ta jeszcze fochy strzela…
Minęło trochę czasu, zanim zdecydowała się pójść na kolejne
spotkanie, też ustawiane, ale przez życzliwych znajomych. Namiary na Romka
jednak zachowała – gdyby któraś koleżanka potrzebowała takiego wolontariusza…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz