poniedziałek, 3 marca 2014

Sympatyczny twardziel

Nie ustając w chęci znalezienia mężczyzny życia (przynajmniej na jakiś czas), ponownie z ufnością weszła na sympatyczny portal randkowy. Baza panów była przecież na tyle obfita, że z pewnością uda się znaleźć kogoś fajnego, myślała. Dlatego nick „fajnyzwawy” potraktowała jako wręcz odpowiedź na swoje oczekiwania. Napisała, odpisał – i od razu ją zaskoczył, bo nie pytał o wymiary i ulubioną pozycję, tylko o dzisiejszy nastrój i „czy też brakuje jej kogoś bliskiego w tym świecie”. Ufna gąska odczytała to tak, jak chciała, uwierzyła, że wreszcie się jej udało, no i zaczęła się korespondencja. Maile były nieczęste: tak, żeby się nimi nie nasyciła, ale z kolei – by zbyt długi czas oczekiwania na odpowiedź nie zniechęcił. Oczywiście tego nie widziała, cieszyła się nawet, że mają czas, by wzajemnie się poznać. Ach, i nie domagał się zdjęcia, więc ważniejsze było dla niego wnętrze, dusza, umysł – cieszyła się dalej. Jakiż to musi być wrażliwy człowiek, myślała. Pewnie też przeżył jakieś rozczarowanie, więc teraz rozumie, co naprawdę jest wartościowe. Z kilku mimochodem wtrąconych informacji wynikało, że jest kawalerem. Tu jednak wyjątkowo zachowała dystans emocjonalny. Zbyt wiele razy – tak w świecie realnym, jak i wirtualnym – spotykała się z krętaczami. Na początku przerażało ją to, oburzało i szokowało: jak on może, przecież ma żonę, tak nie wolno! Potem jednak uznała, że cóż, nie zbawi świata, i przestała się tym przejmować. Dalej nie uznawała spotkań z żonatymi, po prostu szkoda było jej czasu, ale śmieszyło ją nieraz, z jakim zapałem niektórzy próbowali ją przekonać do randki. Jednemu z odważniejszych, który zapraszał ją do siebie podczas nieobecności żony w domu do siebie (!) „na lampkę wina i chwilę przyjemności”, odpowiedziała, że wierzy, iż dostanie wino i chwilę, ale nie ma gwarancji na przyjemność. Chyba się obraził. ;) Inny pisał, że żona go nie rozumie. Po dwunastym mailu (na które nie odpowiadała) zrozumiała – żonę. W końcu jednak i to ją znudziło. Wyostrzyła jednak uwagę pod tym kątem i nawet „fajnemu” Romkowi nie ufała w tej kwestii.
On jej jednak nie zawiódł pod tym względem. Kiedy trochę już popisali, zaproponował spotkanie, a że to była wiosna, umówili się na spacer nad jedną z warszawskich kałuż, „by wspólnie nakarmić kaczki”. Złośliwy głosik cichutko szepnął jej w głowie: „Spryciarz. Pozuje na romantycznego, a w gruncie rzeczy oszczędny”, ale sama skarciła się za te myśli. Przecież on na pewno jest nieśmiały i wrażliwy, i na pewno nie o to chodzi, ale ja oczywiście muszę się doszukiwać wszędzie złych intencji, myślała. I poszła, nie biorąc kawałka bułki dla kaczek.
Na wstępie już okazało się, że brak bułki był dużym niedociągnięciem, bo Romek swoją miał, ale nie planował się dzielić. Poszła do sklepu, nabyła i karmiła. Po trzecim okrążeniu zbiorniczka wodnego bułka wreszcie się skończyła. Miała nadzieję, że to dobry moment, by się urwać, bo spotkanie toczyło się… dziwnie. Chłopak zachowywał się tak, jakby próbował realizować jakiś plan, z góry narzucony przez kogoś, a nie czuł się z tym dobrze. Próbował połączyć dżentelmena z maczo, rozumianego jako chama, co to się nie przejmuje, że kobieta za nim nie nadąża, choć to tylko spacer, czy nie widzi, że zerwał się wiatr, od którego ona dygocze i wolałaby wejść do jakiejś kawiarenki (a nawet do Empiku…) albo po prostu się pożegnać. Dreptała jednak za nim potulnie, nie wiedząc, co ma zrobić i o co w tym wszystkim chodzi. Wreszcie zdobyła się na odwagę i powiedziała, że niestety musi wracać, bo jest głodna. Ulga na jego twarzy była tak czytelna, że aż się roześmiała, co go chyba zreflektowało, bo zaczął przepraszać i tłumaczyć się ze swojego dziwnego zachowania. Wiesz, jestem bardzo spięty, starałem się dobrze wypaść, a z drugiej strony ty tak mało mówiłaś, że nie wiedziałem, czy się nie nudzisz ze mną – i takie tam tratata. Nie wiedziała, co myśleć, więc uznała, że w ogóle nie będzie, uśmiechnęła się, pomachali sobie i pobiegła do autobusu.
Odezwał się za dwa dni z propozycją kolejnego spotkania. A więc jednak!, pomyślała. Jednak coś mu się we mnie spodobało! On… no cóż, bądźmy szczerzy. Był przeciętny, ale przecież to nawet lepiej, nie będzie taki rozrywany przez inne, myślała praktycznie. A ile odwagi musiała go kosztować obecna propozycja – snuła dalsze rozważania. Bo zaprosił ją do siebie, żeby coś obejrzeli, ale w każdym zdaniu zapewniał, że nie musi się bać, że po prostu – będzie szczery – nie ma za bardzo kasy na chodzenie po mieście, do kina i takie tam. I jeśli ona woli, to on może przyjechać do niej. Pomyślała, a co mi tam, pojadę. Wspomniała Egipt, westchnęła i odpisała, że owszem, zgadza się, mogą coś razem obejrzeć.
Mówi się, że głupi mają szczęście, a nad szaleńcami czuwa Opatrzność. Gąska zatem miała szczęście i opiekę, i trzy spotkania przebiegły jej w miłej, sympatycznej i delikatnie romantycznej atmosferze. Oglądali filmy, siedząc obok siebie i nieśmiało popatrując na siebie. Czasem delikatnie brał ją za rękę, a na trzecim spotkaniu nawet objął! Wracała uśmiechnięta, coraz bardziej rozmarzona i pełna nadziei, że może… wreszcie… W rzadkich chwilach pikał jej delikatny niepokój, bo jednak to nie było takie typowe zachowanie, a chłopak – mówmy wprost – nie wyglądał jej na zakompleksionego pierdołę. A jednak widziała, że mu się podoba. To o co chodzi, główkowała chwilami. Ale dawała sobie spokój. Dziwne też wydawało się jej, że mimo tej delikatności i wrażliwości nie przejmował się nigdy jej samotnymi i dość późnymi powrotami komunikacją miejską. Odprowadzał na przystanek, ale nie był to bezpośredni autobus, a miejsce przesiadki było mało przyjazne. Sama jednak nie miała odwagi poprosić, by pojechał razem z nią chociaż ten nieprzyjemny kawałek drogi. Nie chciała robić kłopotu, a jemu pewnie nie przyszło to do głowy. Mężczyźni bywają mało domyślni…
Tak, bywają. Ale ona też nie sądziła, jaka niespodzianka spotka ją od niego ok. dwa tygodnie później. Tyle bowiem milczał po tym ostatnim spotkaniu. W końcu zagryzła wargi i napisała do niego maila. Cześć, czemu się nie odzywasz, może się spotkamy? Tak, odpisał, nie odzywam się, bo nie widzę sensu w naszych spotkaniach. Ty byś chciała karmić kaczki albo oglądać filmy, a ja chciałem seksu. Nie muszę ci wsadzać swojego twardziela od razu, napisz, co lubisz, ale inny cel spotkania mnie nie interesuje.
Dotychczas sądziła, że powiedzenie „oplułam monitor, jak cośtam przeczytałam” jest przenośnią. Nie jest, bo cała kawa, którą właśnie sobie zrobiła i której łyczek wypiła, poszła prosto na monitor laptopa. Odstawiła kubek, wytarła lapka, siebie i podłogę. Otworzyła okno i wyjrzała na zewnątrz. Wzięła kilka głębokich oddechów i ponownie przeczytała wiadomość, sądząc, że coś źle zrozumiała. Niestety nie.
Zastanawiała się, jak się zachować. Sama nie wiedziała, co ją najbardziej w tej sytuacji upokorzyło. W końcu machnęła ręką, ale jednak nie potrafiła zostawić takiego maila bez odpowiedzi. Wreszcie napisała: Szkoda, że od razu nie napisałeś, że o to ci chodzi, tyle czasu oboje straciliśmy, bo faktycznie nie jestem zainteresowana. Zamknęła pocztę w komputerze, a znajomość – w swojej głowie. Była przekonana, że on nic już nie odpisze, bo po co? Przeżyła więc szok, gdy następnego dnia w pracy, po zalogowaniu się do komputera, wyskoczyła odpowiedź od niego: Człowiek chce zrobić jej dobrze, i to za darmo, a ta jeszcze fochy strzela…

Minęło trochę czasu, zanim zdecydowała się pójść na kolejne spotkanie, też ustawiane, ale przez życzliwych znajomych. Namiary na Romka jednak zachowała – gdyby któraś koleżanka potrzebowała takiego wolontariusza…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz